Drzwi do finałów Euro 2020 otwarte na oścież Po zielonej trawie piłka goni – my to wygrywamy, a nie oni. Tak nasi reprezentacyjni piłkarze mogą zaśpiewać, mocno parafrazując znany tekst Ludwika Jerzego Kerna. Dwa kolejne zwycięstwa: efektowne 4:0 z Izraelem na Stadionie Narodowym w Warszawie 10 czerwca i wcześniej, 7 czerwca, wymęczone 1:0 z Macedonią Północną w Skopju. Po czterech potyczkach kwalifikacyjnych bilans imponujący: 12 punktów, 8 strzelonych bramek, żadnej straconej. Drzwi do finałów Euro 2020 otwarte na oścież. Można na luzie oddalić się na zasłużone wakacje. Tworzenie drużyny to nie koncert życzeń Selekcjoner Jerzy Brzęczek na gorąco komentował i przestrzegał: – Jeśli powiemy, że awansowaliśmy, a potem nie awansujemy, to będziecie pisać, że jesteśmy największymi frajerami. Proszę podać mi drużynę, która z 12 punktami awansowała na mistrzostwa. Szanujmy inne zespoły. Mecz z Izraelem potwierdził, że jest duży potencjał, dużo jakości, a nasza praca ma sens. Trzeba też przechodzić trudne chwile, mecze różnie się układają. Grałem w piłkę, też o mnie różnie pisano. My wiemy, co robimy, tworzenie drużyny to nie jest koncert życzeń. Tym stwierdzeniem szef kadry wrzucił kamyczek do ogródka niektórych dziennikarzy etatowo odgrywających rolę wujków dobra rada. Jeden z nich (nazwisko przemilczę) uporczywie lansował tezę, że z gry Lewandowskiego z Piątkiem nie wyniknie nic dobrego. Przekonaliśmy się naocznie, jak to wszystko wyglądało i co się działo. Po meczu z Izraelem nasuwa się dawno spowszedniałe określenie: było na co popatrzeć. W 35. minucie bramkarza rywali pokonał nie kto inny jak niezawodny Krzysztof Piątek. Tym razem, z wiadomych względów, nie zobaczyliśmy w jego wykonaniu tradycyjnej cieszynki. W 56. minucie doszło do typowej sytuacji, w której przydałby się system VAR (video assistant referee). Brak tego urządzenia sprawił, że arbiter Tobias Stieler nie wahał się, czy przyznać Polakom jedenastkę. Wykonał ją pewnie Lewandowski – był to jego 21. gol w 12 kolejnych meczach reprezentacji na Stadionie Narodowym. Kapitan jest jeden i król jest jeden! Lewandowski w Warszawie strzela zawsze. Nie prawie, ale zawsze. Bez wątpienia najefektowniejsza była bramka trzecia – zdobyta przez Kamila Grosickiego. Piłka trafiła do niego po przerzucie Piotra Zielińskiego z prawej na lewą stronę. Podanie odnotowane w trenerskim notesie w rubryce: stadiony świata. – Chciałbym zadedykować tego gola mojemu przyjacielowi Pawłowi Dąbrowskiemu, który miał ciężki wypadek. Amputowali mu nogę. Paweł, to dla ciebie! – powiedział Grosik. Czwarte, a swoje debiutanckie trafienie zapisał w 84. minucie Damian Kądzior. Gracz Dinama Zagrzeb cieszył się jak dziecko. Znany dziennikarz Andrzej Lewandowski poniedziałkowy występ biało-czerwonych spuentował: „4:0 to więcej niż trzy punkty! Sportowa złość czasem przydaje klasy… A klasa niesie radość. Byle nie zaklaskać i nie zagłaskać. Gra toczy się dalej! Było nieźle, ma być lepiej!”. Podobało mi się także dosadne stwierdzenie jednego z internautów: „Po meczu z Macedonią naszych chyba ambicja ugryzła, bo nikt się nie opieprzał”. Konfrontacja z Izraelem była całkiem przyzwoitym, a momentami emocjonującym widowiskiem także z tego powodu, że nie byliśmy w stanie wymazać z podświadomości obrazu piątkowego koszmaru ze stadionu im. Toše Proeskiego. Dobrze, że to był Piątek Napastnik Milanu przystąpił do pełnienia reprezentacyjnych powinności od 46. minuty spotkania z Macedończykami. Jego pierwszy kontakt z piłką zaowocował golem, który – jak się okazało – wzbogacił narodowy team o kolejne trzy punkty. Znów potwierdziło się, że futbolówka szuka Piątka! Trzeba przyznać, że strzelił bramkę w dość osobliwych okolicznościach. Otóż Ezgan Alioski próbował wybić piłkę, ale ta dotarła do Piątka, który przewrotką wstrzelił ją w stronę bramki. Lewandowski próbował dosięgnąć futbolówkę, lecz nawet nie zmienił toru jej lotu, a ta wturlała się do bramki, niezależnie od zamiaru „dopchnięcia” przez Kamila Glika. Można powiedzieć: jakby ściągnięta do siatki niewidzialnym magnesem. Nic dziwnego, że Lewandowski ocenił krótko i celnie: – Jaki mecz, taka bramka. Szef sportu Wirtualnej Polski Michał Kołodziejczyk napisał: „Nawet zwycięstwa reprezentacji dzielą Polaków. Ci od punktów każą milczeć tym od stylu. Ktoś, kto chce się rozwijać, musi jednak sam od siebie wymagać więcej. To, że na reprezentację Polski po zwycięstwie z Macedonią