W Olsztynie, 60 metrów od izby przyjęć Szpitala Wojewódzkiego, zmarł 51-letni mężczyzna. Zmarł na zawał serca, na oczach personelu medycznego szpitala. Nikt mu nie pomógł. To nie pierwszy tak dramatyczny wypadek w ostatnich miesiącach. O tym, że dzieje się bardzo źle, świadczy wiele faktów. Tylko 16% Polaków (badania CBOS) jest zadowolonych z publicznej służby zdrowia. To najgorsza ocena spośród wszystkich, jakie wystawiono różnym dziedzinom życia. Bilans 13 miesięcy, które upłynęły od ogłoszenia reformy, jest przerażający. I co gorsza, nie widać szans na poprawę. Pogorszyła się jakość świadczeń medycznych, pacjenci mają trudności z dostaniem się do lekarza, zwłaszcza do specjalistów (pacjent wypowiadający się w telewizyjnym Tygodniku Politycznym Jedynki skarży się, że na wizytę u kardiologa musi czekać do czerwca, a matce naszego kolegi redakcyjnego zaproponowano operację zaćmy za dwa lata). Trudno się dostać także do lekarza pierwszego kontaktu. Pacjenci krążą między jednostkami organizacyjnymi służby zdrowia, odsyłani z placówki do placówki. Łatwo przewidzieć. co sobie myślą, widząc napisy w szpitalach ”Dobro chorego jest najwyższym prawem”. A może oczekiwania Polaków wobec administracji są zbyt wygórowane? Czy to fanaberia, że chory nie chce przychodzić o 5 rano, by się zarejestrować, że nie chce się bać wezwać karetkę pogotowia, że nie chce być arogancko traktowany przez butnych urzędników? Jakie są przyczyny zapaści publicznej służby zdrowia? Kto odpowiada za tę sytuację? Ocenę trzeba zacząć od pieniędzy. A właściwie ich braku. Polska ma najniższe nakłady na służbę zdrowia w Europie, ale za to najdroższe leki. Fatalnym posunięciem było zmniejszenie składki na ubezpieczenie zdrowotne do 7,5%. Niższa składka i na dodatek wyraźnie gorzej ściągana to główne przyczyny kryzysu. Ale nie jedyne. Zły jest system podziału środków. Kasy chorych dzielą pieniądze w sposób arbitralny, całkowicie uznaniowy. Decyzje podejmują poza jakąkolwiek kontrolą społeczną. Obieg środków jest niejawny. A skutki? Rośnie biurokracja, a najczęstszym terminem, używanym w kontaktach na linii pacjent-kasa chorych, są słowa: „Limit został wyczerpany”. Kasy chorych produkują coraz więcej papieru i rozbudowują biurokrację. Rosną koszty administracyjne. Coraz więcej pieniędzy idzie na obsługę samych kas i systemu, który jest zaprzeczeniem dobrej organizacji i efektywności. Zadowoleni z reformy są tylko jej twórcy i wysoko opłacani pracownicy kas chorych. Najlepszym klientem służby zdrowia jest dziś człowiek młody i zdrowy. Taki, który nie zawraca nikomu głowy. W reformowanych placówkach służby zdrowia mile widziani są tylko pacjenci z pieniędzmi, którzy płacą za usługi według cennika. Taki pacjent nie musi nawet chodzić do lekarza. Cała ekipa medyczna przyjedzie do niego. Tej grupie Polaków reforma służy. Ale co z resztą? Z milionami ludzi, których najzwyczajniej nie stać na zapłacenie 2-3 tysięcy złotych za zabieg? Co mają zrobić, gdy zachorują? Jeśli nie chcą być skazani na taki los jak dzisiejsi chorzy, muszą zmienić obecny system organizacji i finansowania służby zdrowia. Nie ma już na co czekać. Kontynuowanie eksperymentu. który zafundował nam rząd, grozi nieobliczalnymi konsekwencjami. Trzeba więc powiedzieć stanowczo: Stop. Dość ofiar. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint