W środę, 20 lutego, pewna lekarka w Belgradzie urodziła syna Igora. Matka nosi królewskie imię Milica, ale nie z tego powodu zajmuję tutaj uwagę polskiego czytelnika narodzinami nowego obywatela Serbii. Co prawda, doniosły o tym wydarzeniu wszystkie miejscowe gazety, ale to także niczego jeszcze nie tłumaczy, chociaż daje do myślenia. Dziwi tylko, że żadnemu reporterowi nie udało się dowiedzieć, ile chłopak ważył i ile mierzył, żeby choć trochę mu powróżyć, czy będzie równie sławny jak jego wielcy rodacy, np. Novak Djoković (tenisista) czy Nikola Tesla (geniusz radiotechniki). Okoliczność, która przesądziła o żywym zainteresowaniu mediów narodzinami Igora, ma naturę rządowo-genderową. Otóż szczęśliwa matka Milica Djurdjić jest od dziewięciu lat partnerką życiową pani premier Serbii Any Brnabić. Serbowie lubią być mistrzami świata albo przynajmniej Bałkanów we wszystkim, czym się zajmują, więc ogłoszono, że to pierwsze takie wydarzenie w historii, że urzędująca pani premier ma syna, pozostając w związku jednopłciowym. W oficjalnym komunikacie napisano jeszcze, że zapłodnienie u partnerki odbyło się drogą pozaustrojową, po polsku – in vitro. Reszta powinna być milczeniem, ale nie jest, bo na Bałkanach, podobnie jak w całej Słowiańszczyźnie, zawsze górą muszą być samce. Jako pierwszy odezwał się na Twitterze Sergej Trifunović, aktor. W Polsce chyba tylko raz mignął widzom w filmie „Montevideo, smak zwycięstwa”. W Serbii też bardziej jest znany z innych ról – zwyzywał parę dziennikarek telewizyjnych od k… i chyba lubi ćpać, bo ktoś pytał w internecie, czy wiadomo, jak długo organizm absorbuje kokainę i jak to się ma do poczytalności w różnych fazach przyjmowania. Bardzo niedawno aktor został prezesem PSG, nie, nie paryskiego klubu, tylko Pokreta Slobodnih Gradjana, ruchu organizującego w miastach Serbii tzw. spacery, sobotnie marsze opozycji, w których notabene od dwóch tygodni noszona jest szubienica. Piszę tak dużo o autorze pierwszego wpisu, żeby wywindować jego tweet na światowy poziom. Skromny aktor i jeszcze niedoceniany polityk z Mostaru w pełni na to zasłużył. Na wieść, że Milica Djurdjić, partnerka pani premier Serbii, urodziła syna, obywatel tego kraju Sergej Trifunović zareagował tak: „Dzieci w Afryce głodują, a dziecko Any Brnabić opycha się pokarmem z czterech cycków”. Dostało się nowo narodzonemu, ale zaraz potem wybuchła wojna i nasz macho z PSG oberwał od internautów. Ktoś napisał, że Trifunović to szalabajzer, którego już nikt nie traktuje poważnie. Przyznam, że nie wiem, co znaczy słowo szalabajzer, ale brzmi obiecująco w towarzystwie takich komplementów jak obrzydliwiec czy nędzny tchórz. Pominę już uwagę, jaką potraktowała autora pewna znana pisarka. Bluzg, choć bezlitośnie wytworny, nie miałby szans na przekroczenie progu sekretariatu naszej redakcji. Nowa wojna, która zaczęła się w Serbii, po raz pierwszy w tym kraju będzie bezkrwawa, za to okaże się najbardziej zbawienna. Najpierw zmiecie Trifunovicia, a zaraz potem uformuje ozdrowieńczy front walki z homofobią, bo ujawni genderową naturę większości konfliktów na ziemi Serbów. Ktoś powinien już zacząć pisać współczesną serbską epopeję „Słowo o wyprawce Igora” na wzór słynnego dzieła literatury staroruskiej o wyprawie Igora. Bo będzie potrzebne literackie świadectwo odrodzenia narodu, wreszcie otwierające przed nim pokojową, europejską perspektywę i zamykające ostatecznie wiekami roznamiętnianą traumę po klęsce na Kosowym Polu w 1389 r. Dzisiejszy stan prawny jest taki: Igor nie ma więzów rodzinnych z Aną, przepraszam, panią premier, jeżeli komórka jajowa pochodziła od Milicy. Gdyby to była komórka Any, należałoby potraktować Milicę jako surogatkę, a na to serbskie prawo nie pozwala. Pani premier nie może być drugą matką. Nie będzie jej nazwiska w akcie urodzenia, dlatego nie zapisze Igora do przedszkola, nawet kiedy przestanie być szefową rządu, nie wyjedzie z nim za granicę ani nie odwiedzi w szpitalu jako członek rodziny. Wszyściutko jak w Polsce! Ale Serbowie są w lepszej sytuacji, bo mają Anę Brnabić, która da radę. W Polsce trzeba będzie zaczekać na premiera Roberta Biedronia. Fot. Facebook Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint