Smudzie nie można zarzucić lenistwa – rozmowa z Andrzejem Strejlauem
Na Euro naszym wielkim sukcesem będzie wyjście z grupy. Nie popadajmy w przesadny hurraoptymizm Andrzej Strejlau – trener piłkarski, absolwent warszawskiej AWF. W czasie Igrzysk Olimpijskich w Monachium w 1972 r., a także od maja 1974 r. do końca 1975 oraz na Igrzyskach Olimpijskich w Montrealu w 1976 r. był asystentem selekcjonera reprezentacji Polski Kazimierza Górskiego, a potem Jacka Gmocha. Przez wiele lat był szefem szkolenia w PZPN. W latach 1989-1993 prowadził reprezentację Polski. Był też trenerem klubowym, m.in. Legii Warszawa, greckiej Larisy i chińskiej Shenhua Szanghaj. Rozmawia Paweł Korzeniowski Czy Jan Tomaszewski przesadził, nazywając obcokrajowców farbowanymi lisami? – Każdy ma prawo do własnego zdania. Odczucia co do tej reprezentacji mogą być różne i każdy ma prawo je mieć. Powinniśmy pamiętać o jednej rzeczy – świat to globalna wioska, granice się zacierają. Każdy zawodnik, aby zagrać w naszej kadrze, czy to komuś się podoba czy nie, musi mieć polski paszport, a otrzymanie go musi zostać poprzedzone decyzją najwyższych władz w tym kraju. To zamyka problem. Jednak słowa, których używał były bramkarz Orłów Górskiego do wyrażenia tej opinii, były – łagodnie mówiąc – nieparlamentarne. – Uważam, że osoby z takim dorobkiem są autorytetami dla społeczeństwa i dlatego powinny bardzo szanować słowo, uważać na to, co i w jaki sposób mówią. Czasami wystarczy powiedzieć coś innym tonem, użyć kilku innych słów i wydźwięk jest automatycznie inny. Władysław Żmuda postuluje, by wykluczyć Tomaszewskiego z Klubu Wybitnego Reprezentanta. – W tym miejscu muszę stanąć po stronie byłego bramkarza. Nie można mieszać poglądów człowieka z jego osiągnięciami. Można oczywiście nie zgadzać się z jego poglądami, ale nie wyobrażam sobie, by odebrać mu coś, na co zasłużył. Klub Wybitnego Reprezentanta jest dla ludzi, którzy osiąg- nęli wielkie rezultaty, a pan Tomaszewski takie ma. Byłem jego trenerem przez wiele lat i zawsze twierdziłem, że był on wspaniałym zawodnikiem. Sąd Żmudy odbieram więc jako pospieszny. Nie znaczy to jednak, że klub nie powinien wydać konkretnego oświadczenia na temat wypowiedzi Tomaszewskiego. Szanować wybór Okazuje się jednak, że człowiek, który zatrzymał Anglię, nie jest w swojej opinii odosobniony. Niedawno inny autorytet, Zbigniew Boniek, powiedział dla portalu Weszło!: „Chciałbym w reprezentacji Polaków z krwi i kości, a jeśli już mają grać w niej zawodnicy z zewnątrz, to wolałbym, aby byli to tacy, którzy stanowią wartość dodatkową”. – W moim odczuciu jest to błędny sposób rozumowania – jak jesteś bardzo dobry, to darujemy ci wszystko i możesz grać, a jak nie, to do widzenia. Tak nie może być. Niestety, to jest dzisiejsze myślenie, bardzo wybiórcze. Dziennikarze lubią takie opinie i o to czasami mam do nich pretensje. Później takie działania, pominięcie jednej sprawy i wyolbrzymienie drugiej, prowadzą do szowinizmu i nacjonalizmu. Nie zmienia to jednak faktu, że czasami trudno statystycznemu Polakowi identyfikować się np. z Rogerem Guerreirem, który w 2008 r. dostał paszport z dnia na dzień. – I tak, i nie. Kowalski może chcieć samych zawodników urodzonych w Polsce, Nowakowi zaś to nie przeszkadza, bo jest kosmopolitą. I co? Wszystko jest względne. W żadnej z tych postaw nie widzę niczego złego. Warto jednak pamiętać też o samych piłkarzach – niektórzy mają tutaj korzenie, inni bardzo wiele Polsce zawdzięczają. Trudno mieć więc pretensje np. do Damiena Perquisa, który tu gra; trudno też mieć pretensje do trenera, który chce wybrać najlepszych piłkarzy z polskim paszportem. Musimy uszanować wybór selekcjonera i zaufać mu – przypomnijmy sobie, w jakich okolicznościach Smuda został nominowany. Miał ogromne poparcie zarówno wśród kibiców, jak i dziennikarzy. Ludzie powierzyli mu tę funkcję, ludzie też powinni poczekać na jej finał. Oby jak najlepszy. No właśnie. Jak ocenia pan dotychczasowe poczynania Smudy? – Nie będę oryginalny, mówiąc, że z ocenami trzeba poczekać do Euro 2012. Dopiero po mistrzostwach dojdzie do rzetelnej i kompleksowej oceny. Na teraz myślę, że trener zrobił wszystko w jego odczuciu najlepiej. Sprawdził aż 79 zawodników. Nie można mu zarzucać lenistwa. Miał trochę pecha, bo nieszczęściem były kontuzje obrońców – Arkadiusza Głowackiego czy wspomnianego wcześniej Perquisa. Poza tym musiał budować wszystko od początku, bo po Leo Beenhakkerze nie zostało nic. Nic? – Jedna kartka