Vioxx uśmiercił tysiące ludzi na świecie, a miliony pozbawił zdrowia. W Polsce złożono pierwszy pozew przeciw koncernowi Stanisław Paszek z Poznania jeszcze do niedawna jeździł po świecie. Pracował jako drogowiec w Iraku i Libii. Serce miał jak sportowiec. Dziś nie rusza się dalej niż do pobliskiego sklepu, sporadycznie wychodzi na spacer po osiedlu. Zawsze zabiera telefon. – To na wypadek, gdybym się nagle źle poczuł lub nie miał siły wrócić do domu – tłumaczy. Choć ma dopiero 63 lata, jest już wrakiem człowieka. Zdrowie stracił w ciągu 38 miesięcy. Zrujnował mu je vioxx, szeroko reklamowany amerykański lek przeciwbólowy, który miał pomagać w walce z reumatoidalnym zapaleniem stawów. Przypadek pana Stanisława nie jest odosobniony. Ofiar specyfiku jest dużo więcej. Według danych opublikowanych w „New England Journal of Medicine”, vioxx przyjmowało ponad 80 mln ludzi na całym świecie. Z szacunków wynika, że w samych tylko Stanach Zjednoczonych preparat zabił niemal 60 tys. osób, a w Wielkiej Brytanii przeszło 10 tys. Na razie nie ma precyzyjnych danych mówiących o tym, ile opakowań śmiercionośnych pigułek sprzedano w Polsce. Według niektórych źródeł mogło je brać nawet 50 tys. Polaków! Dziś bliscy zmarłych i poszkodowani jednoczą się i żądają od producenta leku gigantycznych odszkodowań. Hit w aptekach Vioxx jako lek nowej generacji miał być przełomem w leczeniu artretyzmu, reumatyzmu oraz innych schorzeń stawów i kości. Jego wejście na rynek w 1999 r. wsparte było zmasowaną kampanią reklamową. Koncern Merck Sharp&Dohme (MSD) wydawał na promocję nowego produktu przeszło 160 mln dol. rocznie. Z takim zapleczem vioxx szybko stał się hitem w aptekach. Można go było kupić w 80 krajach, od 2000 r. – również w Polsce. Nasi lekarze chętnie przepisywali vioxx, bo miał opinię niezwykle skutecznego i bezpiecznego. Uchodził za łagodniejszy dla żołądka niż tradycyjne środki przeciwzapalne i przeciwbólowe. Specjaliści długo i żarliwie przekonywali, że specyfik nie wywołuje żadnych skutków ubocznych nawet przy długotrwałym zażywaniu. – Moja lekarka zapewniała, że to produkt najwyższej światowej klasy, sprawdzony i przetestowany na wszelkie możliwe sposoby. Pokazywała nawet ulotkę, na której nie było żadnych przeciwwskazań – wspomina Stanisław Paszek. Choć vioxx do tanich nie należał (miesięczna kuracja kosztowała ok. 250 zł), cieszył się dużym uznaniem wśród pacjentów: jedna tabletka zastępowała im sześć-siedem innych leków, a bóle ustępowały niemal natychmiast. Koncern MSD zacierał ręce. Rocznie na vioxksie zarabiał ponad 2,5 mld dol., a jego akcje na giełdzie szybko pięły się w górę. Nic dziwnego, że gdy w 2000 r. pojawiły się pierwsze sygnały o szkodliwości leku, władze koncernu sprawę zataiły. Co ciekawe, niepokojące wyniki pierwszych raportów przemilczała też Amerykańska Agencja Żywności i Lekarstw (FDA), która przez lata uchodziła za najrzetelniejszą na świecie organizację badającą bezpieczeństwo leków. Kolejne niepokojące wyniki dały badania kliniczne nad zastosowaniem vioxksu w leczeniu nowotworów jelita grubego. Okazało się wówczas, że u pacjentów, którym podawano lek przez 18 miesięcy, dwukrotnie zwiększyło się ryzyko zawału serca i udaru. Gdy okrutnej prawdy, że lek szkodzi, nie dało się już dłużej tuszować, koncern ogłosił we wrześniu ubiegłego roku, że wycofuje swój produkt z rynku. Wiadomość ta wstrząsnęła nie tylko branżą medyczną. Kurs akcji MSD w ciągu kilku godzin spadł o aż 27%. Wkrótce potem na całym świecie posypały się pozwy sądowe przeciwko Merckowi i FDA. Koncernowi zarzuca się przedkładanie własnych interesów nad zdrowie i życie milionów ludzi, agencji – uległość wobec koncernów farmaceutycznych. Ludzkie wraki Historia Stanisława Paszka jest lustrzanym odbiciem losu większości pacjentów zażywających vioxx w Polsce i na świecie. Na początku była wielka euforia, bo jedna pastylka czyniła cuda. – Stawy przestawały boleć, obrzęki poschodziły. Ucieszyłem się, że w końcu będę mógł żyć normalnie – wyznaje pan Stanisław. Radość nie trwała jednak zbyt długo. Zwykle po kilkunastu miesiącach regularnego zażywania zaczynały się pierwsze problemy. – Miałem uderzenia gorąca i potu. Drętwiała mi twarz, ciągłe miałem zawroty głowy i kłopoty z równowagą. Później doszły duszności, kołatanie
Tagi:
Przemysław Pruchniewicz