Strach przed Niemcem

Strach przed Niemcem

Na Warmii i Mazurach każda informacja o roszczeniach dawnych właścicieli budzi napięcie Agnes Trawny z mazurskiej wsi Narty pod Szczytnem wyjechała latem 1977 r. Całe jej 60-hektarowe gospodarstwo z zabudowaniami przejął skarb państwa, który potem przekazał je w części nadleśnictwu w Szczytnie. Jeszcze jesienią tego samego roku do domu Trawnych wprowadzili się nowi mieszkańcy – najpierw Moskalikowie, a niedługo potem Głowaccy. – Mieszkanie dostaliśmy z przydziału, bo mój mąż był pracownikiem leśnym. Kiedy tu trafiliśmy, zabudowania były w ruinie, ludzie szabrowali po chałupie, płoty leżały obalone w błocie, a kto szedł ulicą, deskę sobie z nich zrywał, nawet rury ze studni zniknęły – wspomina Jadwiga Moskalik. Pierwszy raz Agnes Trawny z bratem Horstem Rogalą odwiedziła Narty w 1979 r. Potem przyjeżdżała raz po raz. Do Moskalików nie zachodziła, bardziej przyjaźniła się z ich sąsiadami. Władysława Głowackiego znała bowiem od dziecka, są rówieśnikami, chodzili do tej samej szkoły. – Oni się naprawdę przyjaźnili – wspomina Jadwiga Moskalik. – Sąsiedzi starali się, jak tylko mogli. Wszystko było dla pani Trawny: rybki, grzybki, świeże węgorzyki, ciasta, kawa i herbata. Dopiero jak w telewizji zaczęto gadać o zwrocie mienia, wyciągać stare sprawy i niepotrzebnie jątrzyć, wywołano wilka z lasu. Stosunki między rodzinami zaczęły się psuć po 2000 r. Do największej awantury doszło dwa lata temu, gdy Władysława Głowacka przepędziła Agnes Trawny z rodziną z podwórka. – Pewnego dnia latem – opowiada pani Władysława – bez zapowiedzi wjechali przed nasz dom, a syn Agnes kamerą filmował wszystko skrupulatnie. Chodzili między zabudowaniami, zaglądali w każdy kąt, jakby byli u siebie. Gdy nie wytrzymałam i zwróciłam im uwagę, usłyszałam, że to wszystko jest ich, nawet te bociany w gnieździe… – Gdyby były takie wasze, toby za wami do Niemiec poleciały – odcięła się gospodyni, a w odpowiedzi usłyszała: – Głowacka, nie podskakuj, mamy zapis w księgach wieczystych… Od tego czasu ani Głowaccy, ani Moskalikowie spać już spokojnie nie mogą. We wsi aż huczy od plotek. Ludzie opowiadają, że dawni właściciele ukradkiem i tak wszystko sfilmowali i do tego stopnia są pewni swego, że już plany na przyszłość robią. Dom podobno zamierzają zburzyć, a na jego miejscu postawić pensjonat dla Niemców. – Prosili też niektórych zaufanych we wsi, aby, jak będziemy się wyprowadzać, mieli baczenie, byśmy niczego złośliwie nie poniszczyli. Wie pani, pieniądz wiele może, a Agnes Trawny do biednych nie należy. Niepotrzebnie sąsiadka tak się z nią ścięła, nieraz grzecznością więcej się wskóra niż krzykiem. Zresztą to ona jest w prawie, nie my… – dodaje Jadwiga Moskalik. Ubiegając się o odzyskanie utraconego majątku, byli właściciele przeszli całą drogę prawną. Najpierw próbowali załatwić rzecz w postępowaniu administracyjnym. Ostatecznie sprawa znalazła finał w sądzie. Niemcy jako dowód własności przedstawili wpisy do niemieckich ksiąg wieczystych, które nie zostały zamknięte, mimo że założono nowe księgi. Sąd Rejonowy w Szczytnie w wyrokach z kwietnia i czerwca 2004 r. nakazał wykreślenie z istniejących ksiąg polskich wspomnianych nieruchomości i założenie dla nich odrębnych ksiąg. Oznaczało to, że sporne nieruchomości zostają własnością Trawny i Rogali. Nadleśnictwo złożyło apelację od tych wyroków do Sądu Okręgowego w Olsztynie. W styczniu br. sąd ten rozstrzygnął sprawę korzystnie dla nadleśnictwa. Wyrok nie jest jednak prawomocny, a dawni właściciele grożą odwołaniami. – Najgorsze jest to czekanie, ta upokarzająca niepewność. W sądzie okręgowym dwa razy przesuwano terminy sprawy – mówią Moskalikowie. – A tu trzeba by dach naprawić, bo leci na głowę, okna też przydałoby się wymienić, ale na razie przerwaliśmy wszystkie remonty, bo nie wiemy, co dalej. Na dodatek czujemy się pomijani, nie wezwano nas na rozprawę jako świadków, a Trawny przed sądem nas obmówiła, że niby zdewastowaliśmy wszystko. To bzdura, gdyby nie my, z tego domu nie zostałaby ani cegiełka, założyliśmy tu kanalizację, doprowadziliśmy wodę, modernizujemy, co się da, ale to budynek stuletni i się sypie… Sprawa o odzyskanie nieruchomości w Nartach jest jedną z pierwszych dotyczących roszczeń zgłaszanych przez obywateli niemieckich na Mazurach. Zdaniem wielu, zdecydowana postawa Agnes Trawny zachęciła innych dawnych właścicieli do prób

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2005, 2005

Kategorie: Kraj
Tagi: Helena Leman