III wojna światowa może być ciągiem małych konfliktów, których już teraz nie brakuje Kryzys ukraiński i aneksja Krymu w drastyczny sposób pokazały, że historia nie dobiegła końca, globalizacja nie jest nieodwracalna, a nad prawem narodów, i tak zazwyczaj kruchym, może zatriumfować prawo siły. Inne państwa mogą za przykładem Rosji posłużyć się potęgą wojskową w „celu ochrony swych uprawnionych interesów”. Świat staje się coraz bardziej niebezpieczny. Udany szantaż wobec kraju sąsiedniego czy konflikt zbrojny może przecież wzbudzić społeczny entuzjazm, odwrócić uwagę od problemów wewnętrznych, zapewnić wsparcie i popularność nawet nieudolnemu rządowi. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz ostrzegł: „Ci, którzy uważali, że wojna lub niebezpieczeństwo wojenne nie są już tematem aktualnym, otrzymali naukę, że nie mają racji. Mówimy o ryzyku konfliktu zbrojnego”. Zdaniem Schulza, bardzo brutalne postępowanie Rosji w sprawie aneksji Krymu stworzyło w polityce światowej nowy wymiar. Na naszych oczach formują się przeciwstawne bloki, wyłaniają nowe mocarstwa, które mają swoją geopolitykę i interesy gospodarcze. Wielcy tego świata nie chcą wojny, ale muszą być na nią przygotowani. Nie po to wydają ogromne pieniądze na zbrojenia, by w razie konieczności wywiesić białą flagę. III wojna światowa może mieć różne oblicza, być np. ciągiem małych wojen, których już teraz nie brakuje. Zapalny półwysep Ogniska konfliktów nie wygasają. W końcu marca znów doszło do incydentu na Półwyspie Koreańskim. Siły zbrojne Korei Północnej przeprowadzały manewry w pobliżu spornej granicy morskiej. Wystrzelono 500 pocisków, z których ok. 100 spadło na wody terytorialne Korei Południowej. W odpowiedzi siły zbrojne Seulu wystrzeliły ok. 300 pocisków. Mieszkańców południowokoreańskich wysp Yeonpyeong i Paengnyong wezwano do zejścia do schronów. Oba państwa koreańskie formalnie pozostają w stanie wojny. Linia demarkacyjna przebiega wzdłuż 38. równoleżnika. Po obu jej stronach pełni służbę kilkaset tysięcy żołnierzy. Reżim w Pjongjangu ma prymitywną broń nuklearną. Zdaniem komentatorów, władze KRLD urządzają prowokacje, aby zwrócić na siebie uwagę, skłonić Stany Zjednoczone do negocjacji i uzyskać międzynarodową pomoc gospodarczą. Ale w do tego stopnia zmilitaryzowanym regionie, przy wzajemnej skrajnej nieufności i wrogości, sytuacja może się wymknąć spod kontroli. Chiny uważają Koreę Północną za swojego sprzymierzeńca i wyłączną strefę wpływów. Seul jest aliantem Stanów Zjednoczonych, które mają w Korei Południowej 30 tys. żołnierzy. Zapalny region to arsenał pełen trotylu i głowic atomowych, który może niespodziewanie wybuchnąć. Strach przed chińskim smokiem Chińskie mocarstwo rośnie w siłę. Dla państwa toczącego spory terytorialne z Filipinami, Indonezją, Wietnamem i Japonią, która dysponuje nowoczesną armią i jest związana sojuszem ze Stanami Zjednoczonymi, aneksja Krymu przez Rosję może stać się przykładem. Należący do partyjnego koncernu medialnego chiński dziennik „Global Times”, mający, zdaniem ekspertów, powiązania z wywiadem, zadrwił, że w porównaniu z Rosją Stany Zjednoczone i Europa wyglądają jak papierowe tygrysy. „Global Times” przedstawił z pewnością słuszną opinię, że o losie Krymu nie zadecydowały głosy jego mieszkańców, lecz rosyjskie okręty wojenne, myśliwce i rakiety, a „na polu międzynarodowej polityki to zmagania oparte na potędze, a nie referenda są decydującym elementem”. Chiny budzą lęk sąsiadów. Japonia kupuje nowoczesne systemy broni i rozwadnia obowiązującą od zakończenia II wojny światowej doktrynę pacyfizmu – Tokio będzie w przyszłości zezwalać na eksport niektórych rodzajów sprzętu wojennego i uczestniczyć w tworzeniu nowych. Rząd premiera Shinzō Abe zamierza w ten sposób wesprzeć rodzimy przemysł zbrojeniowy i umocnić relacje z sojusznikami. Być może Japonia pozwoli także na udział swoich sił zbrojnych w misjach międzynarodowych. Według MSZ w Pekinie, taka polityka zagraża stabilności regionu. Prezydent Filipin Benigno Aquino w wywiadzie dla dziennika „New York Times” porównał ambicje terytorialne ChRL do zaboru czeskiego Kraju Sudeckiego przez hitlerowskie Niemcy. Nie trzeba dodawać, że wywołał gniew dygnitarzy z Pekinu, którzy nazwali go politykiem amatorem, niemającym pojęcia o delikatnej sztuce dyplomacji. Manila skarży się, że patrolowce pod banderą ChRL utrudniają życie filipińskim rybakom na Morzu Południowochińskim. Filipiny zamierzają złożyć skargę do Międzynarodowego Trybunału Praw Morza. Taki krok z pewnością wywoła zdecydowaną reakcję Pekinu.
Tagi:
Jan Piaseczny