Stajnia Augiasza

Dlaczego Mickiewicz wzbudza w nas zachwyt i miłość? Dlatego Panowie, że tak jak Słowacki, wielkim poetą był. Czcimy go, gdyż wieszczem był. A przede wszystkim za to, że nauczył nas romantyzmu w życiu publicznym! Dzięki niemu mierzymy siły na zamiary, a nie zamiary podług sił, sięgamy tam, gdzie wzrok nie sięga, łamiemy, czego rozum nie łamie. Kierując się wskazaniami „Ody do młodości”, porywaliśmy się nieraz z motyką na słońce, przegrywaliśmy powstania (szli nasi w bój bez broni), a ostatnio rząd okrutnie spartaczył „cztery wielkie reformy”. Niezapomniany Melchior Wańkowicz dawno temu ciskał gromy na polskie „chciejstwo”, nie liczące się z realnymi możliwościami, a podyktowane naiwną wiarą, że przyszłość zależy wyłącznie od naszego chcenia. Był to głos wołającego na puszczy. W kraju bowiem takim jak Polska racjonalizm nigdy nie był narodową cnotą. Politycy spod wszelkich sztandarów kierowali się w uprawianiu działalności publicznej bardziej emocjami niż rozsądnym pragmatyzmem. Tak było i jest nadal m.in. dlatego, ponieważ polska świadomość była urabiana od zaborów przez narodowych mesjaszy. W czasach nowszych pisarze tego np. pokroju co W. Gombrowicz nie trafiali do umysłów naszych „elit”. Według autora „Ferdydurke” (utworu, którego fragment został na początku tego felietonu sparafrazowany), w okresie międzywojennym sprawnie funkcjonowało tylko dwóch pisarzy: T. Żeleński-Boy i A. Słonimski (ich proza była, zdaniem Gombrowicza, „ściąganiem w dół, na grunt zdrowego rozsądku i zdrowego myślenia”, Dziennik 1953-1956, Warszawa 1986). Chciejstwo jest wadą ciężką szczególnie w polityce zagranicznej. Ta banalna prawda rzuca sie dziś w oczy na przykładzie buńczucznych zapowiedzi, że Polska w ciągu 2-3 lat będzie gotowa do wejścia w skład Unii Europejskiej. Śmieszne są wprost zapewnienia. że zdołamy w tak krótkim czasie dostosować nasze prawodawstwo do wymagań unijnych. Sejm nasz nie jest zdolny do uchwalenia masy aktów prawnych niezbędnych do zharmonizowania ustawodawstwa RP z prawem wspólnotowym. Żenujące debaty nad niedopracowanymi projektami ustaw pokazują, że skromna wewnętrznie koalicja nie potrafi działać skutecznie nawet w sprawach bardzo prostych. Całą uwagę kieruje na rozliczenia z przeszłością, a zwleka z uchwaleniem potrzebnych ustaw. W dodatku inicjuje zbędne zmiany w prawie, kompromitujące się np. nowelizacją przepisów prawa karnego na temat pornografii. Sprawy naprawdę poważne leżą natomiast odłogiem. W żadnym razie nie można liczyć na opracowanie przez rząd pełnego kompletu projektów ustaw i rozporządzeń, od których zależy los naszego członkostwa w Unii. Proces projektodawczy w rządzie pogrąża się w coraz głębszym kryzysie. Świadczy o tym np. złamanie przez Radę Ministrów art. 236 Konstytucji nakazującego rządowi, by w ciągu 2 lat od wejścia w życie Konstytucji przedłożył Sejmowi projekty ustaw niezbędnych do jej stosowania. Pos. K. Działocha, wybitny profesor prawa państwowego, ostrzegał w 1997 r. że obowiązek ten ma być zrealizowany przez złożenie projektów gotowych ustaw, a nie tylko listy materii ustawodawczej, czy nawet założeń poszczególnych ustaw („Państwo i Prawo” 1997, z. 11-12). A tymczasem wielu projektów jak nie było, tak nie ma. Stan niezgodności szeregu przepisów z Konstytucją trwa, co jest ciężką obrazą państwa prawnego. Musi też niepokoić powolne tętno pracy Komitetu Integracji Europejskiej. W czasie, gdy byłem członkiem Rady Ministrów w rządzie W. Cimoszewicza, Komitet zbierał się ciągle (nieraz kilka razy w miesiącu) pod przewodnictwem samego premiera, a szefowie poszczególnym resortów (ministrowie) musieli uczestniczyć w posiedzeniach Komitetu osobiście. Ogólny stan prawa AD 2000 w Polsce jest wprost katastrofalny. A tu słyszymy, że rząd upora się w ciągu najbliższych lat z tak gigantycznym zadaniem, jakim jest uchwalenie masy aktów prawnych mających uczynić z Polski kraj przygotowany do członkostwa w Unii Europejskiej! Niczym w mitycznej stajni Augiasza nawarstwiły się w prawodawstwie RP odpady legislacyjnych bubli, anachronizmów, aktów wewnętrznie nieraz sprzecznych i niezgodnych z nową ustawą zasadniczą. Poziom przepisów tworzonych w wariackim tempie bywa fatalny. Nie zostały uchylone liczne zarządzenia ministerialne, które pod rządami obenej Konstytucji nie  są w ogóle źródłami prawa (kto nie wierzy, niech sięgnie np. do kodeksu pracy w którym roi się od odesłań do aktów, które powinny być uchylone). Zmorą współczesnego życia prawnego jest niespotykana dotąd na tak wielką skalę inflacja prawa. W gąszczu niezliczonych przepisów gubią się nawet wytrawni prawnicy.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2000, 2000

Kategorie: Felietony