Superszpital na peryferiach

Superszpital na peryferiach

Zespół profesora Skarżyńskiego udowodnił, że można u nas stworzyć klinikę na miarę światową To było nieuchronne. Goście, którzy w dniu otwarcia zobaczyli Międzynarodowe Centrum Mowy i Słuchu w podwarszawskich Kajetanach, nie byli w stanie skupić myśli na chorych. Mówili raczej o cudzie ekonomicznym. – Prof. Henryk Skarżyński to czarodziej polskiej gospodarki – stwierdził nawet Ryszard Konwerski z Polskiego Klubu Biznesu, a zebrani zaczęli zastanawiać się, czy profesor, znakomity otolaryngolog i szef centrum, powinien być ministrem zdrowia, czy raczej finansów. Trudno bowiem to sobie wyobrazić, ale w służbie zdrowia wydarzyła się dobra rzecz. Naprawdę istnieje u nas coś więcej niż koperta z podziękowaniem, umęczona kolejka stojąca od nocy po numerek i dwuznaczne kontakty z firmami farmaceutycznymi. Szpital bez długów Centrum to wielki szpital otoczony ogrodami. Dostać się do niego będzie mógł każdy ubezpieczony. Po perfekcyjnym leczeniu wad słuchu pacjent odpocznie w patio, a wyżywi się przy szwedzkim stole, co podobno jest tańsze. Na razie właśnie szwedzki stół jest nie mniejszą sensacją niż przywracanie słuchu. Jedzenie „do woli” ciągle kojarzy się Polakowi z dobrobytem i pracownicy centrum muszą tłumaczyć, że stół to wynik kalkulacji, a nie szpanu. Pierwsi pacjenci są przyjmowani do centrum od 1 czerwca. Możliwe są konsultacje, zabiegi i rehabilitacja. Budowa trwała dziesięć lat, nigdy nie miała statusu inwestycji centralnej, otrzymała tylko niewielkie środki z KBN. Pieniądze (ok. 43 mln zł) profesor zdobywał od sponsorów i międzynarodowych organizacji, które uznały, że warto zainwestować w siedzibę dla znakomitego zespołu. Ziemię kupował po 50 centów za metr kwadratowy, co jest dziś przyjmowane z osłupieniem. Ponieważ ośrodek jest na uboczu, szpital uruchomi własny transport z dwóch punktów stolicy. Tyle fakty. Teraz o pieniądzach. Na budowie byli wszyscy premierzy dziesięciolecia, ale tylko w ramach kurtuazyjnych gestów. – Nigdy nie występowaliśmy o pieniądze i nigdy ich nie dostaliśmy – wyjaśnia prof. Skarżyński. Za nim złoci się tablica dobroczyńców. Każdy ma swoją lśniącą tabliczkę i jeszcze bardziej lśniącą kartę VIP-a, która upoważnia do ekspresowego przyjęcia i leczenia. Ale na ścianie darczyńców jest ostentacyjnie wiele wolnych miejsc. A prognozy? Profesor zapewnia, że ośrodek nie będzie zadłużony i tak jak poprzednia klinika „sam się wyżywi”. Na polskich pacjentów zarobią chorzy z zagranicy, którzy chcąc się leczyć w najlepszych ośrodkach, wybiorą zapewne ten. Przywiozą euro, a ono uzupełni śmieszne stawki Polaków przydzielone przez Narodowy Fundusz Zdrowia. – W Kajetanach byli już przedstawiciele firm ubezpieczeniowych, podpisano wstępne porozumienia. Poza tym firmy współpracujące z centrum przeprowadzają pierwszą rekrutację zagranicznych pacjentów – wyjaśnia profesor. – W lipcu zostanie przeprowadzona pionierska operacja. Mogę tylko zapewnić, że staniemy się po niej ośrodkiem numer jeden w Europie – mówi prof. Skarżyński. Spełni się przepowiednia rektora AGH, prof. Ryszarda Tadeusiewicza, który zapewnia, że po kolejnych dokonaniach zespołu prof. Skarżyńskiego trzeba będzie na nowo pisać podręczniki medycyny. – Leczenie wad słuchu będzie waszą europejską specjalnością – dodaje niemiecki specjalista, prof. Robert Behr. Tajemnicę sukcesu profesora opisuje biskup Alojzy Orszulik. Oto sytuacja sprzed wielu lat. Profesor towarzyszy biskupowi w podróży do Francji, gdzie hierarcha Kościoła ma przejść poważną operację. – Nawet kiedy był w Paryżu, niczego nie zwiedzał, do żadnego muzeum nie poszedł, tylko całe dni spędzał w klinice – wspomina biskup. – Filmował operacje i ze stosem kaset, zadowolony wyjechał do Polski. To właśnie w Paryżu profesor dowiedział się, że słuch można przywrócić. Po powrocie mozolnie przekonywał, że narząd słuchu też można zoperować, że głuchota nie jest wyrokiem. Są efekty tej propagandy. Lekarze zauważają, że rodzice są dziś lepszym barometrem zdrowia dziecka. – Matka już nie da się spławić jakiemuś mojemu niedouczonemu koledze, który jej wmawia, że jak dziecko nie mówi, to znaczy, że nie ma nic do powiedzenia – mówi Jan Piaseczyński, lekarz rodzinny z Katowic. Coraz mniej jest sytuacji, gdy rodzice przychodzą z niemówiącym kilkulatkiem. – Jeśli badania zrobi się w okolicach pierwszego roku życia i dobierze się aparat słuchowy, rehabilitacja przebiega znakomicie – tłumaczy prof. Skarżyński, absolutny przeciwnik migania, jeśli jest jakakolwiek szansa przywrócenia słuchu. Zbadaj

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 23/2003

Kategorie: Kraj