Świata się nie opowie

Świata się nie opowie

„Wieczór Trzech Króli”, czyli leczymy się z tego, co nas otacza Piotr Cieplak – reżyser teatralny, jego najnowsza realizacja to „Wieczór Trzech Króli” w Teatrze Narodowym Przychodzi mi na myśl głupie pytanie: będzie wesoło? – To jest proste pytanie. Głupie pytania są mądre. Wprawdzie pytanie jest krótkie, ale wymaga dłuższej odpowiedzi. Tak, chciałoby się, aby kolor, śpiew, muzyka, jasny ton tego przedstawienia zabrzmiały. Próbujemy tak to zrobić. To pragnienie bierze się z niewesołych powodów. Mam poczucie, że czasy są niezwykle dotkliwe. Mówię nie tylko o politycznym wymiarze sytuacji, ale także o świecie współczesnym w ogóle, o pandemii, ekologii, o niepoliczonych zagrożeniach, które czyhają na człowieka. Czasy nie są do śmiechu. Chciałbym, żeby to przedstawienie – pewnie najśmieszniejsza sztuka Szekspira – było nie tyle komentarzem, ile próbą leczenia się z tego, co nas otacza. Terapia? – Może nawet terapia. Ale przede wszystkim ozdrowieńcza zabawa. Od lat obserwuję tendencję do wywracania na opak tekstów klasycznych, także Szekspira, i traktowania ich jako pretekstu do zasmucania się, szukania rzeczy gorzkich i tragicznych tam, gdzie jest pełno zabawy. – Z całym entuzjazmem rzucamy się w to, co napisał autor w tej najpogodniejszej – być może – ze swoich sztuk. Szekspir daje nam szansę – jeszcze w towarzystwie tak wyczulonego na dowcip tłumacza jak Stanisław Barańczak – urządzenia karuzeli żartu, śpiewu, koloru. Zachęca do tego zapewne szaleństwo przebieranek. Ale gdzie powaga artysty? – Może tak się stało, że robienie zabawnego, wartkiego przedstawienia, popartego rzemiosłem widowiska artyście trochę nie uchodzi. Panu już się zdarzało imać takich krotochwilnych rzeczy, by przypomnieć choćby „Wesołe kumoszki z Windsoru” w warszawskim Teatrze Powszechnym. – To było 20 lat temu. Z kolei w „Wieczorze Trzech Króli” autor zapisuje rolę Malvolia – obok innych postaci – w niezapomnianej formie. Scena czytania listu od rzekomej kochanki jest klasyką nieposkromionego humoru – napisana 400 lat temu nie straciła nic z komicznego ładunku. Postać Malvolia jest śmieszna, ale pod spodem nieodparcie smutna. – Bo Szekspir to jednak dobry autor. Gdyby śmiech traktował wyłącznie rubasznie, rozrywkowo, discopolowo, że tak się wyrażę, toby nie był Szekspirem. Ten śmiech jest wyzwalający, głęboki, z gorzką nutą. To jest o człowieczeństwie, czasem błazeństwie. Słyszałem od młodego dramaturga, że Szekspir nie był wcale takim dobrym autorem, tylko miał świetny „pijar”. – Ale przecież 400 lat utrzymuje się na topie. Pan jednak od 20 lat Szekspira omijał, po wspomnianych „Kumoszkach…” i potem „Królu Learze” ze Zbigniewem Zapasiewiczem w tym samym Teatrze Powszechnym. – Szekspir wracał w niektórych moich przedstawieniach jako inspiracja, ale rzeczywiście żadnego nowego tytułu od tamtego czasu nie wystawiałem. Nigdy nie myślał pan o kanonicznych tytułach: „Hamlecie”, „Burzy”, „Ryszardzie III”? – „Burza” to mój temat. Wielokrotnie tę sztukę obwąchiwałem. Niedawno we wrocławskim Teatrze Pantomimy w sztuce bez słów bardzo się inspirowałem jej tematem. Szekspir rzeczywiście poszedł u mnie „w odstawkę”, ale chyba czekał na swoją kolej. Muszę powiedzieć, że tekst „Wieczoru Trzech Króli” jest dla mnie samego odkryciem. To odkrycie wynika z pierwszego zdania tej sztuki, które wypowiada Książę, zwracając się do orkiestry: „Jeżeli miłość żywi się pokarmem / Muzyki – grajcie, aż poczuję przesyt”. To zdanie tak mnie uruchomiło, że poza piosenkami, które autor wpisał Błaznowi w tej sztuce, postanowiłem dodać więcej muzyki i śpiewania. Pomyślałem, że orkiestra i muzyka mogą być sposobem na granie tego przedstawienia. Wydaje się to dość niecodzienne – ta sztuka w ogromnej mierze jest śpiewana. Można powiedzieć, że zrobiło się z tego coś pomiędzy musicalem a operą buffa. Tego na pewno jeszcze nie było. – Prawie połowa tekstu jest ujęta w nuty. Na wstępie zakładamy, że sztuczność, zupełnie nieprawdopodobną akcję, perypetie tej sztuki, konwencjonalne, bardzo umowne, podniesiemy jeszcze wyżej. To niemal operetka albo coś podobnego. Wyobrażam sobie, że im bardziej będziemy rozwijali ten pomysł, dalej szli tą drogą, to się okaże, że aktorzy w śpiewie, w nierealistycznym sposobie komunikowania odnajdą się znakomicie. Jak przyjdzie do wyznawania sobie miłości, do wypowiedzenia często dramatycznych słów, to zaśpiewane

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2022, 2022

Kategorie: Kultura