Sponsorzy Kulczyków
Z gadziej perspektywy Byliśmy ponad sto lat jednym z wierzchołków wielkiego trójkąta niewolniczego. Nasze statki wyładowane znakomitej jakości tekstyliami, bronią i alkoholem płynęły do wybrzeży Afryki. Do kolonii, zwykle portugalskich. Tam dokonywano wymiany ładunku. Miejsce brytyjskich towarów zajmowali Murzyni wyłapywani przez nadzwyczaj zgodnie kooperujących europejskich i arabskich handlarzy niewolników. Towar, zwany obecnie w USA Afroamerykanami, płynął na Karaiby i do Ameryki Północnej. Jeszcze nie USA, bo ten złoty trójkąt powstał po 1715 r. W Ameryce niewolników wymieniano na bawełnę, tytoń, cukier, melasę i statek wracał do Liverpoolu. Niezwykle korzystna dla liverpoolskich biznesmenów koniunktura zachwiała się nieco w 1807 r., bo wtedy w Anglii zniesiono oficjalnie niewolnictwo. Ale nie zniesiono go w stanach Ameryki Północnej, które oderwały się od macierzy i rozpoczęły swój własny byt ekonomiczno-państwowy. Dalej po cichu handlowano niewolnikami, choć nie na taką skalę, aż do czasów amerykańskiej wojny secesyjnej, czyli jeszcze ponad pół wieku. Dzisiaj czarni niewolnicy są godnie uhonorowani w Merseyside Maritime Museum. Oglądamy ich biedne, symboliczne wizerunki. Z offu słyszymy przecudne śpiewy, które stworzyły źródła american pop kultury. Angielscy gospodarze, oprowadzając delegatów Rady Europy, instytucji wyspecjalizowanej w dostrzeganiu praw człowieka, niedoli wyzyskiwanych i pieskiego życia emigrantów, opowiadają o kamieniach swego bogactwa bez cenzury, bez czekania na dodatkowe pytanie. Tak było, prosperity Liverpoolu zbudowano na handlu niewolnikami. I teraz oddajemy im hołd. Oni są bowiem fundatorami, sponsorami miasta i jego wspaniałych gmachów. Kiedy zabrakło rynku niewolniczego, portowe moce Liverpoolu wykorzystywano nie tylko do przewozu towarów, do bogacenia się na niewolniczej pracy liberalnej Ameryki. Stąd w latach 1830-1939 wysłano ponad 9 mln emigrantów. Płynących do Ameryki w warunkach ciut lepszych od niewolniczych. Już nie wyłapywanych – sami pchali się do ładowni. Jak Irlandczycy po XIX-wiecznym głodzie. Byli też pasażerowie z górnych pokładów. Ci z „Titanica”. Zatopionego, ale dalej zarabiającego dla miasta, z którego wypłynął. Miasta niewolników, emigrantów, konwojów w czasie II wojny światowej, starającego się teraz o tytuł kulturalnej Europy. Ożywionego dzięki funduszom rozwojowym Unii Europejskiej. Żyjącego obecnie z usług telefonicznych, informatycznych, finansowych, biotechnologicznych, konserwacji zabytków, no i turystyki. Żyjącego dobrze, ale stale przepraszającego za handel niewolnikami, emigrantami, a czasem za niedocenienie Beatlesów, którzy też emigracyjnie występowali w Hamburgu. Gdy oglądaliśmy wspaniałe wiktoriańskie gmachy wyrosłe na minionej krzywdzie, z kraju dotarła do nas wiadomość o aferze „Kulczykpark”. Rządzący obecnie w kraju państwo Kulczykowie kupili w centrum Poznania ziemię prawie za bezcen. Wybudują tam centrum handlowo-usługowe. To nie pierwsza i pewnie nieostatnia transakcja nowej klasy panującej. Polegająca na kupnie państwowego, komunalnego, czyli obywatelskiego za drobne pieniądze. Tak jak potęga brytyjskiego Liverpoolu powstawała na wyzysku niewolników, emigrantów, tak nowy postkapitalizm polega, upraszczając nieco, na przejęciu państwowego mienia, które stworzyli pracujący w PRL. Dzisiejsi bezrobotni, popegeerowcy, przedwcześni emeryci. Ciekawe, czy potomkowie państwa Kulczyków za lat dwieście stworzą w poznańskim centrum kulturalno-handlowym izbę pamięci robotników, pegeerowców, urzędników peerelowskich. Fundatorów nowej klasy panującej. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint