W świecie wiedzą, moi rodacy nie wierzą – rozmowa z Andrzejem Gowarzewskim
Pisanie o dziejach futbolu pozostaje dla mnie dziennikarstwem Andrzej Gowarzewski – (ur. 19 lipca 1945 r. w Szopienicach) architekt (Politechnika Krakowska), dziennikarz (Uniwersytet Warszawski), reporter, publicysta. Honorowy sprawozdawca sportowy „Świata Młodych” (1959), etatowo w katowickim „Sporcie” i w „Sportowcu”, od 1982 r. wolny strzelec. Twórca idei, autor i współautor serii „Encyklopedia Piłkarska FUJI”, która obejmuje 74 tytuły, w tym od 1991 r. tradycyjny oficjalny polski rocznik piłkarski (23 wydania). Akredytowany na igrzyskach olimpijskich (Montreal ‘76, Moskwa ‘80), od 1980 r. na ośmiu turniejach Euro i ośmiu mundialach. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Podczas włoskiego Mondiale 1990, który obaj relacjonowaliśmy dla „Przeglądu Sportowego”, Andrzej Gowarzewski dał się namówić na całodzienny spacer po Rzymie. Nastrój wędrówki wąskimi uliczkami, potykania się co krok o historię sprzyjał luźnej rozmowie – w pewnym momencie Andrzej zaczął opowiadać o swojej pasji, marzeniach, planach. Jednak nigdy nie przypuszczałem, że tak szybko się ziszczą. Już bowiem w następnym roku otrzymałem „Pierwszy Oficjalny Polski Rocznik ‘91”. Do dzisiaj ukazały się 74 tomy, perełki słynnej „Encyklopedii Piłkarskiej FUJI”, w tym książki poświęcone monografiom regionów, klubów i PZPN. Jeszcze nie spotkałem człowieka, który by o niej nie słyszał… Panie Andrzeju, z reguły na początku pada pytanie: „A jak to wszystko się zaczęło?”, mnie natomiast interesuje, czy nie jest pan już tym wszystkim zmęczony. – Dziś, 5 maja, jest to przyjemne zmęczenie, bo nad ranem przekazaliśmy do druku ostatni przed mundialem tom o mistrzostwach świata. Nie znoszę określenia historyk Znany panu śląski dziennikarz z zacięciem historyka futbolu, Paweł Czado, napisał: „Drugi wstrząs Andrzej Gowarzewski zafundował mi po latach, kiedy pojawiłem się u niego w wydawnictwie. Kiedy zobaczyłem bibliotekę, szczęka mi opadła. A już całkiem zdumiało mnie jego archiwum oraz perfekcyjna dokładność i systematyczność, z jaką zbierane są informacje. Dla dziennikarza sportowego interesującego się historią było to niezwykle pouczające przeżycie”. – Wielu chwali archiwum, a ma ono dwie odrębne części. Pierwsza to zbiór publikacji, książek, albumów i druków niemal z całego świata, ale ciekawsza jest ta druga część. To archiwum biograficzne powstałe przez kilkanaście lat, gdy pozostawałem bez pracy i w tym czasie, wykorzystując urodę PRL, rozmawiałem ze wszystkimi żyjącymi piłkarzami, trenerami, sędziami i działaczami, którzy zapisali się w dziejach polskiego futbolu. Jeśli ktoś zaliczył minutę gry w polskiej lidze albo przez jeden dzień był we władzach związkowych, ma u mnie swoją biografię. To prawie 20 tys. twórców historii polskiej piłki, a zawartość informacji jest absolutnie nie do odtworzenia. Po prostu przez kilkanaście lat, na własny koszt, robiłem to, co winny zrobić bataliony uniwersyteckich historyków i redakcje fachowych pism. Zanim zaczęła się ukazywać „Encyklopedia FUJI”, był pan autorem wielu innych publikacji, ale wydana w 1990 r. „Encyklopedia piłkarskich mistrzostw świata” zyskała szczególne uznanie. W rankingu, który sporządził szef „World Soccer” Keir Radnedge, znalazła się na liście siedmiu najlepszych książek o futbolu na świecie. Był pan zdziwiony, że w Polsce nikt nawet o tym nie napomknął? – Proszę sobie wyobrazić, że Keir Radnedge, szef piszących o futbolu w AIPS (Association Internationale de la Presse Sportive – Międzynarodowym Stowarzyszeniu Prasy Sportowej), kilka tygodni temu potwierdził aktualność tej opinii. Trudno się dziwić, że nie jesteśmy prorokami we własnym kraju, zwłaszcza gdy nie czyta się światowej literatury. To ponoć moda naszych czasów. „Encyklopedii FUJI” nie trzeba cenić, ale jeśli pisze się o futbolu za pieniądze czy kieruje strukturami klubowymi lub związkowymi, trzeba ją czytać i znać opinie autorów. Nie trzeba się z nimi zgadzać. Jakie ma pan zdanie na temat kondycji obecnych dziennikarzy? Ja twierdzę, że w większości przypadków mamy do czynienia z pracownikami mediów, którzy nawet nie zdają sobie sprawy, iż dziennikarstwo to zawód czeladniczy. – Miałem 13 lat, gdy „Świat Młodych”, harcerskie czasopismo, przyznał mi w ogólnopolskim konkursie tytuł „honorowego sprawozdawcy sportowego”. To było już, wstyd się przyznać, 56 lat temu, więc mam prawo oceniać profesjonalne atuty współczesnych kadr po latach własnych doświadczeń. Dlatego uchylę się od odpowiedzi, bo ta profesja staje się ogródkiem dla ignorantów. Jaka płaca, takie efekty pracy oferowanej