Meteor 3 był najbardziej ekonomiczną rakietą meteorologiczną co najmniej w Układzie Warszawskim Na początku lat 60. Państwowy Instytut Hydrologiczno-Meteorologiczny złożył w Instytucie Lotnictwa zamówienie na serię rakiet do sondowania atmosfery. Miały one wznosić się na ok. 30 km i dostarczać danych o warunkach w wyższych warstwach atmosfery. Uważano wówczas, że zmiany kierunków wiatru na dużych wysokościach wyprzedzają o kilka tygodni zmiany pogodowe, co było bardzo ważne np. dla rolnictwa. Działo się to po wielkich sukcesach radzieckiej kosmonautyki, m.in. wystrzeleniu w 1957 r. pierwszego sztucznego satelity Ziemi – Sputnika, co zintensyfikowało wyścig dwóch supermocarstw, ZSRR i USA, do których dołączyły Anglia i Francja. Sondy meteorologiczne wchodziły do użytku jako cywilne zastosowanie techniki rakietowej, choć oczywiście motorem postępu był sektor wojskowy. Nasze rakiety otrzymały kryptonim Meteor 1, a ich budowę poprzedzono serią badań i prób, bo w Polsce nie mieliśmy żadnych doświadczeń ani publikacji źródłowych na ten temat. Założenia konstrukcyjne rakiety wykonał inż. Jacek Walczewski, który wcześniej dokonał kilku prób na Pustyni Błędowskiej. Miała to być rakieta dwustopniowa o masie 33 kg i długości 2,5 m. Wynosiła grot na odpowiednią wysokość z szybkością prawie 3 machów, ten zaś odstrzeliwał chmurę szpilek, zwanych dipolami, które dawały silne echo radarowe, i to pozwalało wyznaczyć kierunki wiatrów. Rakietę śledziły radary wojskowe. Prace nad Meteorem 1 trwały do roku 1965, potem serię rakiet przekazano do PIHM. W sumie wykonano 224 egzemplarze tych urządzeń. Przyjaźń polsko-francuska Apetyt rósł w miarę jedzenia. W Instytucie Lotnictwa inż. Jerzy Haraźny podjął się zbudowania urządzeń, które osiągnęłyby pułap nie 30, ale 60 km. Wzorowano się na konstrukcji francuskiej sondy Véronique N, którą, oczywiście bez oprzyrządowania, instytutowi podarowali Francuzi. Rakietę Haraźnego nazywano Meteor 2 i zbudowano 10 egzemplarzy. Dziś Véronique można obejrzeć w Muzeum Techniki w Warszawie, a rakiety Meteor 2, z których każda ważyła aż 400 kg, spoczywają na dnie Bałtyku. Różniły się one trochę od francuskiego prototypu. Inny był rodzaj paliwa, ponadto zaprojektowano większe stateczniki, aby poprawić stabilność rakiet. Nasi specjaliści od aerodynamiki ponaddźwiękowej mieli już wtedy dostęp do fachowych publikacji zagranicznych, które np. przesyłali Polonusi z USA. Zaprojektowano regulowaną kratownicową wyrzutnię, którą ustawiano pod odpowiednim kątem, uwzględniając kierunek wiatru przy powierzchni ziemi. Próby z wystrzeliwaniem rakiet wykonywano najpierw na poligonie Instytutu Uzbrojenia w Zielonce pod Warszawą, a później na terenach wojskowych koło Ustki, na starym poniemieckim stanowisku do badania rakiet V-2 na środku Mierzei Łebskiej. Tu z czasem powstała stała baza Instytutu Lotnictwa, gdyż istniały tu pozostałości oprzyrządowania i specjalny bunkier dla techników, co starano się wykorzystywać. Cel – linia Kármána Prace nad rodziną Meteorów objęte były tajemnicą wojskową, jednak wyniki rakiety Meteor 2 nie zadowalały konstruktorów. Rakiety po zejściu z wyrzutni nie były sterowalne i osiągały pułap ledwie 40 km. Próbowano zainteresować tymi próbami specjalistów radzieckich, ale bez skutku. Podobnie było z Amerykanami. Przełom nastąpił nieoczekiwanie – podczas jednej z sennych narad w Instytucie Lotnictwa najmłodszy z inżynierów, dwudziestoparoletni Waldemar Dylewski, nie wytrzymał i w ostrych słowach odniósł się do bieżących prac. Dał fatalny przykład młodego Wernhera von Brauna, któremu w latach 30. umożliwiono intensywne prace nad konstrukcjami rakiet. Reakcja była niemal natychmiastowa – inż. Dylewskiego, odpowiedzialnego za obliczenia wytrzymałościowe oraz pomiary radiolokacyjne, włączono do odpowiedniej pracowni i postawiono mu zadanie: rakieta ma osiągać prędkość od zera do 4,5 macha, mieć masę pięć razy mniejszą od Meteora 2 i wynosić ładunek na wysokość 65 km. Tak powstał projekt Meteor 3. Wykonano pomyślnie próby – wystrzelono 30 takich rakiet – i przygotowano kolejny projekt Meteor 4. Meteor 3 był w swojej klasie najbardziej ekonomiczną rakietą meteorologiczną co najmniej w Układzie Warszawskim. Sam inż. Dylewski miał też swoją chwilę sławy, bo przyszli do niego filmowcy ze studia UFA (wówczas NRD) i poprosili o zbudowanie i odpalenie rakiety do filmu science fiction. Rakieta powstała i jej start sfilmowano. Równocześnie inż. Jerzy Haraźny zaprojektował zwiększony o dwa silniki napęd dla rakiety
Tagi:
atmosfera, Bałtyk, eksploracja kosmosu, Francja, Helmut Gröttrup, historia PRL, Indie, Instytu Hydrologiczno-Meteorologiczny, Instytut Lotnictwa, inżynieria kosmiczna, inżynierowie, Jerzy Haraźny, komunizm, kosmonautyka, kosmos, linia Kármána, lotnictwo, Meteor 2K, Mierzeja Łebska, Muzeum Techniki w Warszawie, nauka, naukowcy, NRD, Państwowy Instytut Hydrologiczno-Meteorologiczny, PIHM, Piotr Jaroszewicz, polscy naukowcy, polska kosmonautyka, polska nauka, PRL, Pustynia Błędowska, Radio Koszalin, relacje PRL-ZSRR, Rumunia, socjalizm, Sputnik, Tadeusz Sołtyk, technologie, USA, Véronique N, Véronique N (sonda kosmiczna), Waldemar Dylewski, Wernher von Braun, Wielka Brytania, Wiktor Kobyliński, wyścig kosmiczny, Zakład Konstrukcji Specjalnych w Instytucie Lotnictwa, ZSRR, Życie Warszawy