Szkoły pod nóż

Szkoły pod nóż

Rok 2012 będzie najprawdopodobniej rekordowy pod względem liczby zamkniętych szkół. W ubiegłym roku przestało ich działać 300, w bieżącym może zostać zlikwidowanych ponad dwa razy więcej placówek, nawet 800. Przyczyną ma być niż demograficzny w szkołach ponadpodstawowych i zmniejszenie subwencji oświatowej dla samorządów aż o 1,4 mld zł. W efekcie część placówek przeznaczono do likwidacji, a ich uczniowie są zmuszeni do zmiany szkoły, co prowadzi do absurdalnych sytuacji, takich jak ta na warszawskim Ursynowie, gdzie pod pretekstem „zachowania elastyczności” w zagospodarowaniu pomieszczeń pod jednym dachem gnieżdżą się przedszkolaki i gimnazjaliści. Z kolei szkoły, którym udaje się uchować, tną wydatki, gdzie tylko mogą, np. rezygnując z personelu kuchennego. Warto się zastanowić nad bałaganem, który może powstać, kiedy do szkół ponadpodstawowych pójdzie wyż, bawiący się teraz w przedszkolach, i pomyśleć, czy cięcia w wydatkach na oświatę są dobrym pomysłem na szukanie oszczędności. Strajk z Wikipedii Na pewno innego zdania są uczniowie bytomskiego elektronika (Zespołu Szkół Elektryczno-Elektronicznych im. Marii Skłodowskiej-Curie w Bytomiu), którzy zorganizowali dwudniowy strajk, a do tej pory protestują przeciwko planom zamknięcia szkoły. – W poniedziałek, 2 stycznia, przed lekcjami usiedliśmy z kolegami, żeby omówić, co można zrobić. Przesunięcie zebrania nadzwyczajnej sesji rady miejskiej z 28 stycznia na 4 znacznie utrudniło nam walkę o szkołę, dlatego coś trzeba było zrobić. Było wiele pomysłów: kolejna pikieta, poszukanie podstaw prawnych do zmiany terminu sesji rady miejskiej, padło też słowo strajk. Na początku nikt nie brał tego na poważnie, niestety nic lepszego nie przyszło nam do głowy. Sprawdziliśmy w Wikipedii, jakie są rodzaje strajków, i wybraliśmy okupacyjny. Parę minut po godz. 8 zebraliśmy ludzi na parterze i na schodach, zapytaliśmy znajomych, czy będą z nami, jeśli rozpoczniemy strajk, bo urząd miasta pogrywa nie fair. Wszyscy się zgodzili. Po sprawdzeniu listy obecności i spisaniu KSU (Komitetu Strajkowego Uczniów) zanieśliśmy postulaty do dyrektora, który musiał przekazać to do UM – mówi Łukasz Kalus, jeden z uczestników protestu. Później uczniowie pojawili się na radzie UM z transparentami z napisem „Elektronik”, niektórzy mieli usta zaklejone taśmą izolacyjną. – Był to prosty przekaz, że z nami nikt nie chce rozmawiać i nie mamy prawa głosu. Nadal tak jest. Myślę, że radni oraz zainteresowani zauważyli, o co nam chodzi. Być może to się zmieni w przyszłości – dodaje Łukasz Kalus. Tymczasem radni mówili o konieczności wprowadzania pakietu reform i, co za tym idzie, podejmowania „bolesnych decyzji”. Po stronie uczniów stanęli przewodniczący Młodzieżowej Rady Miasta, Dawid Jendrzok, i nauczyciel Grzegorz Grelak. Pierwszy zwracał uwagę na podejmowanie decyzji bez wysłuchania głosu ludzi związanych ze szkołą i niejako poza świadomością prawdziwych potrzeb mieszkańców, drugi, w odpowiedzi na stwierdzenie, że zamknięcie szkoły będzie „ekonomicznie opłacalne”, przytoczył dane, jak wiele dochodów własnych przynosi sama szkoła. Zaangażowaniu trudno się dziwić, elektronik to szkoła z 60-letnią tradycją, chodzi do niej 434 uczniów, z czego ponad jedna czwarta jest spoza Bytomia. Rozdzielenie uczniów do dwóch szkół (przy ulicy Webera i przy placu Sobieskiego) wiązałoby się też z utratą specjalistycznych pracowni, wartych niemal 700 tys. zł. Dla porównania szacowany przez urzędników koszt przeniesienia to zaledwie 32 tys., czyli ułamek inwestowanych przez lata pieniędzy – nie tylko władz szkoły, lecz także rodziców i sponsorów. Co dalej? – Ślemy pisma w sprawie ponowienia negocjacji, które nam obiecano w czasie strajku. UM nasyła kontrolę kuratorium na naszą szkołę i znów pokazuje się z nie najlepszej strony, ignorując nas. Jeśli doszłoby do takich negocjacji, mamy przygotowane merytoryczne argumenty przeciwko likwidacji, które powinny przekonać władze miasta do zmiany decyzji. W niektórych miastach już się to udało, dlaczego nie miałoby się udać w Bytomiu? Najbardziej martwi nas to, że UM nie chce ugody – mówi Łukasz Kalus i dodaje: – Ale my się nie poddamy i będziemy walczyć do końca. Jeśli zajdzie taka potrzeba, znów będziemy czynnie strajkować. Jesteśmy zmobilizowani i gotowi do działania. Szanse są zawsze, ale nie da się o tym przekonać, jeśli nie będzie się walczyć. Nie tylko elektronik O proteście w Bytomiu dzięki mediom mógł usłyszeć każdy, ale tego typu działania z powodzeniem podejmowane

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2012, 2012

Kategorie: Kraj