Czy Stany Zjednoczone doprowadzą do obalenia reżimu w Damaszku? Prezydent Syrii, Baszar Asad, został przyparty do muru. Bez sojuszników, odizolowany na arenie międzynarodowej, będzie musiał wycofać swe wojska z Libanu. Komentatorzy zastanawiają się, czy reżim w Damaszku przetrwa to upokorzenie. Czy Asad, dziedzic wielkiego ojca, utrzyma swą pozycję wobec potężnej starej gwardii? Asad obawia się interwencji wojskowej Stanów Zjednoczonych. Wie, że może go spotkać los dyktatora z Bagdadu. W wywiadzie dla amerykańskiego magazynu „Time” poprosił dziennikarza: „Proszę przekazać moje przesłanie. Nie jestem Saddamem Husajnem. Chcę współpracować”. Ale takimi deklaracjami nie ułagodzi Waszyngtonu. Ostatnie kłopoty Damaszku zaczęły się 14 lutego, kiedy w Bejrucie zginął w zamachu były premier Libanu, Rafik al-Hariri, jeden z nielicznych antysyryjskich polityków w tym małym lewantyńskim kraju. Nie wiadomo, kto ponosi odpowiedzialność za zbrodnię. Damaszek nie odniósł żadnych korzyści ze śmierci popularnego lidera, wręcz przeciwnie. Wielu Libańczyków doszło jednak do wniosku, że to syryjskie służby specjalne wysłały bombiarzy. Poszczególne grupy etniczne i religijne mocno zróżnicowanego społeczeństwa libańskiego – chrześcijanie, muzułmanie-sunnici, druzowie – zjednoczyły się przeciwko hegemonii syryjskiego Wielkiego Brata. W Bejrucie wybuchła cedrowa rewolucja. Tysiące manifestantów zebranych na stołecznym placu Męczenników domagało się wycofania wojsk i służb specjalnych Syrii z Libanu. Takie same żądania wysunęły Izrael i Stany Zjednoczone. Na arenie międzynarodowej Damaszek jest samotny. Także kraje przeciwne amerykańskiej interwencji wojskowej w Iraku – Francja, Niemcy, Rosja – rozgniewane z powodu śmierci Haririego, poparły Waszyngton w tej sprawie. Asad nie może liczyć nawet na braci z Arabii Saudyjskiej i Egiptu. Po upadku Saddama Husajna reżimy tych krajów nie ośmielają się sprzeciwiać amerykańskiemu kolosowi. Władze w Damaszku od lat uważają Liban za bliską zagranicę i strefę swych wyłącznych wpływów. Syria długo odmawiała otwarcia ambasady w Bejrucie. Po co nawiązywać stosunki dyplomatyczne z „wyjątkowo bratnim narodem libańskim”, którego stolica jest odległa od Damaszku zaledwie o 120 km? Czy zresztą Liban przed II wojną światową nie był, pod francuskim protektoratem, częścią Wielkiej Syrii? Armia Damaszku wkroczyła do Libanu w 1976 r., aby wygaszać w tym kraju wojnę domową. Dywizje prezydenta Syrii, Hafeza Asada, były właściwie wojskami pokojowymi. Interwencja nastąpiła za zgodą państw arabskich. Także Waszyngton i Tel Awiw nie były jej przeciwne, licząc, że armia syryjska osłabi w Libanie Organizację Wyzwolenia Palestyny Jasira Arafata. Syryjczycy szybko zmienili znaczną część kraju w swój nieformalny protektorat. Do dziś to Damaszek decyduje, kto będzie w Bejrucie trzymał ster władzy. Syryjskie służby specjalne czerpią milionowe zyski z różnych, często brudnych interesów w Libanie (handel narkotykami i kradzionymi samochodami). W zaledwie czteromilionowym Kraju Cedrów pracuje i zarabia pół miliona tanich syryjskich robotników. Syryjczycy nie potrafili położyć kresu wojnie domowej ani obronić Libanu przed izraelską inwazją w 1982 r. Prezydent Hafez Asad, zwany „Sfinksem” lub „Lwem z Damaszku”, który przez 30 lat żelazną ręką sprawował władzę, był politykiem przebiegłym i ostrożnym. Unikał bezpośredniej konfrontacji z izraelską potęgą, w razie potrzeby wykorzystywał przeciwko państwu żydowskiemu bitnych szyickich partyzantów libańskich z organizacji Hezbollah, popieranej także przez Iran. W 1989 r. strony libańskiego konfliktu w układzie z Taif zakończyły wreszcie bratobójczą wojnę, Hafez Asad zaś przyrzekł wycofać wojska syryjskie. Nie dotrzymał słowa. Kiedy w 1991 r. Stany Zjednoczone toczyły pierwszą wojnę z Saddamem Husajnem, Damaszek roztropnie poparł Waszyngton. W zamian za to administracja George’a Busha seniora milcząco zaaprobowała dalszą obecność wojskową Syrii w Libanie. Hafez Asad zawsze podkreślał, że problem Libanu może być rozwiązany tylko wraz z innymi palącymi kwestiami na Bliskim Wschodzie. Domagał się zwrotu wzgórz Golan, zajętych w 1967 r., a później zaanektowanych przez państwo żydowskie. Zdołał nawet doprowadzić do rokowań z Izraelem, lecz nie osiągnął celu. Zmarł w czerwcu 2000 r., gdy Izrael wycofywał swe wojska z południowego Libanu. Syria nie mogła już twierdzić, że utrzymuje tam swoich żołnierzy tylko ze względu na „syjonistyczną okupację” jego południowej części. Władzę w Damaszku objął syn „Sfinksa”, obecnie 39-letni Baszar Asad. Właściwie miał być okulistą
Tagi:
Krzysztof Kęciek