Strzały i śmieci

Strzały i śmieci

Trzy dni przed rozprawą zastrzelono głównego świadka, który ujawniał powiązania między politykami, władzami regionalnymi a kamorrą Korespondencja z Neapolu Michele Orsi szedł do baru na niedzielną, popołudniową kawę, kiedy dosięgły go strzały; ostatnia z 18 kul przedziurawiła mu głowę. W miasteczku Casal di Principe, 14 km od Neapolu, nikt nie miał wątpliwości – klan Casalesi, jeden z najpotężniejszych nie tylko we Włoszech, ale i w Europie, wykonał wyrok. Orsi mówił za dużo, trzeba było zamknąć mu usta. Pomimo pięknej pogody główna ulica Dante wyludniła się jak na komendę. Mieszkańcy okolicznych kamieniczek zaciągnęli rolety. Policjanci przybyli na miejsce zdarzenia zastali opustoszały plac. Na chodniku leżało podziurawione jak sito ciało mężczyzny. Nikt niczego nie widział i nie słyszał. Jak zwykle w podobnych okolicznościach. 47-letni Michele Orsi od lat prowadził z bratem firmę Eco 4, zajmującą się zbiórką śmieci. Będąc od miesięcy świadkiem w procesie przeciwko ekomafii, rekonstruował krok po kroku powiązania między politykami, władzami regionalnymi a kamorrą. Wiedział naprawdę dużo, znał nazwiska, fakty, sekrety. W swoich zeznaniach, które przeciekły na łamy regionalnego dziennika, stwierdził, że aby dostać zezwolenie na założenie firmy, w tym tzw. certyfikat antymafijny, musiał obiecać, iż przyjmie do pracy kilkunastu ludzi poleconych przez parlamentarzystę Maria Landolfiego, z podobną prośbą zadzwonił deputowany Franco Cosentino. Lista osób, które trzeba było zadowolić, aby móc – jak mawiają Włosi – andare avanti, czyli po prostu funkcjonować, jest długa. Jeśli wierzyć słowom Orsiego, musiał nawet znaleźć miejsce dla dwóch krewnych kardynała Neapolu, Crescenzia Sepego. W najlepszym okresie firma Eco 4 liczyła ponad 400 osób, zadaniem większości z nich była zróżnicowana zbiórka śmieci – na papierze, ponieważ selekcja śmieci nigdy w regionie Kampanii nie ruszyła. Od momentu założenia firmy bracia Orsi byli właścicielami 41% udziałów, 51% stanowił kapitał publiczny, 5% trzeba było oddać klanowi La Torre z Mondragone, aby zapewnić sobie wstęp na okoliczne wysypiska zarządzane przez kamorrę, czyli praktycznie wszystkie. Klan La Torre żądał 15 tys. euro miesięcznie, niestety, nie był jedynym, któremu Orsi musieli płacić, haraczu domagał się też potężny klan Casalesi z Casal di Principe, rodzinnego miasteczka braci. Jak powiedział w programie telewizyjnym po zabójstwie Michele jego brat Sergio, klan Casalesi również chciał 15 tys. euro na miesiąc. – 30 tys. euro to dużo, nawet kiedy interesy szły nieźle, a co dopiero w czasach kryzysu, w pewnym momencie suma ta nas przerosła, zdarzało się, że nie było pieniędzy na chleb – opowiadał Sergio Orsi. Z całą pewnością przesadzał, ale niewątpliwie trudności z wypłaceniem haraczu sprawiły, iż Michele Orsi zdecydował się współpracować z prokuraturą. Podczas ostatniego przesłuchania opowiadał o wygranym przetargu na zbiórkę śmieci w 18 gminach w prowincji Caserta. Był to doskonały przykład, jak dalece regionalni politycy idą ręka w rękę ze zorganizowaną siatką przestępców. Jednym z ogniw łączących okazał się Claudio de Biasio, zastępca obecnego nadzwyczajnego komisarza do spraw kryzysu śmieciowego. Wyszły na jaw fałszywe faktury, symulowane sprzedaże, głosy wyborcze jako towar zamienny. Kolejne przesłuchanie miało dotyczyć klanu Casalesi. Stojący na jego czele boss, Francesco Schiavone, zwany „Sandokanem”, od 10 lat sprawujący rządy z więzienia, zdecydował, że lepiej do tego nie dopuścić. Niewygodny świadek został zastrzelony trzy dni przed rozprawą. Michele Orsi otrzymał wcześniej kilka ostrzeżeń, dlatego parokrotnie prosił o ochronę. Nigdy nie została mu przyznana. W gruncie rzeczy jego śmierć była na rękę wszystkim. Orsiego pozostawiono samemu sobie również w dniu pogrzebu. W kondukcie żałobnym szła żona, dzieci i najbliższa rodzina, w sumie kilkanaście osób. (Jak na ironię organizacją uroczystości zajął się zakład pogrzebowy La Concordia związany ze światem przestępczym, ma on bowiem wyłączność na te usługi w miasteczku). Żadnej reprezentacji lokalnych władz, choć ich obecność na pogrzebie człowieka, który zdecydował się wystąpić przeciwko potężnemu klanowi i zdradzić kryminalne mechanizmy, mogłaby być świadectwem, że są one po stronie tych, którzy wybrali słuszną drogę. Cipriano Cristiano, burmistrz

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 25/2008

Kategorie: Świat