Śmierdząca sprawa
Na wsi cuchnie z wychodków. W miasteczkach powietrze psują nieszczelne szamba Złośliwi mówią, że jeśli ktoś nie zauważył, że przekroczył naszą granicę, to i tak zorientuje się, że jest w Polsce. Poczuje to po smrodzie. Przesada? Złośliwość? No cóż, śmierdzi nie tylko u nas, ale opinia, że jesteśmy wyjątkowo smrodliwi, nie jest bezpodstawna. Zatęchłe wonie czuć na dworcach kolejowych i autobusowych, cuchnie w miejskich autobusach, które wewnątrz są myte chyba nie częściej niż raz około Wielkanocy. W restauracjach witają intensywne zapachy z kuchni, a w hotelach zaduszek i smrodek. Na wsi śmierdzi z wychodków i dołów na gnojowicę. W miasteczkach powietrze psują nieszczelne szamba. Czy tylko w miasteczkach? We Wrocławiu aż 10 tysięcy gospodarstw domowych nie jest podłączonych do kanalizacji miejskiej i korzysta właśnie z szamb. I nie tylko we Wrocławiu. Tymczasem jakże często właściciele wozów asenizacyjnych, chcąc wyjść na swoje, zamiast do punktów zlewnych (którym trzeba płacić) wywożą fekalia do lasu i na łąki, wylewają je do rowów melioracyjnych i kanalizacji deszczowej. Niemal wszędzie może porazić powonienie odorem palonych opon, plastikowych butelek, zużytej papy. Jakby nie dość było tych smrodów, trzymamy w domach źle uszczelnione pojemniki z lakierami, klejami i pastami. To jednak nic w porównaniu z fetorami, na jakie narażeni są sąsiedzi składowisk śmieci i odpadów, oczyszczalni ścieków, odlewni metali, wytwórni płyt wiórowych i włókien wiskozowych, lakierni i rafinerii. Potwornie śmierdzi również z ferm trzody chlewnej i drobiu, przetwórni ryb i odpadów rzeźnych, zakładów przemysłu spożywczego i prażalni kawy. Atakują wyziewy z kominów fabrycznych. Kto był w rejonie Tarnobrzega, ten wie, jak bardzo może śmierdzieć kopalnia siarki. I nie tylko ona, bo mamy w kraju kilkaset śmierdzących fabryk. Jakby nie dość było własnych smrodów, sprowadzamy cudze. Swego czasu głośna była sprawa jednej z zielonogórskich firm, która zakupiła w Niemczech ponad 1700 ton szkodliwego i bardzo śmierdzącego paliwa, tzw. mieszanki aglomerowej. Niemcy z zadowoleniem upchnęli nam śmierdzący towar niemal za darmo, a nasza firma uważała, że zrobiła dobry interes. Fetory stały się jedną z naszych plag, środowisko jest nimi zanieczyszczone. Aż co trzeci mieszkaniec Polski jest narażony na oddychanie śmierdzącym powietrzem, które jest nie mniej dokuczliwe od innych zanieczyszczeń środowiska. Badania przeprowadzone przez amerykańską Agencję Ochrony Środowiska wykazały, że aż 80% ludzi uznaje substancje odorotwórcze za bardziej uciążliwe niż inne składniki zanieczyszczenia powietrza. Można spotkać się z opinią, że – po pierwsze – nic nie poradzimy, iż cywilizacja puszcza śmierdzące bąki, a po drugie – od smrodu jeszcze nikt nie umarł. Może i nie umarł, ale nieprzyjemne zapachy sprawiają, że czujemy się gorzej, często nawet bardzo źle. Zdaniem olfaktologów i lekarzy, śmierdzące emisje powodują bóle głowy, trudności z zasypianiem, kłopoty z oddychaniem, podrażnienie nerwowe, brak apetytu. Osoby oddychające śmierdzącym powietrzem przez dłuższy czas mogą popadać w depresję, a zbyt mocny odór może spowodować uszkodzenie narządu węchu i nawet prowadzi do tępoty umysłowej. W medycynie zaczyna funkcjonować pojęcie jednostki chorobowej “zatrucie odorami”. Z badań przeprowadzonych za granicą wynika, że niektóre choroby i dolegliwości znacznie częściej występują u osób narażonych na oddziaływanie odorów niż tam, gdzie powietrze jest wolne od zanieczyszczeń odorogennych. I tak w pierwszym przypadku kłopoty z zasypianiem miało aż 30% badanych, natomiast w drugim tylko 13%; stan podrażnienia nerwowego występował odpowiednio u 21% i 8% badanych. Czulibyśmy się jeszcze gorzej, gdyby nie to, że mamy nosy znacznie mniej czułe niż nasi praprzodkowie. Otóż człowiek pierwotny miał węch tak dobry, że wyczuwał zapach zwierzęcia lub wroga, zanim go zobaczył lub usłyszał. Są też dowody na to, że ludzie od dawna dogadzali nie tylko zmysłowi smaku lub wzroku, ale też węchowi. Człowiekowi nie wystarczał zapach polnych i leśnych kwiatów, jaśminowego krzewu w ogrodzie i lipowego kwiatu przy domu, pragnął również, żeby pachniało jego ciało i ubranie. Od najdawniejszych czasów wyrabiano więc pachnące kadzidła i olejki, proszki i perfumy. Od dawien dawna zapachom przypisywano również właściwości lecznicze. Tak np. starożytni Rzymianie jako środka uzdrawiającego używali poduszek wypełnionych pachnącym szafranem, a gdy w średniowieczu wybuchła epidemia dżumy, wierzono, że przed zarazą może uchronić zapach ziół ułożonych na głowie. W “Weselu” Wyspiańskiego czytamy, że “Nie przyziębi najgorszy mróz, jeśli