Zbigniew Kuraś za krzywdę, jaka spotkała jego ojca, żąda już 10 mln zł Trzeba nie tylko tupetu, ale i całkowitego braku wstydu, aby żądać od państwa 10 mln zł zadośćuczynienia za pozbawienie życia ojca, kiedy ten winien był śmierci kilkuset osób. W latach 1945-1947 oddział partyzancki Józefa Kurasia „Ognia” terroryzował Podhale, zabijał, grabił, gwałcił. Sąd Okręgowy w Nowym Sączu odrzucił żądanie 74-letniego dzisiaj Zbigniewa Kurasia wypłacenia mu 1 mln zł zadośćuczynienia i stwierdził, że „Ogień” sam się postrzelił, a poza tym twierdzenie, że walczył on o niepodległy byt państwa polskiego, ale bez komunistów, Rusinów, Żydów, Słowaków, to też sprawa niejednoznaczna. Z wielkim niesmakiem obserwowałem proces, który zakończył się 5 marca br. przed Sądem Apelacyjnym w Krakowie, i to nie tylko ze względu na bezczelność żądań syna „Ognia”, lecz także z uwagi na stanowisko prokuratury, które było moralnie niezrozumiałe. Przedstawicielka prokuratury wspierała argumenty Kurasia, udowadniała, że ma rację i zadośćuczynienie się należy. Rzeczywiście – przyznawała – „Ogień” strzelił sobie w głowę, ale jej zdaniem winni byli ci, którzy zorganizowali na niego obławę. Najpierw milion Cały Nowy Targ wiedział, że Zbigniew Kuraś, właściciel kwiaciarni Hortus przy ulicy Jana III Sobieskiego, specjalizującej się w sprzedaży hiacyntów, to syn Józefa Kurasia „Ognia”, którego partyzancki oddział w pierwszych latach po wojnie siał postrach na tym terenie, dokonał kilkuset morderstw, napadów i grabieży. Przychodzono po kwiaty, ale unikano rozmów z właścicielem o jego ojcu. On również nie chciał o nim mówić, nie udzielał się publicznie, nie należał do żadnej organizacji. Był świadomy, że mieszkańcy Nowego Targu nie zgodzili się na postawienie w tym mieście pomnika „Ognia”, że wprawdzie na msze w rocznicę śmierci Kurasia ojca do kościoła w Waksmundzie przyjeżdżają rządowe limuzyny z Warszawy, ale ludzi, a nawet księdza, przywozi się z innych miejscowości, bo tutejsi nie chcą uczestniczyć w tych uroczystościach. A gdy kiedyś chciał zapalić świeczkę w Ostrowsku, przed domem, w którym zginął ojciec, został przepędzony przez gospodarza. Tymczasem Zbigniew Kuraś po przejściu na emeryturę wystąpił do Sądu Okręgowego w Nowym Sączu o 1 mln zł od skarbu państwa za krzywdę, jakiej doznał jego ojciec wskutek represjonowania go przez organy ścigania w związku z jego działalnością na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego. Mieszkańcy Podhala odetchnęli z ulgą, gdy dowiedzieli się, że nowosądecki sąd odrzucił jego żądanie. Podbicie stawki Zbigniew Kuraś odwołał się jednak do Sądu Apelacyjnego w Krakowie i zażądał za krzywdę, jaka spotkała jego ojca, kwoty już dziesięciokrotnie wyższej. Napisał, że jego ojciec 21 lutego 1947 r., otoczony wraz z członkami swojego ugrupowania w domu Józefa i Anny Zagatów w Ostrowsku przez kilkudziesięciu żołnierzy KBW i milicjantów, istotnie strzelił sobie w głowę, ale został do tego zmuszony. Gdyby nie obława, nie musiałby popełnić samobójstwa. W apelacji stwierdził: „Przyczyną śmierci było zrzucenie go na podłogę przez żołnierzy KBW, którzy widzieli, że ma przestrzeloną czaszkę. Wprawdzie oddał on strzał z broni w swoją głowę, ale nie sposób uznać, że uczynił to w warunkach umożliwiających mu swobodne podjęcie decyzji”. Prokuratura Okręgowa w Nowym Sączu również złożyła apelację i wyraziła swoje niezadowolenie z wyroku, używając dokładnie takich samych argumentów jak Zbigniew Kuraś. Czytamy więc: „Pozbawienie życia Kurasia było wynikiem sytuacji przymusowej oraz wyrazem konieczności stworzonej przez napastników. (…) Samopostrzelenie to należy postrzegać również w kategoriach swoistego etosu dowódcy partyzanckiego oddziału, którego prestiż u podkomendnych zawsze był okazywany wobec żołnierzy osobistą pogardą dla śmierci i gotowością składania życia za ojczyznę”. Sąd apelacyjny zwrócił się o ekspertyzę do krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, skąd nadeszła niemal identyczna opinia o przyczynach śmierci Józefa Kurasia „Ognia”: „Samopostrzelenie Kurasia nie było decyzją wynikająca z niechęci do życia, ale wynikiem sytuacji przymusowej stworzonej przez fakt dokonanej przez komunistyczny aparat represji osaczenia. Jest rzeczą oczywistą, że gdyby Józef Kuraś »Ogień« nie został osaczony przez UB i KBW, to nie strzelałby do siebie. Znane fakty każą bowiem wykluczyć, że Józef Kuraś miał jakiekolwiek tendencje samobójcze”. Winni napastnicy Zarówno w sądzie w Nowym Sączu, jak i w Krakowie pełnomocnikiem Zbigniewa Kurasia była Anna Bufnal, radczyni prawna z Gdyni, bo komu z górali będzie się chciało jechać na drugi koniec Polski, aby jej wytłumaczyć, ilu