Nie wezmę byle jakiej roli tylko po to, żeby pokazać swoją gębę na ekranie Rozmowa z Krzysztofem Majchrzakiem – Powiedział pan kiedyś, że dzieli aktorów na tych, którzy robią miny oraz tych, którzy nie robią min. Czym jest dla pana aktorstwo? – Kiedy tak słucham wypowiedzi moich kolegów po fachu, zdumiewa mnie to, że jednym z powodów bycia aktorem może stać się wrodzona nieśmiałość. Myślę, że kompleksy i zamknięcie to słaba motywacja do działania w strefie, w której jak w żadnej innej chodzi właśnie o otwartość i, co ważniejsze, o pełną ofertę emocjonalną człowieka wobec człowieka. Aktorstwo nie może być więc jedynie azylem dla mających kłopoty przy komunikowaniu się z bliźnimi i światem lub też, o paradoksie, szczególnie bezczelnych. Nie jest też chyba po to, aby ciągle przeistaczać się w kogoś, kim się nie jest, to. wątpliwa przyjemność. Dla mnie jest; najogólniej mówiąc, próbą opowiedzenia o rozgrywce człowieka z losem, namiętnym obstawaniem za czymś, co jest drogie, a nade wszystko chęcią poruszenia i radosnego, otwarte-: go wejścia w kontakt z widzem. Również kiedy gram na fortepianie – tylko to mnie interesuje. – Słyszałam, że chce pan porzucić aktorstwo i zająć się wyłącznie muzyką. – W chwilach zwątpienia przemyśliwam o tym. Lubię muzyków. Nie chcę popadać w przesadę, ale sądzę, że muzycy są bardziej oddani sztuce niż aktorzy, choćby ze względu na ciągły kontakt z instrumentem i respekt dla nudności technicznych. Mówi się często – i tego nienawidzę – że artystą się nie jest, lecz artystą się bywa. To bzdury. Artystą jest ten, kto powalony ciągle powstaje, kto jest odpowiedzialny za coś małego poza sobą poza karierką poza profitami. Artyści to ludzie, którzy w obronie swojej prawdy są zdolni do ofiary, choćby do narażenia się komuś. – A kim są aktorzy? – Prawdę mówiąc: wygodniej niż “aktorzy” myśli mi się “artyści”. – Pan, jak sądzę, uważa siebie za artystę? Nie za aktora? – No jasne. Wyłącznie. I to za jedynego w tej galaktyce. – Co pan zarzuca środowisku aktorskiemu? – Denerwuje mnie obecność w kulturze indywiduów, którzy na ekranie prezentują się mizernie, za to pełno ich w pismach kobiecych, kiedy gotują barszcz albo opowiadają jak łatwo jest im uwieść 20-latkę. Denerwuje mnie obecność miernoty z miernych seriali w brukowcach i gazetach TV i opis ich życia erotycznego i rodzinnego. To, że ważniejsze jest, kto bardziej znany niż to, kto potrafi bardziej wzruszyć. Co zarzucam? Nieobstawanie za niczym, poza sobą. Utratę zasad. Przede wszystkim utratę wiarygodności. – Pojmuje pan aktorstwo jako misję, powołanie? Tak traktowano aktorstwo i teatr w latach 80., dzisiaj przeważa opinia, że to anachroniczne, że aktorstwo to po prostu zawód i nic więcej. – A co mnie obchodzą cudze opinie? Gzy ktoś chce, czy nie, aktorstwo jest pewnego rodzaju służbą społeczną. Publiczne pokazywanie się jest równoznaczne z podjęciem odpowiedzialności za jakość komunikatu. Jest więc swego rodzaju misją. Taką misję ma także do wypełniania dziennikarz, polityk. – Zatem, według pana, aktor nie jest osobą do wynajęcia? – Nigdy w życiu! Jeśli ktoś tak myśli, w zetknięciu ze mną oszuka się straszliwie. Już mam na koncie kilku takich oszukanych. – Jaki jest pana stosunek do grania w reklamie? – Nie zaglądając nikomu do portfela, myślę, że szarganie twarzy człowieka w reklamie tv i na billboardach po prostu zabiera mu pewną tajemnicę. Kiedy potem taki facet z reklamy ma zstąpić do nas z ekranu, jest spalony. – Ale za to jaki popularny… – Ja też cieszę się popularnością a doszedłem do, niej inną drogą. Jak widać, różne drogi prowadzą do popularności. – Dla młodej publiczności, która stanowi ponad 90% bywalców kin, narodził się pan dopiero z “Historią kina w Popielawach” i z “Amokiem”, bo oba tytuły weszły na ekrany niemal równocześnie. – To, że młodzież, zapełnia sale kinowe, jest faktem rynkowym. Muszę się z nim liczyć. Ale nie może mi to odbierać rozumu. Nawiasem mówiąc, denerwuje mnie, że co jakiś czas ktoś mi mówi, że Kolski uczynił mnie sławnym. To mnie wręcz wkurza, mimo że kontakt z Jankiem to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie mogły mi się w życiu zdarzyć. Bo niby o co chodzi? Że
Tagi:
Ewa Likowska