Beria zatelefonował z krótką dyspozycją: „O chorobie towarzysza Stalina nikomu nie mówcie i nie dzwońcie” Wedle znanych dotąd relacji, w niedzielę, 1 marca 1953 r., zaraz po godzinie 22, z daczy w Kuncewie dyżurujący tam ppłk MGB Michaił Starostin zatelefonował do ministra bezpieczeństwa państwowego Ignatiewa i zameldował mu o stanie Stalina. Ten – jak twierdzi Starostin – miał go odesłać do Berii i Malenkowa. Podpułkownik polecenie wykonał, ale słuchawki telefonu Berii nikt nie podniósł, zaś Malenkow mruknął coś i przerwał rozmowę. Po upływie mniej więcej godziny do dyżurujących przy Stalinie oficerów bezpieczeństwa zatelefonował sam Beria z krótką dyspozycją: „O chorobie towarzysza Stalina nikomu nie mówcie i nie dzwońcie”. W tym czasie znany nam już Łozgaczow siedział przy otomanie, na której spoczywał nieprzytomny, częściowo sparaliżowany Stalin. Oficer MGB – jak później relacjonował – czekał na lekarzy, nie wyobrażał sobie bowiem, by Beria z Malenkowem natychmiast ich nie przysłali (w stałym personelu daczy był nawet ogrodnik, ale nie było ani jednego lekarza lub choćby tylko pielęgniarki). Saratniki Relacje o zachowaniu się w ową niedzielę dyżurnych oficerów bezpieczeństwa w daczy Stalina – w każdym razie gdzieś od 11 rano do 22 wieczorem – wydają się wręcz niewiarygodne. Opowiadali wprawdzie później, że ogarniał ich coraz większy niepokój, ale nie zrobili nic, by się zorientować, jakie są przyczyny braku jakichkolwiek oznak ruchu w pokojach zajmowanych przez szefa partii i rządu. Mało tego, o swoich niepokojach nie poinformowali telefonicznie odpowiedzialnego za całość bezpieczeństwa daczy ministra Ignatiewa! Nie zadzwonili też do kliniki opiekującej się zdrowiem najwyższych dostojników Kremla, bo podobno nie mieli do tego żadnych uprawnień, a o dostępie lekarzy do Stalina decydować miał wyłącznie Beria, tyle że jak dotąd nikt z autorów o tych sprawach piszących nie zaprezentował bezspornych dowodów, iż tak właśnie było. Cytowani już bracia Miedwiediewowie skłonni są dać wiarę relacjom Starostina i Łozgaczowa, ale równocześnie piszą, że są one „całkowicie zaskakujące i niewiarygodne”. Chyba – dodajmy od siebie – że w grę wchodziłyby inne okoliczności. Zostawmy jednak obu funkcjonariuszy bezpieczeństwa i zajmijmy się najbliższymi współpracownikami Stalina, czyli jego saratnikami. Grupkę tę od jesieni 1952 r. stanowiła znana nam już czwórka: Beria, Malenkow, Chruszczow i Bułganin. Z sobie znanych powodów Stalin pozbawił wtedy tej uprzywilejowanej pozycji przede wszystkim Wiaczesława Mołotowa (1890-1986) i Anastasa Mikojana (1895-1978), dystansował się też od Klimenta Woroszyłowa (1881-1969) i Łazara Kaganowicza (1893-1991). Zresztą ci najbliżsi z najbliższych, a przynajmniej niektórzy z nich, również nie mieli pewności, czy Wódz nie zechce na ich miejsce powołać młodszych, co mógł zapowiadać zaskakujący manewr personalny wykonany przez niego w październiku 1952 r. Wróćmy jednak do dramatycznych wydarzeń pierwszych dni marca 1953 r. i co najmniej dziwnych zachowań czwórki. I znów jesteśmy zdani prawie na ten sam zasób relacji. Większość autorów zgodnie je przytacza, choć często różnie interpretując lub wysuwając własne hipotezy i domniemania, oparte jednak na wątłych przesłankach, z których najsilniejsze to zaledwie własne przekonania wynikające z takich czy innych opcji politycznych, sympatii i antypatii – pozostać więc muszą jedynie czysto hipotetycznymi wersjami wydarzeń, chyba że badaczom uda się trafić na jakieś wiarygodne i przekonywające źródła. Relacje Kto i kiedy zjawił się w daczy w Kuncewie i jak się zachował? Wedle relacji Chruszczowa, on i Bułganin dotarli tam wkrótce po północy, tj. już 2 marca, ale porozmawiali tylko z oficerami pełniącymi dyżur w budynku przy bramie wjazdowej, znajdującym się na terenie posesji. Czekiści opowiedzieli o wydarzeniach niedzieli i o stanie Stalina, po czym goście, nie wchodząc do jego mieszkania, szybko – jak twierdził Chruszczow – odjechali do swoich domów. Miedwiediewowie przypuszczają, że obaj politycy zachowali się tak, jak im polecił Malenkow, który wcześniej uzgodnił to z Berią. Ci dwaj ostatni uchodzili wówczas za zgodnie współdziałający tandem i w Kuncewie zjawili się – tak przynajmniej zrelacjonował to Łozgaczow – około 3 nad ranem. Weszli do pokoju, gdzie leżał nieprzytomny Stalin, chwilę postali w milczeniu, po czym Beria miał powiedzieć: „Łozgaczow, przecież widzisz, że towarzysz Stalin mocno śpi, więc nie panikuj i przestań nas niepokoić”. Obaj politycy postali jeszcze chwilę, po czym odjechali, nie informując
Tagi:
Eugeniusz Duraczyński