Sprawiedliwość mierzona w płomieniach

Sprawiedliwość mierzona w płomieniach

Inkwizycja była machiną kontroli wiernych i poddanych – potwierdza to 800-stronicowy dokument Watykanu Kiedy Jan Paweł II ogłosił w Jubileuszowym Roku 2000 w Bazylice św. Piotra mea culpa Kościoła za winy jego kapłanów i wyznawców wobec ludzi innych religii i kultur, niektórzy członkowie Kolegium Kardynalskiego nie byli uszczęśliwieni. Papież dopilnował też, aby światło dzienne ujrzało dossier w sprawie inkwizycji. Zbiór badań historyków, teologów i prawników – katolików i niekatolików – będący oceną tej czarnej karty historii Kościoła. Jest to rezultat historycznego sympozjum na temat inkwizycji, które odbyło się w Watykanie przeszło pięć lat temu. Licząca ok. 800 stron relacja potwierdza, że Kościół powołał do życia inkwizycję i aprobował stosowane przez nią tortury dla „dochodzenia do prawdy” oraz palenie na stosie tych, których uznano za winnych „zatwardziałej herezji”, karanej śmiercią jako przestępstwo równe obrazie majestatu królewskiego. Ścisły związek między religijną a polityczną sferą działania inkwizycji utrzymywał się, jak długo istniała. W 1220 r., pięć lat po powołaniu pierwszego rzymskiego trybunału inkwizycji, papież Honoriusz III dał niemieckiemu cesarzowi Fryderykowi II Hohenstaufenowi, panującemu również nad południową Italią i Sycylią, zgodę na powołanie podobnego trybunału. Sprytny władca, który trzymał z muzułmanami i nie wywiązał się z obietnicy zorganizowania wyprawy krzyżowej, chcąc poprawić sobie opinię u papieża wystąpił z projektem powołania trybunału stojącego na straży czystości wiary. Honoriusz nie był naiwny i zażądał, aby trybunał składał się z zaufanych franciszkanów i dominikanów, ale i tak Fryderyk zdołał zeń uczynić narzędzie rozgrywek z politycznymi nieprzyjaciółmi. „Prawdopodobnie nigdy nie doszłoby do powstania inkwizycji, gdyby herezja w czasach średniowiecza nie była również przestępstwem politycznym, naruszeniem porządku publicznego”, mówi dominikanin, profesor teologii Jacek Salij. Łagodny Torquemada „Zabijać w dzień święta nieprzyjaciół Pana to najlepszy sposób uczczenia Dnia Pańskiego”, odpowiedziała w lipcu 1605 r. inkwizycja rzymska na pytanie inkwizycji hiszpańskiej o to, jaki dzień jest najlepszy na spalenie na stosie osób skazanych za herezję. Pierwsi teolodzy chrześcijańscy, tacy jak św. Ambroży z Mediolanu i św. Marcin z Tours, głosili, iż religia i przemoc są nie do pogodzenia. Sporządzony w XII w. dekret autorstwa włoskiego księdza Gracjana, średniowieczny „kodeks” prawa kanonicznego, zawiera rady dla duszpasterzy, aby nie mieli wątpliwości, że wszelkie opowieści o sabatach czarownic są produktem chorej wyobraźni. A jednak już sto lat później Kościół usankcjonował stosowanie tortur dla wydobycia przyznania się do winy i skłonienia do skruchy. Heretycy i czarownice zaczęli płonąć na stosach. Pierwsze trybunały inkwizycji powstały w Hiszpanii już w połowie XIII w. Ale dopiero para monarchów katolickich, Izabela i Ferdynand, w dążeniu do osiągnięcia konsolidacji terytorialnej państwa poprzez unifikację religijną zdołała uczynić z inkwizycji potężną instytucję. W 1478 r. uzyskali oni od papieża Sykstusa IV przywilej mianowania inkwizytora generalnego, który tylko im podlegał. Fanatyczny mnich Tomasz Torquemada, sprawujący ten wysoki urząd w latach 1485-1496, skazywał na spalenie na stosie głównie tych katolików posądzonych o herezję, którzy mimo tortur nie chcieli się przyznać do winy. Do zbrodni najczęściej sądzonych przez trybunały inkwizycji hiszpańskiej należały potajemne praktykowanie pierwotnej religii przez konwertytów, tj. ochrzczonych pod przymusem Żydów i Maurów, bądź zdrada wiary katolickiej poprzez przystąpienie do waldensów lub katarów. Nie mogli jednak być sądzeni przez inkwizycję ci, którzy nie przyjęli chrztu. Ten problem rozwiązano inaczej. Torquemada miał znaczny udział w doprowadzeniu do wydania dekretu królewskiego, którym w 1492 r. wygnano z Hiszpanii żydów i mahometan. „Dziś w Hiszpanii mamy już tylko samych chrześcijan”, pisał ówczesny kronikarz. O Torquemadzie współcześni historycy hiszpańscy piszą, iż wbrew legendzie nie odznaczał się szczególnym okrucieństwem, ale raczej gorliwością w orzekaniu konfiskat dóbr możnych kacerzy, którzy tracąc majątek, mogli liczyć na pewne względy wielkiego inkwizytora. W ciągu 11 lat posłał na stos – według różnych źródeł – od tysiąca do 2 tys. skazanych. Inkwizycja oczami Polaków W Polsce obraz stosów inkwizycji zawsze najbardziej kojarzył się z Hiszpanią. Stąd m.in. „hiszpański but”, który pierwotnie oznaczał żelazny przyrząd do łamania goleni. Palenie kacerza na stosie było przede wszystkim widowiskiem, na które licznie ciągnęła publiczność. Królewicz Władysław Waza chciał obejrzeć

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 27/2004

Kategorie: Kościół