Po tym, jak rozwodnicy koalicyjni dokładnie poopisywali cechy charakteru i intelektu niedawnych jeszcze partnerów, przyszło im znowu żenić się ze sobą. Wesele było skromniutkie, bez świadków. Powtórnie poślubieni ucałowali się, bo któż tego nie zrobi, słysząc: gorzko, gorzko. I tak zaczął się kolejny rozdział tych kuriozalnych rządów. Etap śmieszności. Tego śmiechu już nic nie zatrzyma. Nawet to, że niejednego jeszcze możnowładcy z PiS wyrzucą z pracy, każą zamknąć i sfilmować przy aresztowaniu, obrzucą oskarżeniami i epitetami. Ani to, że jeszcze niejeden przedstawiciel łże-elit zapłacze nad swoim losem. A niejeden dziennikarz dowie się z szeptów na korytarzu, jaką jest kanalią. To niestety jeszcze wydłuży listę ludzkich krzywd i podłości, jakich ta ekipa tak obficie dopuszcza się wobec własnego społeczeństwa. Taki wymiar ma odnowa moralna w wydaniu Prawa i Sprawiedliwości. Badacze tego zmarnowanego dla rozwoju państwa epizodu, jakim w historii Polski będzie era czy może – precyzyjniej nazywając ten etap – erka braci Kaczyńskich (od liczby ministrów mnożących się w ramach taniego państwa), powinni posłużyć się oceną roli weksla w życiu koalicji PiS, Samoobrony i LPR. Po tym, jak już wszyscy, nie wyłączając najtęższych głów PiS, czyli posłów Kuchcińskiego i Tchórzewskiego, potępili, obśmiali i zanegowali jakikolwiek prawny sens weksli podpisywanych przez kandydatów na posłów i senatorów Samoobrony, wyszły na jaw nowe okoliczności. I to jakie! Demaskujące paranoję, w jakiej tkwimy od wyborów, i niebywałą hipokryzję czołowych moralizatorów. Najpierw okazało się, że faktycznym wynalazcą nowej roli weksla w zabezpieczaniu interesów partii jest sam Jarosław Kaczyński. To on wymyślił weksle na początku lat 90. jako lider Porozumienia Centrum, gdy zobaczył, że masowo uciekają mu z klubu właśni posłowie. Od tego czasu Kaczyński nie wierzy w bezinteresowną ideowość posłów i ich przywiązanie do barw partyjnych. Wie, ile jest warte pospolite ruszenie skrzyknięte pod symbolem PiS dla zdobycia władzy. Wie, że wielu z tych parlamentarzystów, gdy tylko powinie mu się noga, czyli już niebawem, pójdzie tam, gdzie będą realna władza, pieniądze i splendory. Swoje pięć minut na scenie politycznej przeznaczył na utrwalenie tego chorego systemu w przekonaniu, że on sam jest tak zręczny, że potrafi ograć wszystkich. Dlaczego jednak tak zaciekle atakował Leppera za weksle, skoro sam to robił? Metodę Kaczyńskiego i Leppera twórczo rozwinął Roman Giertych. W jego minipartii jest jeszcze mniej, choć wydawałoby się to już niemożliwe, wiary w ideowość posłów. W Lidze Polskich Rodzin zastosowano podwójne zabezpieczenie. Poseł musiał podpisać weksel i przysiąc na Boga i Święty Krzyż. Niestety, nawet to nie pomogło. Posłowie uciekali od Giertycha tak jak wcześniej od Kaczyńskiego i Leppera. Okazuje się, że dla polskiego polityka nie ma przeszkód. Niczego się bestia nie boi. A rządzący Polską ludzie o takiej mentalności i szczątkowej moralności boją się już tylko jednego. Wyborów. Wiedzą, że za arogancję i butę przyjdzie im słono zapłacić. Będą więc tę chwilę odwlekali, ile się da. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint
Tagi:
Jerzy Domański