Sprawiedliwość umiera za zamkniętymi drzwiami

Sprawiedliwość umiera za zamkniętymi drzwiami

15.07.2021 Wadowice Sad Rejonowy. Rozprawa Mariusza P. w zwiazku z oskarzeniem o przywlaszczenie mienia w Hostelu Leskowiec w Andrychowie fot. Beata Zawrzel/REPORTER

Nowelizacja Kodeksu postępowania cywilnego w drastyczny sposób ograniczyła jawność rozpraw sądowych w sprawach cywilnych Zapewne nie zwróciłbym uwagi na nowelizację Kodeksu postępowania cywilnego, przyjętą przez Sejm 28 maja br., gdyby nie sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie, która nie wyraziła zgody na moje uczestnictwo w rozprawie, argumentując, że będzie się ona toczyła za zamkniętymi drzwiami. Chciałem wziąć w niej udział, gdyż interesowało mnie, co się dzieje z jedną z najdłużej ciągnących się spraw przed polskimi sądami. Historia ta zaczyna się 12 grudnia 2001 r., gdy Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy po rozpoznaniu wniosków z 6 listopada 2001 r. wierzycieli, Kredyt Banku SA z 5 listopada 2001 r. oraz Polskiego Kredyt Banku SA, ogłosił upadłość Centrum Leasingu i Finansów CLiF SA. W tamtym czasie była to jedna z największych firm leasingowych w kraju. Jej akcje notowano na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. CLiF uważano za spółkę solidną, dobrze zarządzaną i mającą jasne perspektywy. Błyskawiczne tempo rozpatrzenia wniosków od początku budziło wątpliwości co do przyczyn problemów, w jakich znalazła się spółka. Było tajemnicą poliszynela, że w latach 1999-2001 banki, które od połowy lat 90. chętnie kredytowały prywatne spółki leasingowe, kiedy zorientowały się, że to bardzo dobry interes, postanowiły przejąć ten lukratywny rynek. Zarządy firm leasingowych stawiano przed diabelską alternatywą: albo zgodzą się na przejęcie ich firmy przez bank, najczęściej za ułamek wartości, albo bank wypowie umowy kredytowe i trzeba będzie ogłosić upadłość. To właśnie spotkało CLiF. Lecz zarząd i akcjonariusze nie chcieli się poddać. Twierdzili, że nie było podstaw do podjęcia przez sąd takiej decyzji. Rozpoczęli walkę o ocalenie firmy i ku ogromnemu zaskoczeniu ich samych w maju 2003 r. Sąd Najwyższy uznał, że decyzja o ogłoszeniu upadłości spółki zapadła z naruszeniem prawa. Sędziowie nakazali ponowne rozpatrzenie wniosku. Sąd niższej instancji orzekł, że podstaw do ogłoszenia upadłości nie było. Spółka CLiF SA „wstała z grobu”. Był to pierwszy taki przypadek w III RP. Media szeroko opisywały karierę sędziego, który ogłosił upadłość spółki. Wyszło na jaw, że jego relacje z sektorem bankowym mogły odbiegać od standardów przyjętych w środowisku sędziowskim. Okazało się, że Kredyt Bank, jeden z wnioskodawców bankructwa spółki CLiF, sprzedał na korzystnych warunkach żaglowiec „Fryderyk Chopin” założonej przez sędziego Europejskiej Wyższej Szkole Prawa i Administracji. Sędzia był też kanclerzem owej uczelni. W konsekwencji zajął się nim sąd dyscyplinarny. Być może mając świadomość, że to koniec kariery, sędzia zrezygnował z togi i łańcucha. Przez kolejne lata prezes CLiF Dariusz Baran toczył w sądach boje z prawnikami o odzyskanie pieniędzy zajętych przez banki z rachunków spółki. Ponad półtoraroczne rządy wyznaczonego przez sąd syndyka mocno nadwyrężyły kondycję spółki. Fakt, że prawie wszystkie procesy z bankami zakończyły się bądź ugodami, bądź korzystnymi dla CLiF wyrokami, miał niewielkie znaczenie. Podjęta z naruszeniem prawa decyzja sędziego doprowadziła firmę do ruiny. Wobec tego prezes Dariusz Baran i inni udziałowcy Centrum Leasingu i Finansów zdecydowali się wystąpić z roszczeniami wobec skarbu państwa. Wszak sędzia wydał wyrok „w imieniu Rzeczypospolitej”. Procesy ciągnęły się latami. Roszczenie akcjonariuszy i władz spółki opiewało na ponad 160 mln zł. Ostateczny wyrok był niekorzystny – spółce nic się nie należało, gdyż najogólniej rzecz biorąc, trudno mówić o odszkodowaniu państwa za szkody wywołane wyrokiem, gdy jego bezprawność jest „nieoczywista”. To nie był koniec tej historii. Przed sądem nadal toczyły się spory z bankami. Ostatnie dwie z powództwa banku Pekao SA przeciwko CLiF SA oraz z powództwa spółki przeciw bankowi ma rozstrzygnąć Sąd Okręgowy w Warszawie. W tych rozprawach chciałem uczestniczyć jako publiczność. Byłem przekonany, że nie będzie to problemem. Decyzja sędzi była jednak inna. Nie ma sprawiedliwości bez jawności Prawdziwą gwarancją sprawnego i uczciwego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości jest jawność. Jak najszerzej rozumiana. Z nieograniczonym dostępem nie tylko do sal sądowych, ale i do akt spraw. W Polsce dostęp do akt zależy od decyzji sędziego, przewodniczącego wydziału, w którym sprawa jest na wokandzie, i nie jest łatwo uzyskać taką zgodę. Konstytucja – dziś czysto teoretycznie – gwarantuje nam prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy przed właściwym, niezależnym,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 36/2021

Kategorie: Kraj