W USA brakuje trucizny stosowanej do wykonywania kary śmierci. Koncerny farmaceutyczne nie zamierzają pomagać Michael Samra miał 20 lat, gdy z przyjacielem zabił w 1997 r. cztery osoby, w tym dwie małe dziewczynki. Dwa lata później wyrokiem sądu w Alabamie mężczyzna został skazany na karę śmierci. Donnie Johnson w 1984 r. udusił żonę workiem na śmieci. Jego dalszy los również został przypieczętowany wyrokiem ostatecznym. Chociaż czy to na pewno właściwe określenie? Zarówno Michael, jak i Donnie dopiero w tym roku dostali śmiertelny zastrzyk. Tym samym dołączyli do pięciu innych osób straconych w 2019 r. w Stanach Zjednoczonych. Według danych Death Penalty Information Center na wykonanie wyroku czeka w USA jeszcze ok. 2,7 tys. skazanych. Pew Research Center donosi, że w 10 spośród 30 stanów, w których kara śmierci jest legalna, nie wykonano ani jednego takiego wyroku od ponad 10 lat. W Wyomingu ostatni raz w 1992 r., w Kolorado w 1997 r., w Pensylwanii zaś w 1999 r. Rekord należy jednak do Kansas – w 1965 r. Wiele ogólnoświatowych mediów optymistycznie głosi, że w USA z roku na rok zapada coraz mniej wyroków skazujących na śmierć. W 2018 r. wykonano 25 egzekucji, a wydano 42 wyroki śmierci. To rzeczywiście proporcjonalnie niewiele, skoro w latach 90. co roku przeprowadzano średnio ok. 90 egzekucji. Powody zmian są jednak dużo bardziej prozaiczne, niż mogłoby się wydawać – w Stanach Zjednoczonych brakuje tiopentalu sodu, podstawowej substancji stosowanej w śmiertelnym zastrzyku. Najbardziej powszechna procedura wykonania kary śmierci składa się z trzech etapów. Najpierw skazaniec dostaje środek usypiający, co prowadzi do utraty przytomności oraz wywołuje zapaść układu oddechowego i krwionośnego. Następnie podaje się specyfik, który zwiotcza mięśnie w stopniu powodującym paraliż i zatrzymanie akcji oddechowej w ciągu kilkunastu sekund. Na koniec wstrzykuje się chlorek potasu zatrzymujący akcję serca. Sam tiopental, wywołujący sen narkotyczny, działa po 30-40 sekundach po podaniu dożylnym, a jego skuteczność utrzymuje się ok. 30 minut. „To tak jak ze starym, chorym koniem. Weterynarz robi zastrzyk, zwierzę zasypia i po wszystkim”, mówił o tej metodzie jej zwolennik Ronald Reagan. Na wątpliwości specjalistów, którzy przekonywali, że metoda jest niehumanitarna i bardzo bolesna dla skazanego, długo przymykano oczy. Dopiero pod naciskiem organizacji humanitarnych producenci zabójczych środków zostali zmuszeni do zaprzestania ich sprzedaży władzom penitencjarnym. W styczniu 2011 r. niemieckie Ministerstwo Zdrowia poprosiło koncerny farmaceutyczne, by nie dostarczały do USA tego środka. Mniej więcej w tym samym czasie Hospira, jedyny licencjonowany wytwórca preparatu w USA, miał coraz poważniejsze problemy. W końcu pojawił się pomysł, by kontynuować produkcję tiopentalu we Włoszech, jednak i ten kraj zdecydował się wstrzymać eksport. Dla Stanów Zjednoczonych był to poważny cios. Ostatecznie 11 stanów musiało zmienić zapisy proceduralne, a w ciągu kilkunastu miesięcy kilka kolejnych zrezygnowało z kary śmierci. Część próbowała eksperymentować ze składem preparatu lub szukać tiopentalu w mało pewnych źródłach. Do mediów przedostawały się informacje o propozycjach kupna specyfiku od firm z Wielkiej Brytanii i Indii. Kończyło się to fiaskiem, ponieważ import jest nielegalny. W USA nie wolno stosować zagranicznych środków, które nie są zatwierdzone przez amerykański Urząd ds. Żywności i Leków. Jeszcze w 2011 r. w stanie Oklahoma po raz pierwszy wykonano egzekucję, podczas której użyto pentobarbitalu, czyli środka używanego do usypiania zwierząt. Nie obyło się bez debat podważających zasadność tej metody. W 2013 r. Unia Europejska oficjalnie zakazała firmom farmaceutycznym dostarczania składników do amerykańskich trucizn. Kłopoty rosły. W 2014 r. Claytonowi D. Lockettowi z Oklahomy podano mieszankę składającą się z midazolamu, bromku wekuronium oraz chlorku potasu. Środek nie został wcześniej przetestowany, co miało tragiczne konsekwencje. Mężczyzna długo umierał w męczarniach. Po 15 minutach od otrzymania zastrzyku próbował jeszcze zerwać pasy. Ostatecznie dostał zawału serca po ok. 40 minutach. Opinia publiczna zrównała decydentów z ziemią. Niewielu uwierzyło w „problemy żylne” przestępcy. „Egzekucja była zatrważająca”, grzmiał Barack Obama, nakazując prokuraturze generalnej analizę metod stosowanych przy wykonywaniu kary śmierci. Podobnych przypadków było co najmniej kilka. Joseph Wood III umierał