Niemieccy socjaldemokraci chcą wprowadzenia podatku od majątku Niemieccy socjaldemokraci próbują otrząsnąć się po klęsce wyborczej. Na zjeździe w Dreźnie wybrali nowe władze i wzięli kurs na lewo. Czy najstarsza partia Niemiec przezwycięży kryzys? Na razie sytuacja SPD jest opłakana, podobnie zresztą jak innych partii socjalistycznych i socjaldemokratycznych w Europie. Od lat 70. XX w. socjaldemokraci utracili połowę swoich członków, od 1998 r. – połowę wyborców. Nie reprezentują już socjalnego ani zawodowego przekroju społeczeństwa, stracili kontakt z młodzieżą. Felietonista magazynu „Der Spiegel” napisał obrazowo: „SPD nie wie, czego chce, nie wie, dokąd podąża, to partia maniakalno-depresyjna, która sama siebie nie cierpi z powodu swego udziału w rządzie, której krótkie, maniakalne fazy rządzenia ustępują miejsca znacznie dłuższym fazom depresyjnym i pełnym wątpliwości”. W wyborach do Bundestagu 27 września socjaldemokraci ponieśli druzgoczącą klęskę, zdobywając zaledwie 23% głosów. Tym samym po 11 latach musieli odejść z rządu i zajęli miejsca w twardych ławach opozycji. Towarzyszom – jak od lat mówi się o socjaldemokratach – z pewnością zaszkodziły rządy socjaldemokratycznego kanclerza Gerharda Schrödera, który podjął próbę przystosowania niemieckiego państwa opiekuńczego do potrzeb globalizacji. Wprowadził pakiet reform Agenda 2010, oznaczających m.in. zredukowanie przywilejów socjalnych. Szczególną niechęć najuboższych warstw społeczeństwa, a także tradycyjnie nastawionych członków partii wywołało połączenie zasiłku dla bezrobotnych i socjalnego. Nowy zasiłek, nazwany Hartz IV, płacony jest w mniejszej wysokości niż wcześniejszy zasiłek socjalny. Energia Schrödera pozwoliła jeszcze socjaldemokratom wyjść obronną ręką z wyborów w 2005 r., tak że znaleźli się w rządzie Angeli Merkel. Wielka Koalicja z konserwatystami nie wyszła jednak towarzyszom na dobre. Kanclerka Merkel zbierała laury za wszelkie prawdziwe lub domniemane osiągnięcia gabinetu, natomiast SPD musiała wspierać mało popularne reformy, jak długoterminowe wprowadzenie emerytury od 67. roku życia. Jako szermierze prawdziwych ideałów lewicy umiejętnie wykreowali się aktywiści konkurencyjnej dla SPD, bardziej radykalnej Die Linke, wywodzącej się jeszcze z rządzącej w Niemieckiej Republice Demokratycznej NSPJ. We wrześniowych wyborach towarzysze zapłacili wysoką cenę za wszelkie prawdziwe błędy. W nowych krajach federalnych Die Linke (28,5% głosów) znacznie wyprzedziła SPD (17,3%), stając się najważniejszą partią lewicową Niemiec Wschodnich. Po tej gorzkiej elekcji socjaldemokraci, kiedy tylko otrząsnęli się z szoku, przystąpili do rozliczeń. Od razu stało się jasne, że przewodniczący SPD, Franz Müntefering, nieco kostyczny polityk jeszcze ze starej gwardii Schrödera, prowadzący partię w autokratycznym stylu, musi odejść. Usuwanie przewodniczących to już niejako partyjna tradycja. W ciągu ostatnich 11 lat SPD dokonała sześciu zmian na tym stanowisku. Odpowiednich kandydatów wielu nie zostało. Właściwie zostało ich dwoje – „ostatnie rezerwy”, jak określiły to media – były premier Dolnej Saksonii i federalny minister ochrony środowiska, jowialny, charyzmatyczny, kipiący energią, cieszący się sławą znakomitego mówcy Sigmar Gabriel oraz liderka lewicowego skrzydła partii Andrea Nahles. Sęk w tym, że oboje do tej pory, łagodnie mówiąc, nie pałali do siebie sympatią, nawet nie wymienili numerów telefonów komórkowych. Gabriel nie cierpiał Nahles, twierdził, że tylko na skutek jej intryg nie został wybrany do prezydium partii w 2007 r. Ta z kolei, usłyszawszy, że Gabriel jest typowany na przewodniczącego partii, zakrzyknęła: „Ze mną tego nie zrobicie!”. Ale rozpaczliwa sytuacja wymagała zgody. W tajnych rozmowach przywódcy SPD postanowili, że Gabriel zostanie przewodniczącym SPD, a Nahles sekretarzem generalnym. Oboje musieli więc zrobić dobrą minę do złej gry i przekonywać dziennikarzy oraz masy partyjne, że tak naprawdę nic przeciwko sobie nie mają. Masy były nieco rozgoryczone faktem, że Gabriel i Nahles zostali powołani właściwie za kulisami. Ci niestrudzenie przekonywali podczas podróży przez kraj, że są tylko kandydatami. Zjazd partii, który zakończył się 15 listopada, odbył się w Dreźnie, w 50. rocznicę słynnego zjazdu w Godesbergu, podczas którego SPD dokonała historycznego przełomu. Przyjęła program, dzięki któremu przekształciła się z socjalistycznej partii klasy robotniczej w ugrupowanie ogólnonarodowe (Volkspartei). W Dreźnie socjaldemokraci także chcieli dokonać przełomu, aczkolwiek oczywiście na znacznie mniejszą skalę. 500 delegatów
Tagi:
Krzysztof Kęciek