Czechom będziemy płacić setki milionów złotych za Turów, Amerykanom znacznie więcej za nacjonalizację TVN, Unia – ze względu na orzeczenia trybunału Julii Przyłębskiej – nie wypłaci nam kilkudziesięciu miliardów euro. Ciekawe, czy znajdzie się w centrali i na placówkach choć kilku sprawiedliwych, by rzetelnie ocenić te polityczne decyzje partii rządzącej. Gdy na przełomie 2002 i 2003 r. Polska przystępowała do koalicji antyirackiej pod przywództwem USA, znalazło się na ówczesnych placówkach kilku pracowników, którzy na podstawie rozmów z kolegami z innych placówek NATO i UE zwracali uwagę na niebezpieczeństwa wynikające z zaangażowania w agresję. Kilku innych, już w centrali, poleciło sporządzenie z tych szyfrogramów notatek i rozesłanie ich do najważniejszych osób w państwie. Nikomu włos z głowy nie spadł. Niektórzy dyrektorzy departamentów poprosili ambasadorów o rozszerzenie zagadnienia i przeprowadzili z nimi koleżeńskie rozmowy, by jednak się nie wychylać, bo decyzje polityczne zostały podjęte. Depesze i notatki z wysokimi klauzulami tajności zostały w archiwach, a weterani tamtych dni, którzy rzetelnie pojmowali swoje obowiązki, mają do dziś satysfakcję. Za którą oczywiście nic sobie nie mogą kupić. O tym, że lepiej mieć ambasadora w ważnym kraju, niż nie mieć, partia rządząca już się dowiedziała przy okazji problemu z Turowem. Teraz zorientowała się też, że lepiej mieć ambasadora mocarstwa w Warszawie, niż nie mieć. Tyle że robi wszystko, by go do przyjazdu zniechęcić. Jak w zeszłym tygodniu poinformował Onet, od Marka Brzezińskiego, kandydata na ambasadora USA w Warszawie, zażądano, by zrzekł się obywatelstwa polskiego, którego nigdy nie nabył. Podobno ma je na podstawie polskiej ustawy o obywatelstwie – według PiS jest obywatelem Polski po ojcu, który był nim przed wojną. Partia chce więc, żeby poprosił prezydenta Dudę o uchylenie obywatelstwa. To niebezpieczne gierki. Na przykład dla przyszłego (a może i obecnego) ambasadora RP w Niemczech. Otóż konstytucja RFN stanowi, że obywatelami Niemiec są wszyscy, którzy urodzili się do 1937 r. na terenie Niemiec, ich zstępni i małżonkowie. Nie znamy miejsca urodzenia rodziców obecnego ambasadora w Berlinie czy jego małżonki. Nie wiemy, czy zrzekli się niemieckiego obywatelstwa, wszak ich rodzice pochodzą z pogranicza, z byłego zaboru pruskiego. Na pewno następny ambasador może być przez Berlin o to poproszony, jeśli pochodzi z zachodu Polski. I jeszcze prośba do wszystkich koleżanek i kolegów z mediów, od telewizji państwowej, przez portale internetowe, aż do Faktów TVN: jeśli w ambasadzie USA czy Izraela w Warszawie nie ma ambasadora, to szefem placówki jest chargé d’affaires. W wypadku Izraela jest to obecnie pani Tal Ben-Ari Yaalon, a USA pan Bix Aliu. Oni są chargé d’affaires USA czy Izraela w Polsce. Nie są chargé d’affaires ambasady Izraela czy USA w Warszawie. Są najwyższymi przedstawicielami swoich państw w Polsce. Zupełnie na koniec pytanie jak do Radia Erewań: Dlaczego PiS sądzi, że amerykańska TVN zagraża bezpieczeństwu Polski, a żołnierze USA w Polsce je wzmacniają? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint