Śmierć z ręki trenera

Śmierć z ręki trenera

W Boguszowie ludzie wciąż są w szoku po bestialskim zabójstwie 9-letniego Sebastiana Boguszów-Gorce pożegnał już Sebastiana. Był marsz milczenia, uczestnicy na zakończenie zapalili znicze w pobliżu miejsca śmierci chłopca. Kiedy w mieście rozklejono nekrologi, ludzie kładli obok kwiaty. Szkoła zorganizowała dojazd na pogrzeb chłopca, bo spocząć miał w innej miejscowości, skąd kilka lat temu przeprowadziła się do Boguszowa jego rodzina. Po tej tragedii jego bliscy postanowili tam wrócić. Zapis wydarzeń 5 maja 2006 r. matka zgłasza w Komisariacie Policji w Boguszowie-Gorcach zaginięcie dziewięcioletniego Sebastiana. Chłopiec wyszedł rano z domu do szkoły, ale tam nie dotarł. Natychmiast rozpoczęto poszukiwania. Uczestniczyło w nich kilkaset osób: policjanci, strażacy, ratownicy GOPR z psami tropiącymi, funkcjonariusze Straży Granicznej i Straży Miejskiej z Boguszowa, mieszkańcy. Skorzystano też ze specjalnie sprowadzonego śmigłowca wyposażonego w kamerę termowizyjną. Jednocześnie prowadzono śledztwo. Na podstawie zebranych informacji i dowodów w sobotę o 17.30 podjęto decyzję o zatrzymaniu Daniela K.,  33-letniego mieszkańca Boguszowa, instruktora sztuk walki, z którym trenował zaginiony Sebastian. Mężczyzna przyznał się do zabójstwa. Wskazał miejsce w kompleksie leśnym na terenie Boguszowa, w którym zakopał zwłoki chłopca. Twierdził, że motywem działania była chęć wymuszenia od rodziców dziecka okupu w wysokości 50 tys. zł. Ustalono, że dziewięciolatek ufał Danielowi K. i pewnie dlatego bez żadnych obaw zrezygnował z udziału w lekcjach, w piątek rano informując kolegów, że jedzie z trenerem na zawody. 8 maja br. śledztwo przejęła Prokuratura Okręgowa w Świdnicy. Sprawca będzie poddany badaniom psychiatrycznym, a wstępne wyniki sekcji wykluczyły seksualny motyw zbrodni. Tyle policyjne i prokuratorskie komunikaty. Tymczasem w Boguszowie-Gorcach, niewielkiej podgórskiej miejscowości niedaleko Wałbrzycha, ludzie wciąż są w szoku. Szczególnie trudno jest pracownikom miejscowego domu kultury, gdzie Daniel prowadził zajęcia. Szok Olga Haak, dyrektorka boguszowskiego domu kultury, przypadkowo w sobotni wieczór włączyła w samochodzie radio. Jeszcze nie miała pojęcia, że sprawa poszukiwanego od kilkunastu godzin dziecka ma tak bliski z nią związek. Wtedy usłyszała o znalezieniu zwłok i zatrzymaniu podejrzanego. Instruktor karate. Odsuwała od siebie tę straszną myśl. Nie, nie u niej. W ośrodku udostępniała salę na zajęcia z filipińskich sztuk walki. To zupełnie coś innego niż karate. Być może chłopiec uczęszczał również na takie zajęcia. Kolejne informacje odbierały nadzieję. Dzwoniła policja. Zadawane dyrektorce pytania pozostawiały coraz mniej wątpliwości. Zaprzyjaźniona dziennikarka poprosiła o wypowiedź. Prawdziwa dziennikarska lawina miała ruszyć dopiero następnego dnia, by w poniedziałek niemal ją zmiażdżyć. Wtedy, w sobotę wieczorem, pojechała jeszcze pod wałbrzyską prokuraturę. Lincz? Śmiechu warte! Oglądając później relacje prasowe, a wcześniej jeszcze telewizyjne, nie mogła uwierzyć w tak daleko posuniętą manipulację. Jedna starsza kobieta poruszająca się o kuli stukała nią w policyjną tarczę, pokrzykując coś z oburzeniem. Inni zebrani, wcale nie w imponującej liczbie, to byli zwykli gapie. Jaki tam lincz! Podobnie sytuację oceniali policjanci. – To prawda, że ściągnięto dodatkowe siły porządkowe i negocjatora, ale to była zwykła ostrożność. Wystarczy przejrzeć materiały operacyjne – przekonuje Szczepan Malewicz z Komendy Miejskiej w Wałbrzychu. Wszystko zostało sfilmowane policyjną kamerą. Nawet jeden kamień nie poleciał w stronę budynku prokuratury, a ostre słowa to normalka w takiej sytuacji. Jednak Prokuratura Okręgowa w Świdnicy, która przejęła śledztwo, zaleca pod tym względem ostrożność. Rzeczniczka prasowa Małgorzata Stanny odmawia odpowiedzi, gdzie przebywa aresztowany Daniel K. Po co mówić? Żeby pod areszt tłum ruszył? Atmosfera społecznego gniewu jednak gęstnieje. Nobliwa starsza pani, prowadząca minikawiarenkę w domu kultury, została ostro zrugana przez jednego z pasażerów busa, kiedy kupowała bilet do Boguszowa i nie umiała odpowiedzieć na pytanie o datę pogrzebu Sebastiana. Będą nas teraz palcami wytykać? – denerwowała się, opowiadając o tym wydarzeniu. Znacznie groźniej rzecz się ma w stosunku do rodziny sprawcy. Krążą wieści o ciężkim pobiciu jego ojca i o zamiarach podpalenia domu, w którym mieszkał z matką. Rodzice od dawna żyli osobno. Jak jednak potencjalni podpalacze wyobrażają sobie ten akt zemsty, skoro budynek jest wielorodzinny? A matka – ciężko chora kobieta zareagowała na to, co się stało, głośnym płaczem i rozpaczą.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2006, 2006

Kategorie: Kraj