Sum jest jak odkurzacz: po drodze zasysa wszystko. Ma szeroki pysk, a jak coś do niego wpadnie, to już się nie wydostanie Człowiekiem Biebrzy, związanym z nią od dzieciństwa, jest Mirosław Kobeszko. Rzeka i woda to jego żywioły. (…) Zacznijmy od tego, że Kobeszko ma mocne biebrzańskie korzenie. Lubi podkreślać, że jest nad Biebrzą od zawsze. Jego ojciec był strażnikiem łosiowym. Tym samym, który pilnował ostatnich ocalałych łosi w nowych granicach powojennej Polski. (…) Dziadek Mirka ze strony matki przyjechał na Białostocczyznę z Litwy. „Zakładał tu koła myśliwskie i wędkarskie – chwali przodka Mirek. – To był pasjonat. Podobno przed wojną był strażnikiem łowieckim w jakimś majątku na Litwie. Potem pracował na kolei i był naczelnikiem parowozowni w Białymstoku, dzięki czemu mieliśmy darmowe bilety. Przyjeżdżałem z dziadkiem i pływaliśmy po rzece”. Z tamtych młodych lat Mirosław pamięta, jak co roku wraz z dwoma kuzynami przyjeżdżał nad Biebrzę, do uroczyska Pale. Rozbijali tam namiot i spędzali wakacje. Do Osowca pływali łódką po chleb, a z rzeki wyławiali ryby i raki, i to bardzo dużo ryb i jeszcze więcej raków. Kobeszko poznał też Włodzimierza Puchalskiego. Znany fotograf przyjeżdżał do miejscowego strażnika Władysława Lechocińskiego, który zabierał go na swoją łódkę. Kobeszko i kilku innych chłopaków pływali razem z nimi. Mój rozmówca pamięta, że Puchalski budował naturalne ukrycia: zbierał trzciny w żywe snopki i przewiązywał je tuż przed wiechą. Miały mu wystarczyć za kamuflaż – tak, aby nie tworzyć niczego nowego w krajobrazie. Kobeszko pomagał w tym kleceniu kryjówek i słuchał fotografa. Strażnik Władysław był podobno doskonałym gawędziarzem. Zajmował się przywracaniem bobrów przywiezionych nad Biebrzę z Białorusi, dlatego nazywano go bobrowym. Opowiadał o rzece przez cały czas. Mieszkał w dzisiejszej osadzie Bóbr. Kobeszko do dziś uznaje go za swojego nauczyciela. Tak samo wyraża się o ojcu. To ci dwaj strażnicy, bobrowy i łosiowy, mieli duży wpływ na jego zainteresowanie rzeką i biebrzańską przyrodą. Kiedy Mirosław był w wieku poborowym, uznał, że zanim założy mundur, sam wybierze specjalizację. Istniała wtedy możliwość zrobienia różnych kursów przed służbą wojskową. Kobeszko zdecydował się na szkolenie dla płetwonurków. Zaraz po nim pojechał na pierwsze zawody w nurkowaniu, które odbywały się na jeziorze Wigry. (…) W Polsce zdarzają się problemy z widocznością, bo woda bywa mętna, ale gdy Mirek zawodowo związał się z nurkowaniem, zaczął jeździć po świecie. Jak mówi, nurkował w różnych miejscach, a tam woda była przejrzysta i ciepła. Mimo to z sentymentem wracał nad Biebrzę. „Tu, w Biebrzy, pod wodą jesteś sam – przekonuje. – Wciąż możesz poczuć się odkrywcą. Kiedy nurkowałem w Morzu Czerwonym, owszem, było bardziej kolorowo, ale było też wielu ludzi, tysiące fotografujących. W naszej biebrzańskiej toni mogę poczuć się kimś wyjątkowym. Tutaj też zaczynasz rozumieć ten świat podwodnych zależności. To są wyjątkowe odkrycia”. (…) W Biebrzy potrafił spędzać po sześć, osiem godzin dziennie. Brał kajak i płynął od mostu w Osowcu. „Dawniej można było pływać motorówkami i dla nurka bywało niebezpiecznie. Jak przejeżdżała mi taka łódź motorowa po butlach z powietrzem, kiedy byłem pod wodą, to mogło się skończyć tragicznie. Niebezpiecznie bywało też po wynurzeniu, bo myśliwy mógł pomylić człowieka ze zwierzęciem”. Nurkowanie dostarczało też emocji z innego powodu. Na zlecenie prokuratury i śledczych Mirek z powodzeniem szukał wrzucanych do rzeki przedmiotów pochodzących z przestępstw. Raz w czasie takiego nurkowania odnaleziono skradzione rozprute kasetki i broń. Kobeszko przyznaje, że nurkowanie staje się coraz trudniejsze. „Kiedyś wystarczyło zgłosić sam zamiar straży parku i można było iść do rzeki. Teraz muszę za każdym razem wystąpić o zgodę parku i czekać dwa tygodnie na odpowiedź. A przecież pogoda i warunki w rzece mogą się zmienić z dnia na dzień i nie będzie sensu nurkować. To samo z filmowaniem i fotografią, bo dużo moich podwodnych eskapad dokumentuję”. Odkąd Kobeszko zaczął nurkować, spotykał pod wodą sumy. „Strzelaliśmy wtedy do tych ryb z kuszy – oznajmia i zdejmuje z szafki spreparowane pyski sumów. – Ten tutaj – pokazuje – ważył 52 kg. Znaleźliśmy go przywiązanego do ręki nurka, którego utopił. Ten nurek polował z kuszą. Przestrzelił rybę, ale sum
Tagi:
Biebrza, kłusownictwo, Mirosław Kobeszko, nurkowanie, ochrona przyrody, ryby, rzeki, utonięcia, woda, zwierzęta