Superinstytucja od wchodzenia obywatelom do łóżka
pregnancy
Polski Instytut Rodziny i Demografii (PIRD) nie podniesie dzietności, ale stworzy kolejne posady do rozdawania Rozwodu nie dostaniesz, seks tylko w celach prokreacyjnych, rodziców, którzy nie chcą mieć dzieci, ścignie człowiek o uprawnieniach prokuratorskich, zwany dla niepoznaki prezesem. Zajrzy do twojej rodziny, a może nawet do twojego łóżka i nie będzie musiał za bardzo się tłumaczyć, dlaczego to robi. Przesada? Może wcale nie, skoro 4 listopada posłowie Prawa i Sprawiedliwości złożyli w Sejmie projekt ustawy o Polskim Instytucie Rodziny i Demografii, genialny skrót PIRD. Gdyby nowy twór nazwać, jak proponują autorzy internetowych memów, bardziej narodowo: Polski Instytut Etyki, Rodziny i Demografii, byłoby jeszcze jędrniej – PIERD. Pod projektem i jego uzasadnieniami na samym końcu dokumentu czytamy: „Projekt nie jest objęty prawem Unii Europejskiej”. I może właśnie to zdanie jest kluczowe. Nieważne, PIRD czy PIERD, swoją moc ma mieć. Prezes instytutu wedle art. 11 planowanej ustawy będzie mógł np. żądać wszczęcia postępowania w sprawach cywilnych dotyczących rodzin oraz w sprawach rodzinnych, w szczególności stosunków między rodzicami a dziećmi, dotyczących wykonywania władzy rodzicielskiej. Będzie też mógł brać udział w toczącym się już postępowaniu – na prawach przysługujących prokuratorowi – a także zwracać się o wszczęcie postępowania administracyjnego, wnosić skargi do sądu administracyjnego i uczestniczyć w postępowaniach o świadczenia z budżetu państwa i od samorządu terytorialnego. Państwo polskie nie od dziś kroczy ścieżką Węgier – bardzo pragnie przeszkadzać obywatelom w normalnym funkcjonowaniu. Tam w 2018 r. został powołany Instytut Demografii i Rodziny im. Marii Kopp (KINCS). W styczniu 2019 r. z wizytą w Budapeszcie przebywała nasza ówczesna minister rodziny Elżbieta Rafalska. Zachwycała się instytutem: „Jest to naprawdę nowatorskie i nowoczesne rozwiązanie”. Jego zadaniem jest m.in. przeprowadzanie analiz realizowanych polityk społecznych oraz szukanie dobrych rozwiązań poprzez budowanie międzynarodowych kontaktów. Łączy współpracę organizacji pozarządowych w celu wspierania dobra rodziny i znalezienia efektywnych narzędzi do walki z kryzysem demograficznym. Tymczasem całe porządne badania demograficzne prowadzone są przy węgierskim urzędzie statystycznym. A kasa płynie, płynie, płynie Można się śmiać, ale przecież na naszych oczach powstaje kolejna centralna instytucja powołana głównie w celu uwłaszczenia kilku oddanych działaczy partyjnych PiS. Do przytulenia jest 30 mln zł rocznie. Szefem instytutu ma być prezes powołany przez Sejm większością głosów spośród kandydatów zgłoszonych przez radę instytutu. Kadencja ma trwać siedem lat. Rada nie może wyłonić prezesa spośród swoich członków, musi ogłosić konkurs, potem wysłuchać kandydatów publicznie. Bez dodatków pensja prezesa powinna wynosić ok. 14 tys. zł. Tyle samo zarabiają: szef Kancelarii Prezydenta, minister, rzecznik praw obywatelskich, szefowie Kancelarii Sejmu, Senatu, Prezesa Rady Ministrów, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, prezes Instytutu Pamięci Narodowej, wiceprezes Najwyższej Izby Kontroli. Prezes będzie nadzorował pięć departamentów: kultury, mediów i edukacji; badań i analiz; współpracy zagranicznej; współpracy z samorządami i organizacjami pozarządowymi; prawny, jak również organizacyjno-koordynacyjny. Z kolei w radzie zasiadać ma dziewięć osób: po dwie powoływane przez prezydenta i Senat oraz pięć powołanych przez Sejm. Portal Prawo.pl zwraca uwagę, że członkowi rady będzie przysługiwać miesięczna dieta z tytułu wykonywanych zadań. Jej wysokość określi w drodze rozporządzenia Rada Ministrów, ale nie będzie mogła być wyższa niż trzykrotność minimalnego wynagrodzenia za pracę. Obecnie wynosi ono 2800 zł, ale w 2022 r. wzrośnie do 3010 zł. Nie będzie zatem wyższa niż 9030 zł. Sprawozdawcą projektu ustawy o instytucie jest Bartłomiej Wróblewski z PiS, niedoszły rzecznik praw obywatelskich, skrajny konserwatysta, radykalny przeciwnik aborcji, który w 2017 r. przygotował wniosek do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie niezgodności z konstytucją przepisu dopuszczającego aborcję w przypadku nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Wtedy, po protestach środowisk kobiecych, wniosek wycofano. Na konferencji prasowej zachwalał instytut jako „projekt oczekiwany przez wiele środowisk prorodzinnych, ale myślę – mówił – że jest to projekt ostatecznie ważny dla całego kraju”. Według niego – ponad podziałami. „Rodzina i demografia to są te dwie rzeczy, które powszechnie w Polsce uważamy za ważne, które są kluczowe dla rozwoju i przyszłości Polski. (…) Uważamy,
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety