Bilderbergowie – elita pociągających za sznurki w światowym biznesie Podtytuł książki znanego niemieckiego dziennikarza śledczego Gerharda Wisnewskiego „Drahtzieher der Macht” zapowiada, że rzecz dotyczy „sprzysiężenia czołowych postaci ze świata gospodarki, polityki i mediów” – Bilderbergów. Tyle lat żyję na świecie i tyle różnych książek o międzynarodowych sprawach się naczytałem, a pojęcie Bilderberg nic mi nie mówiło. Znałem, owszem, pracę norweskiego matematyka i politologa Johanna Galtunga o „Strukturze systemu światowego” (1997), szwajcarskiego socjologa Jeana Zieglera na temat „Nowych władców świata” (2005) i amerykańskiej ekolożki Susan George pt. „Change it” (2006) – wszystkie w niemieckim przekładzie. Różnymi słowy charakteryzowano w nich światowe oligarchie finansowe, ponadnarodowe koncerny, wielkokapitalistyczne zmowy finansowe, najprzeróżniejsze thinktanki neoliberalnych i neokonserwatywnych „jajogłowych”, których łączy wspólny mianownik: „rządy świata”. Pojęcie to przypisywane jest także Bilderbergom. Nawet ze skąpych komunikatów w polskiej sieci można się dowiedzieć, że „Grupa Bilderberg to nieformalne międzynarodowe stowarzyszenie wpływowych osób ze świata polityki, biznesu i przemysłu”, zbierające się raz w roku na niejawnych spotkaniach w celu omawiania „najważniejszych w danym czasie dla świata spraw dotyczących polityki i ekonomii”. Pojawia się też formuła „rząd świata”. Książka Wisnewskiego jest właśnie o tym: o „rządzeniu światem”. Ponieważ autorowi powszechnie zarzuca się, że prezentuje grupę Bilderberg poprzez teorię spiskową, należało przybliżyć sobie to pojęcie, którym w Polsce różni ludzie w politycznej walce posługują się nader często. Autor w rzeczy samej nie zadaje sobie wiele trudu, by oddalić skierowany doń zarzut. Stwierdza, że wcale nie chodzi mu o wykrywanie spisku, lecz o „przedstawienie historycznych faktów, które poprzez przywołanie argumentu „teorii spiskowych” usiłuje się ukazać jako nieistniejące. Kto bowiem decyduje o tym, że pewne rozumowania wynikają z hołdowania teoriom spiskowym, by zdyskredytować historyczne i społeczne fakty? Któż mógłby być tym bardziej zainteresowany aniżeli sami spiskowcy?”. Autor cytuje wydaną w 1976 r. w RFN książkę Gary’ego Allena „Die Insider”: „Pierwszy krok każdego spisku polega na przekonywaniu wszystkich, że żadnego spisku nie ma”. Tak łatwo, jak uczynił to Wisnewski, ze sprawą teorii spiskowych rozprawić się nie da. Należałoby zanalizować pogranicze między zawartym w teorii poznania pojęciem factum i właśnie teorią spiskową. To temat dla filozofa o dobrej znajomości dziejów powszechnych lub dla historyka biegłego w historii filozofii. Profanowi, którym jest chyba każdy dziennikarz, musi wystarczyć pewne ogólne rozumienie tych zawiłości. Autor książki „o tych, którzy pociągają za sznurki”, nieustannie przywołuje FAKTY. A z nimi właśnie jest prawdziwy ambaras. Co właściwie należałoby uznać za fakt? Wedle różnych filozofów faktem jest to, co poprzez oparte na doświadczeniu myślenie i jako część składowa pewnego porządku jest pewne. (Herder) Albo inaczej – wedle „Krytyki praktycznego rozumu” Kanta – to określenie dla pojęć, których obiektywna treść dzięki doświadczeniu może zostać udowodniona. Słowo „może” stanowi swoisty pomost do przejścia do teorii spiskowej. Jej sens polega na próbie ukazywania faktów, wydarzeń lub tendencji, które poprzez konspiracyjne działanie osób są wykorzystywane do nielegalnych lub nieuprawnionych celów. Zakres i „głębia” tego typu konspiracyjnego działania mogą być różne: od błędu poprzez kłamstwo i fikcję do fantazji. Zajmujący się tym autorzy oddzielają teorię spiskową od hipotezy „centralnego sterowania”. Istnieją powody, aby w rozmaitych dziedzinach (polityki, ekonomii, militariów, nawet teologii) dopatrywać się takich hipotez, ale dopóki pozostają hipotezami, a nie swoistymi „modelami” w ukazywaniu świata albo wręcz pseudonaukowym „wyznaniem wiary”, wydają się uprawnione; wynikające z oglądu rzeczywistości hipotezy podlegają sprawdzeniu, a także modyfikacji. Z teoriami spiskowymi jest inaczej. One zawierają w sobie coś irracjonalnego, oparte są na wyobrażeniach i przekonaniach, na przyjętych z góry pewnikach i stereotypach, których empirycznie dowieść się nie da. To sobie uświadomiwszy, przechodzę do Bilderbergów. Pojęcie to wywodzi się od nazwy hotelu De Bilderberg w Oosterbeek (Holandia). We współdziałaniu z księciem Bernhardem z Niderlandów zainicjował powstanie tego kręgu w maju 1954 r. Polak Józef Hieronim Retinger (1888-1960), szara eminencja w tajnej dyplomacji międzynarodowej od lat 20., pełniący do śmierci nieformalną funkcję sekretarza
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety