Spokojnie o podatku liniowym

Spokojnie o podatku liniowym

Podstawowym zadaniem reformy podatkowej powinno być całkowite wyjęcie inwestowanej części zysku z podstawy opodatkowania Od pewnego czasu lansowana jest z różnych stron propozycja wprowadzenia w Polsce podatku liniowego od dochodów osobistych. Przypomnijmy, że chodzi o to, aby podatek dochodowy PIT był płacony przez wszystkich według takiej samej stopy opodatkowania. Zniesione byłyby progi dochodowe podnoszące podatek dla osób o wyższych dochodach. Jednolita stopa znalazłaby się według najnowszych propozycji na poziomie 18%. Pomysł ten pojawił się m.in. w ramach obszerniejszego projektu programu gospodarczego, zgłoszonego przez szeroką reprezentację polskiego biznesu. Propozycji takiej grupy nie można lekceważyć. W dodatku uzyskała ona duże podtrzymanie ze strony mediów. Oprócz paru publicystów z jej poparciem wystąpił renomowany ekonomista, prof. Dariusz Rosati. Pod wpływem nagłośnienia medialnego uzyskuje też ona znaczne poparcie w społeczeństwie. Ulegając najwidoczniej tej atmosferze, podjął ją też premier Miller, który powtórzył już szereg razy, że uważa ją za zasługującą na bliższe rozważenie co do możliwości wprowadzenia w życie w 2005 r. Na kongresie SLD zapowiedź ta spotkała się z uznaniem delegatów wyrażonym brawami. Podjął ją wicepremier Hausner, który zapowiedział jej staranne zbadanie i dokonanie dokładnych obliczeń dla przygotowania ewentualnego wprowadzenia. Poparcia tej linii myślenia udzielił nawet prezydent RP. Zamiast jednak ulegać tworzonej atmosferze, warto spokojnie przyjrzeć się bliżej tej propozycji od strony zarówno jej treści ekonomicznej, jak i społecznej. Jest oczywiste, że wprowadzenie podatku liniowego PIT oznaczałoby przede wszystkim istotne przesunięcie w społecznym podziale dochodu narodowego na rzecz grup najlepiej sytuowanych. Od strony społecznej wydaje się to bulwersujące tym wszystkim, którzy uważają, że dysproporcje dochodowe w Polsce urosły do zbyt wielkich rozmiarów. Jednakże od strony ekonomicznej wysuwany jest od razu argument pragmatyczny. Według niego, zwiększone dochody najwyższych grup dochodowych zostaną przeznaczone na oszczędności. Dzięki temu nastąpi wzrost inwestycji, to zaś ożywi wzrost gospodarczy i przyczyni się do tworzenia miejsc pracy, a więc do spadku bezrobocia. W rezultacie masywna obniżka podatków dla najwyżej zarabiających okaże się korzystna dla wszystkich. Gdyby rzeczywiście można było na to liczyć, koncepcja zasługiwałaby nie tylko na poparcie, ale na wprowadzenie od zaraz. Niewątpliwie bowiem naszym kluczowym problemem jest cechujący gospodarkę polską od kilku lat coraz głębszy spadek nakładów inwestycyjnych. Bez inwestycji zaś nie ma trwałego wzrostu gospodarczego. Niestety jednak nie ma żadnych podstaw do liczenia na taki efekt wprowadzenia liniowego podatku dochodowego. To prawda, że można się spodziewać wzrostu oszczędności w najwyższych grupach dochodowych. Problem polega jednak na tym, że oszczędności nie tworzą inwestycji. Wzrost popytu inwestycyjnego nie następuje dzięki oszczędzaniu, lecz w następstwie wzrostu skłonności do inwestowania. Wzrost oszczędności nie powoduje zaś wzrostu skłonności do inwestowania. Decyzje inwestycyjne są podejmowane przez przedsiębiorstwa, a ich skłonność do inwestowania pobudzić może tylko perspektywa opłacalności inwestycji. O opłacalności natomiast decyduje ostatecznie kształtowanie się efektywnego popytu konsumpcyjnego. Tymczasem wzrost oszczędności oznacza z samej definicji zmniejszenie popytu konsumpcyjnego. Najbardziej prawdopodobnym efektem silnego zwiększenia dochodów grup najlepiej sytuowanych byłoby użycie tych dochodów na zakup akcji i innych papierów wartościowych lub lokaty bankowe i zakup nieruchomości w kraju i za granicą. Nie miałoby to jednak żadnego wpływu na skłonność przedsiębiorstw krajowych do inwestowania. Natomiast takie przesunięcie w podziale dochodu narodowego oznaczałoby w skali ogólnej osłabienie popytu konsumpcyjnego, bo takie jest działanie zwiększonej masy oszczędności. Najpewniejszym sposobem zwiększenia popytu konsumpcyjnego nie jest podniesienie dochodów ludzi bogatych, lecz właśnie dochodów nisko zarabiającej części społeczeństwa. Wtedy bowiem można liczyć na to, że cały przyrost dochodów skierowany zostanie na zwiększenie popytu rynkowego, a to w rezultacie przyczyni się do pobudzenia inwestycji przedsiębiorstw. W sytuacjach recesyjnych na przyśpieszenie wzrostu gospodarczego oddziałać można czterema sposobami: przez pobudzenie inwestycji przedsiębiorstw, przez uzyskanie i zwiększanie nadwyżki eksportu nad importem, przez zwiększanie wydatków budżetu państwa oraz przez zwiększanie popytu konsumpcyjnego ludności. W Polsce 2003 r. nadwyżka eksportowa jest bardzo trudna do uzyskania, bo od lat mamy ujemne saldo bilansu handlowego i trzeba będzie długiego czasu, aby to zmienić. Wydatków państwa nie można bardzo zwiększać ze względu na już wysoki poziom deficytu budżetowego.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 31/2003

Kategorie: Opinie