Prezydent Wenezueli zaproponował 16 krajom karaibskim uniezależnienie się od koncernów naftowych Stosunki między Wenezuelą, rządzoną przez „zbuntowanego” przeciwko hegemonii USA w Ameryce Łacińskiej wojskowego prezydenta, Hugo Chaveza, a Waszyngtonem to fenomen jedyny w swoim rodzaju. Złym i coraz gorszym stosunkom politycznym między obydwoma krajami towarzyszą bardzo dobre i coraz lepsze stosunki gospodarcze. USA są bowiem skazane na wenezuelską ropę naftową. Wenezuela, piąty w świecie eksporter ropy naftowej, jest czwarta na liście krajów, z których USA sprowadzają ten podstawowy surowiec energetyczny. Sprzedaje Stanom Zjednoczonym 70% produkowanej ropy. Jest trzecim partnerem handlowym USA w Ameryce Łacińskiej, a wartość ich wymiany handlowej sięga 30 mld dol. rocznie. Na początku lipca kolejne coroczne amerykańsko-wenezuelskie spotkanie biznesowe z udziałem 400 wielkich przedsiębiorców zakończyło się zawarciem kontraktów na pół miliarda dolarów. Jednocześnie napięcie w stosunkach politycznych między obu krajami dosięgło szczytu na czerwcowym XXXV posiedzeniu Organizacji Państw Amerykańskich (OPA). Przedstawicielom USA nie udało się wskutek opozycji grupy państw pod wodzą Wenezueli przeforsować swego projektu powołania w ramach OPA komisji monitoringu i interwencji. Miał to być organ, którego rola polegałaby na uzasadnianiu potrzeby ewentualnej interwencji politycznej, a być może wojskowej, w krajach Ameryki Łacińskiej, w których demokrację uznano by za zagrożoną. Stosunki między Caracas a Waszyngtonem psują się, odkąd w kwietniu 2002 r. przeciwnikom politycznym Chaveza z pomocą części wojska udało się obalić demokratycznie wybranego po raz pierwszy w 1998 r. prezydenta przy jawnym poparciu ambasady amerykańskiej w Caracas. Pucz się udał. Ale po 48 godzinach Chavez odzyskał władzę, ponieważ okazało się, że jego rewolucja bolivariańska, czyli stopniowe uniezależnianie się od amerykańskiej kurateli, ma poparcie większości dowódców wojskowych. Chavez nie dokonał krwawej zemsty na uczestnikach zamachu stanu, jak to bywało w zwyczaju prawicowych latynoskich dyktatorów. Zamiast tego ogłosił referendum, pytając, czy ma pozostać na stanowisku prezydenta, i wygrał to głosowanie. Drugim błędem opozycji było zorganizowanie na przełomie lat 2002 i 2003 wielomiesięcznego strajku w państwowym koncernie naftowym PDVSA. Strajk na jakiś czas niemal sparaliżował gospodarkę Wenezueli, ale dzięki pomocy naftowej ze strony rządzonej przez lewicowego prezydenta Brazylii, rządowi udało się przetrwać kryzys, który najbardziej dał się we znaki wszystkim posiadaczom samochodów. Nastroje w społeczeństwie pomogły Chavezowi przetrwać strajk i następnie wymienić całe wrogie mu kierownictwo koncernu. Jego ludzie zaczęli także przejmować kontrolę nad „grupą Citgo” reprezentującą PDVSA w Stanach Zjednoczonych. Cień Chaveza W jednej ze swych cotygodniowych audycji radiowych „Halo, prezydencie!”, w których Chavez rozmawia ze słuchaczami, prezydent ogłosił, że kazał skontrolować księgi Citgo, aby położyć kres rabunkowi dochodów z wenezuelskiej nafty, na której przez 20 lat bogaciła się – jego zdaniem – grupa kombinatorów. Od czasu przejęcia kontroli nad PDVSA i Citgo nafta stała się głównym instrumentem jego strategii politycznego uniezależniania się od Stanów Zjednoczonych i dokonywania korekty na rzecz biedniejszych w procesie globalizacji. Waszyngtońscy stratedzy uważają, że przykład Wenezueli w Ameryce Łacińskiej jest zaraźliwy. Rozwijający się w Boliwii ruch ludowy przeciwko przejmowaniu przez amerykańskie koncerny kontroli nad zasobami wodnymi i bogactwami mineralnymi okazał się skuteczny. W Waszyngtonie mówi się o cieniu Chaveza nad Boliwią. – Kombinacja złowieszczego geniuszu politycznego Fidela Castro i nieograniczony strumień pieniędzy, jakie posiada Chavez, zagrażają stabilności i bezpieczeństwu regionu – alarmuje b. sekretarz stanu USA ds. Ameryki Łacińskiej, Otto Reich. W tych dniach rząd Chaveza, deklarując chęć pogłębiania „szczerego dialogu politycznego” i rozwijania stosunków gospodarczych ze swym głównym partnerem handlowym, rzucił Amerykanom nowe wyzwanie. Chavez, który już od kilku lat wspiera tanią ropą Kubę Fidela Castro, zaproponował swym sąsiadom – karaibskim państwom wyspiarskim – utworzenie wspólnego rynku pod nazwą Petrocaribe, który scentralizowałby handel paliwami płynnymi w tej strefie. Na spotkaniu delegacji 16 państw karaibskich na wysokim szczeblu, które odbyło się w wenezuelskim mieście Puerto La Cruz, 300 km na wschód od Caracas (Castro był tam jedną z głównych postaci) Chavez powiedział: – Idące błyskawicznie w górę
Tagi:
Mirosław Ikonowicz