Szkody Fotygi

Jeszcze w zeszłym tygodniu grzmiała. Dowiadywaliśmy się, że: „Nota werbalna, która była przedstawiona Polsce w tej sprawie, jest niestosownym dokumentem. Proponowałabym, aby dziennikarze i całe społeczeństwo zjednoczyło się w obronie Polski przed szkalowaniem, z którym mamy do czynienia, a które jest inspirowane przez opozycję”. Cóż, jestem opozycją, ale przysiąc mogę, że tego akurat nie inspirowałem. I prawie porwany płomiennym apelem pani minister spraw zagranicznych IV RP już ruszyłem bronić Polski przed szkalowaniem, kiedy okazało się, że jednak nie szkalowali. Tym razem przynajmniej. Zresztą każdy, kto otarł się choć trochę o Organizację Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, wie, że w szkalowaniu ona się nie specjalizuje. I tak też było. Nota wysłana przez OBWE w sprawie wystosowania zaproszenia przez Polskę dla zagranicznych obserwatorów okazała się standardowa. Podobne, tyle że ze zmianą dat, miejsc i szczegółów, biuro OBWE wysyła do wszystkich innych krajów. Okazało się, że pani minister spraw zagranicznych nie zna wystarczająco dobrze angielskiego, by treść noty w pełni zrozumieć. Być może zna na tyle, żeby przeczytać, ale uraziła ją propozycja wysłania wcześniej czterech ekspertów, którzy oceniliby „klimat wyborczy”. To przeczulona minister uznała za agresję, a jej superprzeczulony szef poparł ją. Tymczasem każdy, kto choć raz obserwował wybory parlamentarne z OBWE czy z mandatu Rady Europy, jak mnie się to siedem razy zdarzało, wie, iż obserwacja nie polega tylko na kontrolowaniu urn. W dniu wyborów rzeczywiście jeździmy po kraju, patrzymy na procedury w lokalach wyborczych, ale to finał naszej pracy. Zawsze obserwując wybory, jesteśmy w obserwowanym kraju wcześniej. Wtedy otrzymujemy eksperckie raporty oceniające „klimat wyborów”. Potem spotykamy się z kierownictwami wszystkich partii politycznych. Z mediami, organizacjami pozarządowymi. Dla wielu krajów pobyt obserwatorów to wspaniała forma promocji. Tania, bo obserwatorzy płacą za siebie. Zwykle my obserwujemy, a oni prezentują nam swoje osiągnięcia. Polska rządzona przez Kaczyńskich narzeka na niechęć zagranicznych mediów, a jednocześnie odrzuca taką możliwość promocji. No, może jednak nie odrzuci, bo ponoć jakiś odważny się znalazł w MSZ i wytłumaczył, o co w tej nocie chodziło. O Polsce za granicą pisze się źle. Nawet jest taka moda. Wynika to często z ignorancji mediów, z chodzenia przez dziennikarzy na łatwiznę. Łatwo też napisać ignorancki tekst o Polsce w krajach zachodniej Europy, bo tam niewiele o nas wiedzą. Bo takie mają programy szkolne. Niestety Polska rządzona przez Kaczyńskich nie robi niczego sensownego, by ten stan zmienić. Była propozycja napisania wspólnego, europejskiego podręcznika historii. Rząd Kaczyńskich odrzucił ją. A szkoda, bo w podręczniku byłoby więcej o Polsce niż w innych „narodowych” podręcznikach. Niedawno minister Fotyga odtrąbiła kolejny sukces IV RP. Zablokować miała w Radzie Europy „Dzień bez kary śmierci”. Znowu popis ignorancji, bo Rada Europy to nie Unia Europejska i tam nie da się zawetować. Przy okazji społeczeństwa europejskie znów potwierdziły sobie opinię, że Polska nie nadaje się do kooperacji. Polski parlament jako jedyny z przynależnych do Rady Europy nie przyjął uchwały w sprawie przemocy w rodzinie. Interweniowałem u minister Kluzik-Rostkowskiej, uzyskałem nawet wyrazy wsparcia. Ale nic poza tym. Znów poszedł w świat sygnał, że Polska jest krajem akceptującym nie tylko karę śmierci, ale też przemoc w rozwiązywaniu problemów rodzinnych. Pracując w komisjach Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, w czasie posiedzeń plenarnych, obserwacji wyborów, zauważyłem, że już nie jestem pytany o sytuację w Polsce. Już rzadko kto prosi o wyjaśnienie, co się u nas dzieje. Zwykle słyszę jedynie kondolencyjne wyrazy współczucia. I deklaracje, że szkoda fatygi na kontakty z nami, skoro pani minister Fotyga takie szkody robi. I zdziwienie, jak to się Kaczyńskim udało, że tak sprytnie zawłaszczyli Polskę. Prawo do wypowiadania się w imieniu Polski wyłącznie przez nich. PS Odpowiadając na liczne pytania, potwierdzam, że kandyduję do Sejmu z listy Lewica i Demokraci. W Warszawie z ostatniego miejsca na liście.   Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 40/2007

Kategorie: Blog