Nocne pociągi wracają na europejskie tory, ale czy naprawdę mają na nich przyszłość? W dniu inauguracji poziom zainteresowania i ekscytacji medialnej był tak wysoki, że atmosfera przypominała wodowanie wielkiego statku pasażerskiego w XIX w., a nie uruchomienie linii kolejowej łączącej dwa – skądinąd bardzo dobrze połączone – europejskie miasta. 25 maja o godz. 19.22 z peronu brukselskiego dworca Midi (Zuid) odjechał pierwszy skład nocny w kierunku Berlina, należący do najprężniej rozwijającego się start-upu kolejowego na kontynencie, spółkę European Sleeper. Jadąc przez Antwerpię, Amsterdam i Rotterdam, do stolicy Berlina pociąg przyjechał następnego dnia o godz. 6.48 rano. Na pierwszy rzut oka w opisie trasy nie ma niczego ekscytującego. Po bliższym przyjrzeniu się widać jednak, że historia tego połączenia ilustruje przeszłość, teraźniejszość i przyszłość europejskich nocnych podróży kolejowych oraz ich szanse na rywalizację ze znacznie bardziej obciążającymi środowisko połączeniami lotniczymi. Bo kocha kolej Pociąg do Berlina to pierwszy projekt European Sleeper, który nocne podróże na tej trasie przywraca po dekadzie. Sam fakt, że zahacza jeszcze o trzy duże miasta, pozwala pokryć spore zapotrzebowanie nie tylko wśród turystów, ale i osób przemieszczających się w celach biznesowych. Może też dziwić użycie słowa start-up w kontekście operatora kolejowego, bo przyzwyczailiśmy się, że mianem tym określa się małe spółki, niegenerujące kosztów poza wynagrodzeniem i operujące bez ciężkiego sprzętu, które w większości nigdy nie zaczynają nawet na siebie zarabiać. Tymczasem European Sleeper to coraz poważniejszy gracz na europejskiej scenie kolejowej, a przede wszystkim gracz z pasją. Na razie pociąg na trasie Bruksela-Berlin kursuje trzy razy w tygodniu. Jak donoszą portale transportowe Aviation24 i TravelTomorrow, już sprzedano na ich kursy 10 tys. biletów. Firma nie zamierza na tym poprzestać, w przyszłym roku chce uruchomić połączenie między stolicą Belgii a Barceloną, a rok później dodać do mapy tras również Pragę. W planach jest też nocny pociąg do Sztokholmu i Göteborga. Na razie są to tylko założenia czysto teoretyczne, bo akurat ten start-up istnieje w branży bardzo regulowanej, a działalność na kilku rynkach krajowych jednocześnie wymaga nie tylko elastyczności finansowej, ale też współpracy z lokalnymi władzami. Założyciele firmy, Holenderzy Elmer van Buuren i Chris Engelsman, używają wszystkich typowych dla branżowej nowomowy frazesów, jak skalowalność produktu, rundy inwestycyjne, zaufanie funduszy inwestycyjnych. Ale prawdą jest, że – jak rzadko w świecie start-upów – o sukcesie ich produktu zdecydują pasażerowie. Van Buuren kolej autentycznie kocha, przez kilka lat był nawet dróżnikiem w holenderskich kolejach. Engelsman do tandemu wnosi doświadczenie biznesowe i inżynieryjne. Absolwent prestiżowej politechniki w Delft najpierw był konsultantem w spółkach technologicznych, potem pracował dla kolei metropolitalnych w Amsterdamie, gdzie zadania miał rozmaite, od planowania rozwoju połączeń po ich programowanie i tworzenie rozkładów. Obaj podkreślają w wywiadach, że nocne podróże interesowały ich od dziecka. To akurat łatwo zrozumieć, bo każdy, kto kiedykolwiek kładł się spać w jednym mieście i budził stukotem kół w innym, przy okazji nierzadko zmieniając całkowicie krajobraz za oknem, wie, że to doświadczenie na poły magiczne. Do tematu podeszli jednak pragmatycznie, chcąc wspiąć się na szczyt fali przetaczającej się przez Europę. Ambitne plany Nocne pociągi przeżywają na Starym Kontynencie renesans nie tylko z powodu mody i romantyzmu. Pomagają w tym prywatni inwestorzy, co jest historią European Sleeper, pomaga Komisja Europejska (o tym zaraz), ale najbardziej pomaga presja społeczna. Katastrofa klimatyczna stała się ważnym tematem w dyskusji publicznej, rozwiązania dla klimatu powodują porażki lub zwycięstwa w wyborach nawet największych partii politycznych, a przemysł lotniczy ostro obrywa w mediach, bo jemu akurat na niskoemisyjność przestawić się najtrudniej. A jednocześnie po latach przymusowej izolacji wywołanej pandemią głód podróży jest w Europejczykach ogromny. European Sleeper finansowanie zbiera od dwóch lat. W 2021 r. van Buurenowi i Engelsmanowi udało się uzyskać pół miliona euro ze sprzedaży akcji inwestorom detalicznym. Rok później było to już 2 mln euro, w trzeciej rundzie 3 mln euro. To niemało pieniędzy jak na emisję akcji, ale wcale nie tak dużo jak na koszty firmy, która chce wozić miliony Europejczyków z jednego końca kontynentu na drugi. Resztę pokryły