Smak wczesnego Gierka

Pewna pani przyniosła płytę, przy której był “ten pierwszy raz”, emeryt pokazuje garnek sprzed czterdziestu lat, w którym zupa była zawsze gęstsza niż dzisiaj Dzisiejsze skromne życie miesza się ze wspomnieniami. Pani Barbara – w kwiecistej sukni, włosy w kok jak w latach 60. – przysiadła na murku. Obok buty narciarskie, rocznik ‘53. Nigdy nie noszone. To były najlepsze buty, jakie można było kupić w Polsce. Kosztowały trzy pensje. – Było nas na nie stać – z dumą mówi pani Barbara. – I na wyjazd do Zakopanego też. Buty stanęły w przedpokoju. Dwa razy przymierzone i tyle. Ich właściciel nagle zmarł. Z nocy na noc stały się pamiątką, wspomnieniem dobrych dni, bo teraz pani Barbara musiała sama wychowywać i utrzymywać syna. Do tego celu służyła między innymi foremka do ciasta, z której wychodziła śliczna babka. Foremka stoi na murku obok butów i syfonu, z którym do sklepu warzywnego biegał syn. Teraz w domu od dawna nikt się nimi nie interesował. Więc pani Barbara postanowiła przypomnieć męża. Pan Wojciech postawił zestaw czterech garnków, w których przez lata przynosił obiady. Najpierw nosiła je matka, potem on, wracając ze szkoły. Stołówka mieściła się w jakimś urzędzie przy trasie W-Z. Pamięta, że zawsze był głodny, więc uważnie obserwował, jak kucharka nalewa gęstą zupę, potem szły ziemniaki, często buraczki, zawsze mięso dobrze przysmażone. Taki obiad kosztował około dziesięciu złotych i pan Wojciech do dzisiaj pamięta smak jarzynowej. Później “nosidłem” zainteresowały się wnuki i zabrały na obóz harcerski. Teraz garnki, miniaturowe żelazko i jeden z pierwszych polskich elektrycznych czajników trafiły pod muzeum. – Dzieci nie wiedzą, że tu przyjechaliśmy – pan Wojciech obejmuje żonę – raczej uważałyby, że to wstyd. Obrazki z przeszłości są ciepłe, ale wiele osób przyszło pod warszawskie Muzeum Narodowe nie po to, by powspominać. Mają nadzieję, że na fali sentymentu ktoś kupi od nich talerzyki, miski, pocztówki z piosenkami. Każdy grosz się przyda. – Zorganizowaliśmy ten targ w nadziei, że warszawiacy przyniosą porcelanę z Ćmielowa, Bolesławca, może sprzęt fotograficzny. Brakuje nam płyt pocztówkowych i znowu modnych plastikowych koszyków. Te przedmioty mają nie tylko wartość sentymentalną, stanowią także zapis historii Polski – mówi Ewa Kozieja z działu promocji Muzeum Narodowego. Rozłożyła stolik tuż pod głośnikami. – Niektóre przedmioty zakupimy, uzupełnią naszą wystawę “Rzeczy pospolite. Polskie wyroby 1899-1999”. Eksponaty wystawione w muzeum zostały wypożyczone z innych placówek, od osób prywatnych lub samych projektantów. Warunki były dwa – seryjna produkcja i polski projekt – wyjaśnia Karolina Podsiadło, również z Muzeum Narodowego. – Ciągle brakuje nam kufajki, kurtki zaprojektowanej przez Barbarę Hoff. Mamy za to jej słynną koszulę dziadka z 1976 roku. Różne jej wersje noszone są do dziś. Mam w domu muzeum Na wystawie w Muzeum Narodowym zgromadzono 120 eksponatów. Przeważają przedmioty codziennego użytku – naczynia, szkło, tkaniny, meble. Choć ekspozycja obejmuje całe stulecie, najwięcej emocji wywołuje to, co się jeszcze pamięta – przedmioty z lat 50., 60., 70. – Te emocje związane są nie tylko z własnymi wspomnieniami – mówi pani Anna, emerytowana nauczycielka. Właśnie oglądamy wazon z Włocławka, który na zakończenie pracy pedagogicznej dostał pan Józef. Teraz musi go sprzedać, bo na leki ciągle brakuje. – Jest jeszcze coś, co powoduje, że z radością tu przyszłam – dodaje pani Anna. – Wreszcie nie muszę się wstydzić tego, jak żyłam i żyję do tej pory, bo w umeblowaniu mojego mieszkania przez 30 lat niewiele się zmieniło. Mam meblościankę, stolik jamnik i lampę z plastikowym abażurem. Moje dzieci się na to krzywią, bo to był ten straszny socjalizm, poza tym wychowano je w przekonaniu, że za Gomułki powstawały same ohydztwa. A tu proszę, okazało się, że matka ma przedmioty muzealne. Pewnie dlatego, ze względu na sentyment za “smutnym Gomułką”, na wystawie najczulej oglądane są radio “Szarotka” (1958) i pralka “Frania”, też z 1958, w wielu domach ciągle niezastąpiona. Do każdej “Frani” dołączano niegdyś szczypce do wyjmowania bielizny i specjalny woreczek do prania delikatnej bielizny. Miłość w meblościance W muzeum

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 26/2000

Kategorie: Społeczeństwo