Jan III Sobieski nie jest ulubionym bohaterem ani w Austrii, ani w Niemczech Beata Dżon Korespondencja z Wiednia Jan III Sobieski nie jest ani w Austrii, ani w Niemczech ulubionym bohaterem zwycięstwa nad wojskami Kara Mustafy. Różne są losy pamięci o nim. Rozmowy na temat antytureckiego przymierza zaczęły się pod koniec 1682 r., choć cesarz Leopold I Habsburg nie ufał polskiemu królowi, wcześniej związanemu sojuszem z Francją i życzliwemu przeciwnikom Habsburgów na Węgrzech. Polski Sejm był zresztą przeciwny mieszaniu się Rzeczypospolitej w tę wojnę, ale ostatecznie obaj władcy zawarli pakt pod wpływem papieża Innocentego XI, który obiecał pomoc finansową i zapewnił Sobieskiemu dowództwo w razie wojny. Cesarz zaś dokonał wpłaty do monarszej kasy. Miał też przejąć polskie zobowiązania bądź dokonać zwolnienia z nich, a podatki z kościołów weneckich w Lombardii miały zostać przeznaczone na żołd dla polskich żołnierzy. Sobieski, proszony 14 lipca 1683 r. przez grafa Filipa von Thurna o pomoc oblężonemu Wiedniowi, obiecał przybyć z końcem sierpnia. Miał dowodzić m.in. byłym rywalem w staraniach o polski tron, księciem Lotaryngii Karolem V. 8 września, w urodziny Maryi, legat papieski Marco d’Aviano odprawił pod Tulln (ok. 50 km od Wiednia) mszę, podczas której ministrantem miał być sam król Sobieski. Modły do Matki Boskiej miały wesprzeć walczących z Turkami, dlatego jest ona patronką tego zwycięstwa. Wspomina się jeszcze o nabożeństwie o 5 rano 12 września 1683 r. na Kahlenbergu, gdzie stanęły przed bitwą wojska. Tam również polski król miał służyć do mszy, a syna Jakuba mianować księciem. Jak informuje strona zajmująca się świeżo przebadaną historią i wizerunkiem Turków w Austrii (tuerkengedaechtnis.oeaw.ac.at), młodsi historycy, np. Kerstin Tomenendal czy Johannes Sachslehner, podają w wątpliwość obecność króla na wzgórzu. Niemniej jednak dla Polaków w Austrii kościół św. Józefa na Kahlenbergu to miejsce swoistego kultu. Tu właśnie uroczyście obchodzono 300. rocznicę wiktorii wiedeńskiej. I każdą kolejną. Znikająca pamięć 100 lat po bitwie Polska znikała akurat z mapy Europy i nie była już partnerem dla rządzących Habsburgów. Znikała, jak pamięć o wodzu Sobieskim. Dotychczasową pierwszoplanową rolę Sobieskiego trzeba było osłabić, krytykując jego rozstrzygnięcia polityczne i militarne, podobnie jak cechy osobiste, bycie pod pantoflem żony. Pojawił się wówczas nowy bohater odsieczy, kapucyn Marco d’Aviano, legat papieski w Wiedniu (został zresztą beatyfikowany w 2003 r.). W 200-lecie bitwy pod wodzą Jana III Sobieskiego rada miasta Wiednia odsłoniła tablicę na ścianie kościoła na Kahlenbergu, dedykowaną „wodzowi armii”… cesarzowi Leopoldowi. Był wszystkim, tylko nie wodzem i bohaterem. Na pierwszym miejscu jednakowoż wymieniono drobnym drukiem polskiego króla, potem innych i pomocne narody – niemiecki i polski. Im mniej w pamięci austriackiej i niemieckiej Sobieskiego, przywołującego wspomnienie wspólnego zwycięstwa, tym lepiej dla własnych bohaterów, księcia Eugeniusza Sabaudzkiego, Karola V Lotaryńskiego czy Maksa Emanuela, księcia bawarskiego. Brakuje imienia polskiego króla w Muzeum Historii w Berlinie, gdzie można odnieść wrażenie, że polskiej husarii i naczelnego wodza pod Wiedniem nie było. Poza tym są w Wiedniu trzy tablice ku pamięci Jana III Sobieskiego, w tym dwie z polskiej inicjatywy. Umieszczenie tablicy pamiątkowej na ścianie kościoła św. Augustyna zainicjował na początku lat 80. ubiegłego wieku przewodniczący Towarzystwa Austriacko-Polskiego, dr Theodor Kanitzer, choć jego celem było zgromadzenie środków na pomnik konny Sobieskiego. Trudno orzec, czy monument byłby mile widziany w Wiedniu, bo miasto pełne jest wspomnień o innym walczącym pod Wiedniem, znakomitym wodzu z późniejszych czasów, również z pól bitew toczonych z Turkami, księciu Eugeniuszu Sabaudzkim. To jego konny pomnik stoi na placu Bohaterów w sercu Wiednia. Z niego łatwiej było zrobić symbol potęgi militarnej Austrii niż z tchórzliwego cesarza Leopolda I. Hans Frank świętuje odsiecz 250-lecie odsieczy wiedeńskiej było w Wiedniu i w Niemczech wielkim świętem narodowego socjalizmu, obok jedynych oficjalnych obchodów państwowych 13 maja 1933 r. Na inne rząd austrofaszysty Engelberta Dollfussa nie wydał zgody. Zaznaczono też, że przemowy nie mogą się odnosić do aktualnej sytuacji politycznej i wewnętrznej Austrii. Używano za to metaforycznie
Tagi:
Beata Dżon