Szkocja (nie)podległa

Szkocja (nie)podległa

Choć żądania suwerenności znajdują coraz większe uznanie u Szkotów, nie wydaje się, by w niedalekiej przyszłości sytuacja miała się zmienić Korespondencja z Edynburga Szkocja w każdej chwili może być niepodległa – edynburski taksówkarz uśmiecha się pod nosem. – Gdyby tylko chciała. Rzecz w tym, że nie bardzo chce. W północnej części Zjednoczonego Królestwa rządzi – podobnie jak w Londynie – Partia Pracy, która socjalistycznymi hasłami poprawy życia i opieki nad bezdomnymi przekonała cztery lata temu pragmatycznych Szkotów. Dla uspokojenia niepodległościowych nastrojów w 1998 r. Londyn zgodził się na autonomię prowincji. Szkoci, którzy 300 lat temu wyrzekli się niepodległości i podpisali unię szkocko-angielską, dającą początek Zjednoczonemu Królestwu, mają własny rząd i parlament. I wydają się z tego zadowoleni. – W porównaniu z Anglią jesteśmy dość ubogim krajem – przyznaje Tom Callaghan, lokalny polityk Szkockiej Partii Narodowej. – Nie ma u nas wielkiego przemysłu czy potężnych zasobów naturalnych. Ale przecież znacznie biedniejsze kraje są niepodległe i dają sobie radę. – W świecie zwyciężyła koncepcja państw narodowych, narody chcą wiedzieć, że są u siebie, proszę spojrzeć na Związek Radziecki, Jugosławię czy Czechosłowację – dodaje socjolog Jim McCormack. – Dlaczego my nie mielibyśmy sobie dać rady? Patriotyczne dążenia części szkockich elit nie znajdują jednak wystarczającego poparcia u zwykłych Szkotów. Sondaże BBC potwierdzają, że zwolenników szkockiej niepodległości jest coraz więcej, ale ich liczba nigdy nie przekroczyła 40%. Przeciętnego Szkota zatem suwerenność niewiele obchodzi, nawet jeśli miałaby ona być jedynie na pokaz. Od kilku lat obywatele Wielkiej Brytanii mogą wybrać symbole narodowe, jakie chcą umieścić na tablicach rejestracyjnych swoich aut; mogą to być znaczki oficjalne – litery GB i gwiazdki Unii Europejskiej – ale także obok numeru może się pojawić flaga narodowa. Taka możliwość zamanifestowania odrębności nie zrobiła jednak dużego wrażenia na Szkotach – auta ze szkocką rejestracją są rzadkością, nawet w stolicy kraju. Tymczasem właśnie Edynburg, jako jedyne szkockie miasto, obwieszony jest narodowymi flagami. – To dla turystów – pozbawia mnie złudzeń sprzedawca tradycyjnych szkockich strojów. – Tu nikt poważnie nie myśli o oddzieleniu się od Anglii. Nawet na budynkach urzędowych flaga Szkocji – by nie urazić metropolii – wisi niżej i jest mniejsza od brytyjskiej. – My mamy kompleks Anglików – przyznaje McCormack. – Uważamy, że są lepsi od nas, silniejsi i bogatsi. To dlatego lokalni politycy jeśli nawet przebąkują o niepodległości, robią tak jedynie na użytek bieżącej polityki. Europa powie „nie”? W maju w Szkocji odbędą się wybory. Sondaże wskazują na to, że rządząca od dziesięciu lat Partia Pracy poniesie porażkę, a do władzy dojdzie druga dziś w lokalnym parlamencie Szkocka Partia Narodowa (SNP), która od lat wprost formułuje hasła niepodległościowe. – Nie ma mowy o tym, by partia ta rządziła sama, a w koalicji jej radykalne dążenia zostaną przyhamowane, tym bardziej że nikt inny tak zdecydowanie nie domaga się zerwania więzów z Londynem – tłumaczy McCormack. Kłopot polega jednak na tym, że nawet liderzy partii – choć oczekują zwycięstwa w wyborach – nie wierzą, że ich śmiały plan zyska poparcie rodaków. – Ludzie są zmęczeni Partią Pracy i dlatego zagłosują na nas, są wkurzeni na Anglików i to też punkt dla nas, ale w referendum niepodległościowym (które partia chce rozpisać w ciągu stu dni od zwycięstwa w wyborach – przyp. MB) niekoniecznie powiedzą tak – mówi bez ogródek James McFarnell, działacz SNP w Thurso na północy Szkocji. Dlatego w kampanii, choć oczywiście podkreśla się odrębność Szkocji i wolę utworzenia niepodległego państwa, partia nie stawia Szkotom ultimatum, bojąc się, że zbyt radykalne pomysły odstraszą co bardziej konserwatywnych wyborców. Zapał w sprawie niepodległości studzi także najważniejszy dziś Szkot w Wielkiej Brytanii, Gordon Brown, wskazany przez Tony’ego Blaira na swego następcę. Nie tak dawno opublikował on tekst w „Daily Telegraph”. „Czas, by odezwali się zwolennicy unii. By stawili opór bałkanizacji Wielkiej Brytanii i przyznali, że kraj ten jest i był sukcesem – modelem pokazującym światu, jak narody mogą żyć razem silniejsze, niż

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2007, 2007

Kategorie: Świat