Student zrzeszony

Student zrzeszony

Czym jest ZSP – organizacją społeczną czy zapleczem politycznym? Jak twierdzi Stefan Friedmann, aktor i były członek Zrzeszenia Studentów Polskich, wygląd działacza nie zmienia się od 40 lat. – Wszędzie ich rozpoznam. Po czym? Po czujności! – śmieje się Friedmann. Spotkaliśmy go w klubie Skarpa, gdzie przy okazji XIX Kongresu ZSP zebrali się dawni i obecni członkowie zrzeszenia. – Czasy się zmieniły. Kiedyś było tu kino, ale i tak czuć powiew przeszłości. Choćby ten zespół jazzowy i te piękne dziewczyny – rozmarzył się. W latach 60. i 70. do ZSP należało około 90% studentów. A dzisiaj? ZSP znowu zaczyna przyciągać młodych ludzi. Po latach walki o przetrwanie, kiedy już się wydawało, że ze swoim historycznym bagażem przegra w nowej rzeczywistości, znów masowo garną się do niego tysiące studentów. Bo to, za co jeszcze niedawno ZSP było ganione, dziś działa jak magnes. Kontrowersje przyciągają – Mój ojciec śmieje się, że należę do takiej strasznej komunistycznej organizacji – mówi Piotr Rotter, wiceprzewodniczący ZSP na UW. Trafił tu przypadkowo. Przed pierwszym rokiem studiów pojechał na obóz, popularną zerówkę. Spodobali mu się ludzie, nie polityczni działacze, ale tacy zwykli, tylko z niesamowitymi pomysłami. – To był ten moment w życiu, kiedy chciałem zacząć robić coś więcej poza studiowaniem. Podobnie Marek Madej, przewodniczący Rady Uczelnianej ZSP w SGH w Warszawie. – Trafiłem do organizacji dwa lata temu. Ciągnęło mnie, bo słyszałem o ZSP kontrowersyjne opinie. A ja staram się nigdy nie kierować uprzedzeniami – opowiada. I został. Bo gdy tylko ktoś się znajdzie w tej studenckiej organizacji, zapomina, czy to ta kojarzona z lewą stroną, czy z prawą. ZSP jest dla studentów czymś na kształt związku zawodowego. – Bo gdzie moglibyśmy liczyć na takie zainteresowanie naszymi sprawami? – pyta Paulina Suślik z Rady Uczelnianej ZSP SGGW w Warszawie. – Gdy ludzie dostają się na studia, czują się zagubieni, szukają przyjaźni. I w ZSP je znajdują. Pewnie dlatego wizerunek organizacji się zmienia. Przez ostatnie kilkanaście lat nie daliśmy powodów, by mówiono o nas źle. Ale nie ma mocnych, rozmowy o polityce muszą się pojawić. Czasem od niechcenia, jak na przykład w SGH. – Walcząc na uczelni z makroekonomią, tak często stykamy się z polityką, że jak tylko to możliwe, staramy się od niej odpocząć. Obowiązująca polityka ZSP? Ani słowa o polityce! – mówi Marek Madej. Z kolei większość członków Rady Uczelnianej ZSP na UW studiuje na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych. No i polityki po prostu nie da się uniknąć. – Ale za to mamy tu przekrój wszystkich opcji. No, może z wyjątkiem tych skrajnych – broni się Piotr Rotter. – Nigdy o polityce nie mówimy w stu procentach poważnie. Choć uczciwie mówiąc, ZSP ma kontakty z politykami i wykorzystujemy to. Do czego? Polityk może bez porównania więcej niż przeciętny człowiek. Skomplikowane sprawy i projekty załatwia jednym telefonem. Dzięki temu nic nie tkwi bez sensu po urzędach. Jak narkotyk – Dzięki ZSP będę atrakcyjniejszy na rynku pracy – przyznaje Rafał Zawisz z katowickiego ZSP, wicedyrektor konkursu „Primus Inter Pares”. – Ktoś świeżo po studiach nie ma tego bagażu doświadczeń, co ja. Na przykład jeżeli chodzi o druk materiałów reklamowych. Do której drukarni najlepiej uderzyć i jak z nią negocjować? Ja już to wiem, a moje życie studenckie wcale na tym nie ucierpiało. Mile zaskoczyło mnie to, że mogłem zrealizować nawet najbardziej szalone pomysły. Pierwszy projekt? Niezapomniany wyjazd w góry pod hasłem „Powitanie wiosny” z topieniem Marzanny włącznie. Przygotowałem cztery „kukły”, jedna z petardą w środku wyleciała nawet w powietrze. W ogóle kim to ja już nie byłem? Ostatnio didżejem. Kolega z ZSP zadzwonił, że jest bal socjologa i nie ma kto zagrać. Pomyślałem, czemu nie? Zaryzykowałem i wyszło całkiem nieźle. Ciągle poznaję masę ludzi i coś się dzieje. To jak samonapędzająca się maszyna. – Raczej jak narkotyk. Wciąga, z tego nie da się wyjść – żartuje Bartłomiej Pobratyn z Kielec. Z Rafałem poznali się właśnie dzięki zrzeszeniu, są świetnymi kumplami. – W ZSP zawsze byli faceci, którzy musieli umieć coś zorganizować – wspominał Piotr Gadzinowski,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 51/2003

Kategorie: Kraj