Prezydent Białorusi może śmiało powiedzieć, że znaczna część białoruskich Polaków głosuje na niego Mariusz Maszkiewicz, b. ambasador RP w Mińsku Dr Mariusz Maszkiewicz pracował jako dyplomata w Wilnie, był następnie konsulem generalnym Polski w Grodnie, a w latach 1998-2002 ambasadorem RP w Mińsku. Wybitny znawca kultury białoruskiej, autor wielu publikacji poświęconych wschodniej duchowości, m.in. książki o rewolucji bolszewickiej „Mistyka a rewolucja”. – Światowe media komentują pogarszanie się naszych stosunków z Białorusią na tle oskarżeń Mińska wobec Warszawy, że „wykonując rozkazy Waszyngtonu”, Polska popiera opozycję wobec Łukaszenki. – Nie jestem jakimś chorym ultrademokratą, który na siłę chciałby nawracać Białoruś na prawdziwą, jedyną i słuszną wiarę amerykańsko-atlantycką. I jestem przekonany, że to nie jest nasza polityka. Tak więc patrząc na wschód, nie mam z góry przyjętej tezy, że ten świat musi się układać według naszych wzorców i norm. – Nasz rząd w odpowiedzi na policyjne szykany władz białoruskich wobec Związku Polaków na Białorusi postanowił kilka dni temu odwołać swego ambasadora na konsultacje i ogłosił, że nie wróci on do Mińska, dopóki będą trwały naciski na polską mniejszość w tym kraju. Innymi słowy, dopóki rząd Aleksandra Łukaszenki będzie narzucał związkowi, kto ma nim kierować. Pan, jako ambasador RP na Białorusi w latach 1998-2002, był bezpośrednim świadkiem różnych etapów w stosunkach polsko-białoruskich. – Tym razem władze białoruskie przekroczyły granice tego, co wolno w cywilizowanym świecie. Przystąpiły faktycznie do likwidowania polskiej organizacji społecznej metodami z lat 20.-30. ubiegłego wieku. – W jakim stopniu władza Łukaszenki jest oparta na represjach? – To są represje dosięgające ludzi, którzy mają ciut większe ambicje od przeciętnego zjadacza chleba. Gdy człowiek dochodzi do wniosku, że chciałby być bardziej aktywny społecznie, napotyka barierę. Albo musi pójść pewnym wyznaczonym korytem, albo przejść do opozycji. Dlatego niedawny demokratyczny wybór na prezesa Związku Polaków Andżeliki Borys, która nie miała poparcia władz białoruskich, był dla nich nie do przyjęcia. Mamy do czynienia z pewnym liftingiem systemu sowieckiego. – Kłopot w tym, że dyktatura Łukaszenki cieszy się znacznym poparciem w społeczeństwie. – Trzeba sobie zdawać sprawę z bardzo głębokiego, osadzonego w kulturze i tradycji rosyjskiej antyokcydentalizmu, niechęci do Zachodu. Nie wynika to – moim zdaniem – z ksenofobii. W czasach ZSRR czegoś takiego nie było. To raczej nawiązanie do tradycji czarnosecinnych. To ideowy, historyczny wpływ rosyjski na Białoruś. Tamtejsi urzędnicy, aparat władzy są kształceni w języku rosyjskim, w kulturze rosyjskiej, w rosyjskiej tradycji duchowej. Tam tego elementu zachodniego i białoruskiego jest tyle co nic. – Minister Adam Rotfeld, starając się w rozmowie z dziennikarzami zanalizować przyczyny nerwowych reakcji władz w Mińsku na demokratyczne wybory w Związku Polaków, powiedział, że wynika to z faktu, iż pozycja Łukaszenki jest bardzo słaba. To chyba dość pospieszna diagnoza? – Powiedzmy sobie szczerze, iż na tym etapie działają czynniki, które go umacniają. Fala wzrostu w rosyjskiej gospodarce wywołana wysokimi cenami surowców energetycznych spływa także na Białoruś w postaci zamówień dla białoruskiego przemysłu. Znaczna część kluczowych zakładów, które już upadały, zaczyna odżywać. Białoruś, która pod koniec lat 90. była w bardzo trudnej sytuacji, zaczyna prosperować. Rosjanie dużo tam inwestują. Przede wszystkim Gazprom prowadzi inwestycje związane z tranzytem gazu i przetwarzaniem ropy naftowej w rafineriach w Nowopołocku i Mozyrze. Łukaszenka cały czas prowadzi grę ekonomiczną z Moskwą. Do tej pory toczy się ona wokół tranzytu, w obronie majątku białoruskiego, który próbuje przejmować Rosja. Cały czas o każdy kawałek białoruskiej gospodarki Łukaszenka walczy z Rosjanami do upadłego. Nawet jak musi oddać 90% jakiegoś przedsiębiorstwa, to zostawia dla siebie parę procent, wprowadza ustawę o „złotej akcji” i zachowuje kontrolę nad sytuacją. Ale w wyniku tych procesów jego pozycja jest, oczywiście, z roku na rok słabsza. – Czy białoruscy Polacy mogą poprowadzić energiczną walkę w obronie swego związku? – Za władzy radzieckiej Białoruś została dosłownie przeorana. Powstające kołchozy zrównały wszystko z ziemią. Po 1939 r. przedstawiciele polskiej inteligencji na zachodniej Białorusi od listonosza w górę zostali albo wywiezieni, albo rozstrzelani. Tak jak elita inteligencji białoruskiej, której groby odkryto na cmentarzu w Kuropatach i które to odkrycie pomaga dziś
Tagi:
Mirosław Ikonowicz