Smutek wyprowadzacza psów

Smutek wyprowadzacza psów

Powiem panu, że teraz to ja najbardziej nienawidzę tej, k… kultury. Takie wyznanie o bladym świcie szarawy człowiek z osobistą jamniczką na skwerku poczynił wobec mojego kumpla; pogawędkę chciał tylko uciąć, a uciął boleśnie w samo sedno. Kumpel, artysta prekariusz, ostatnio jest na utrzymaniu psów, które bierze pod opiekę na czas kanikuły właścicieli. Piesek to icebreaker co się zowie, small talk wyprowadzaczy to jest socjologiczny fenomen, wszelkie waśnie plemienne są wzięte w nawias trawniczka i okolic, ludzie z psami na smyczkach od razu się łączą w tria, kwartety, orkiestry smyczkowe i od wstępnego „chłopczyk czy dziewczynka” przechodzą do problematów natury uniwersalnej. Kumpel jest kontaktowy, od ludzi nie stroni, więc nasłucha się i nagada codziennie, nikomu dobrego słowa nie poskąpi, w pogwarki wchodzi bez rozgrzewki. Pieski lepiej się wypróżniają, jak pankowie i pańcie, zamiast śpiesznie ciągnąć byle wokół skwerku i do domu, zagadają się z kimś po drodze. Tym razem jednak zaniemówił; gdyby miał ogon, toby go podkulił. Odciągnął swojego zwierza, dał znać na migi, że gryzący, nietowarzyski, i poszedł w milczeniu swoją drogą. Swoją drogą, niezwykłe, jak szybko pies z pandemicznego obiektu pożądania stał się na powrót kosztownym kłopotem. Wystarczyło przywyknąć do relatywnej grozy wykresów i liczb zakażeń, wystarczyło, że rząd krzywoustami Morawieckiego powiedział, że bać się nie należy – i już nikt się nie boi, choćby nawet rekordy padały. Wszyscy teraz: na Mielno! Na Międzyzdroje! Na Krupówki! Ale bez psów, bo jak-gdzie-po co w taki tłum – chciało się mieć hybrydę zaczepno-obronną, to teraz z nią ani rusz na wakacje, z pitbullteriermastifem zdobermanionym, no gdzie z nim na plażę, nie wolno. Hotele dla zwierząt: ach nienienie, toż to azyl, co z tego, że tymczasowy, zębaty pupil miałby traumę do końca życia, on musi zostać w domku, żeby się nie stresować. To już lepszy pan do piesków, co się kłom nie kłania, doświadczenie ma, siwi i referencje. Skądinąd siwi sobie wypracował błyskawicznie; za życia, czyli przed covidem, był artystą scenicznym, od marca na utrzymaniu żony, od maja w separacji, bo żonie skończyła się cierpliwość, musiał znaleźć nową robotę. Kiedy go pytają: „Jak pan to robi, że się nie boi takich wielkich psów?”, odpowiada: „Boję się. Ale jestem aktorem. Potrafię im zagrać, że się nie boję”. Bierze wszystko, także miksty psio-kocie, bo szczęśliwie nie ma alergii, bierze najchętniej z mieszkaniem, przyszedł sezon, więc przebiera w ofertach, bo pieski wyją i drapią, kiedy same w domu. Klucze ma od kilku rezydencji, sypia w tej najbardziej luksusowej; żona, niezdecydowana jeszcze na ostateczne rozstanie, zadzwoniła dopytać z troską: „Gdzie ty się w ogóle podziewasz?”, to przełączył ją na tryb wideo i oprowadził po włościach. Nie zdążył wytłumaczyć, że to tylko na chwilę, u piesków, wściekła się, bo sama została na niespłaconych 40 m, nazajutrz zdecydowała się złożyć wniosek rozwodowy. Kumpel zatem ostatnio posmutniał z wielu powodów, ale pan, który mu szczerze i dobrodusznie wyznał, że nienawidzi kultury, zasmucił go już do szczętu. Nie spodziewałem się, że pisowska szczujnia ma tak błyskawiczne przełożenie na lęki i pragnienia swojego ludu. Władza kaczystowska od początku atakowała elity kulturalne, bo swoich nie ma – ale teraz, kiedy w chórze nienawistników minister dziewictwa narodowego szczuje osobiście na najwybitniejszego żyjącego aktora polskiego, legendę teatru i kina, ostrzegając, że dla kaczystów nie ma świętych krów, to mnie też się włącza tryb ad hitlerum, choćbym nie wiem jak tego nie chciał. Tembr wicepremiera przypomina jako żywo głos sturmbannführera, który podczas Sonderaktion Krakau ogłaszał w auli Uniwersytetu Jagiellońskiego zgromadzonym podstępnie profesorom, że nie są świętymi krowami, za wrogość wobec niemieckiej nauki zostaną osadzeni w obozie. Kumpel, aktor od psów, lamentuje: – Mnie już słów brak. To znaczy cisną się na usta, jak tłumy mielneńskie i międzyzdrojskie, a jakże, cisną się określenia precyzyjne. Chciałoby się rzucić mięsem w kierunku Glińskiego, Terleckiego i Mazurek, ale się nie może, bo w przeciwieństwie do tych nikczemników reprezentuje się kulturę. Także tę, której z ich inspiracji szary człowiek teraz k… nienawidzi. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 33/2020

Kategorie: Wojciech Kuczok