Socjal po polsku

Socjal po polsku

Kinga będzie mogła wprowadzić się do lokalu socjalnego akurat w terminie porodu, bo wcześniej urząd nie zdołał go wyremontować. Jeśli nie przeniesie się w ciągu dwóch tygodni, wyląduje na bruku Kinga Burzyńska jest utrapieniem dla Wydziału Lokalowego Urzędu Dzielnicy Praga-Północ. Nie dość, że nielegalnie zajęła mieszkanie, to wystąpiła o prawne przyznanie jej lokalu socjalnego. I nie dość, że otrzymała od gminy takowy lokal, to zamierza się do niego wprowadzić. Tylko że nie może. Do budynku przy Strzeleckiej wchodzi się ze strachem i obrzydzeniem. Gminy nie stać na remontowanie wszystkich domów, tym bardziej że wielu lokatorów nie płaci za mieszkania. – Taka dzielnica – rozkłada ręce Bogumiła Sosińska, naczelnik Wydziału Lokalowego Urzędu Dzielnicy Praga-Północ. Kinga Burzyńska z siedmiomiesięczną Julią zajęła jeden z lokali nielegalnie. Legalnie nie mogłaby zająć żadnego, ponieważ od pobytu w domu dziecka nie jest nigdzie zameldowana, a bez meldunku nie ma człowieka. Bez meldunku nie należy się ani dach nad głową, ani kasa chorych, ani renta, którą Burzyńska mogłaby dostawać ze względu na chore serce. Zameldować będzie się mogła dopiero wtedy, gdy zamieszka legalnie. W sprawie Kingi podania słał Romuald Sadowski, dyrektor Zakładu Poprawczego w Falenicy, gdzie dziewczyna „mieszkała”, zanim została zwolniona warunkowo. Jej los leżał mu na sercu, bo Kinga jest przykładem tego, że ludzie z czarną przeszłością mogą się zresocjalizować (o jej losach pisaliśmy w reportażu „Wyjście z piekła”.) Ciąża nie podlega pod paragraf Dziś Julia ma półtora roku, a Kinga jest w ósmym miesiącu ciąży. – 3 lipca 2001 r. Wydział Lokalowy Urzędu Dzielnicy Praga-Północ Gminy Warszawa Centrum pozytywnie zaopiniował mój wniosek o przydział lokalu socjalnego – wyciąga papiery. 8 lutego br. otrzymała skierowanie do obejrzenia lokalu przy Łochowskiej. W kwietniu dostała decyzję w sprawie wynajmu lokalu socjalnego, ale nadal mieszka „na dziko”. Choć zwykle czas oczekiwania na remont to miesiąc, dwa, Burzyńska będzie w najlepszym wypadku czekać pięć. A czekać musi. Według raportu, który udostępnia Bogumiła Sosińska, w mieszkaniu nie działa kanalizacja, a drewniana podłoga jest tak przegniła, że nadaje się jedynie do wymiany. Według Burzyńskiej do tego dochodzą okna, które za najmniejszym poruszeniem wypadają razem z futryną. Nie trzeba mieć „much w nosie”, by nie zamieszkać tu z dwójką małych dzieci. Wiesław Strupiechowski, który zastępuje kierownika administracji, zasłania się brakiem jakichkolwiek kompetencji i odsyła do Zarządu Nieruchomości Komunalnych. Tam jednak okazuje się, że instytucja ta jedynie opiniuje i przyznaje mieszkania. Za remont odpowiada administracja, czyli właśnie pan Strupiechowski. – To wyglądałoby tak, jakbym się uwziął na tę panią, a tak nie jest! Mam po prostu dużo mieszkań do remontu – tłumaczy, dodając: – Najpierw mieszkanie dostają ci, którym dach wali się na głowę. Prawo do przydziału poza kolejnością lub w trybie przyśpieszonym mają bowiem lokatorzy budynków, w których przebywanie grozi śmiercią oraz wychowankowie domów dziecka. Ósmy miesiąc ciąży nie podlega pod żaden paragraf. Co jednak będzie z kobietą, której termin przyjęcia mieszkania przypada na czas porodu? Jeśli w ciągu dwóch tygodni od przyjęcia nowego lokum nie opuści poprzedniego miejsca zamieszkania, może się spodziewać eksmisji na bruk. – A jak mam nosić rzeczy – z półtorarocznym dzieckiem i oseskiem na szyi? – irytuje się Kinga. Na pomoc ze strony ojca dzieci macha ręką. Do mężczyzn ma takie szczęście jak do administracji. Remont, którego nie widać – Nie mogę brać odpowiedzialności za to, czy lokatorka jest w ciąży, skąd mam to wiedzieć – broni się Wiesław Strupiechowski. Burzyńska z kolei opowiada, jak to dyrektor ds. technicznych zażądał od niej zaświadczenia, że jest w ciąży, gdy zaczęła naciskać na podanie jej prawdziwego terminu oddania mieszkania. Wacław Strupiechowski uspokaja: – W lipcu mieszkanie przy Łochowskiej było czwarte w kolejce. Słowa dotrzymam i będzie na 10 sierpnia wyremontowane. Prace już trwają – utrzymuje. Tymczasem na podwórku przy Łochowskiej ani śladu remontu. Tleniona na blond kobieta siedzi z córeczką na progu. – Czy jacyś robotnicy tu się kręcą, coś się dzieje? – pytam. – A skąd! Pani zobaczy, najbardziej obskurne drzwi na pierwszym piętrze. Na pukanie nikt nie odpowiada. Drzwi ustępują lekko pod naciskiem. W środku cicho i ciemno.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 30/2002

Kategorie: Kraj