Mam studentów z zagranicy. Oni mówią: „Tu się strasznie zmieniło, a to był kiedyś taki miły kraj. Co tu się dzieje?” FILIP BAJON (ur. w 1947 r. w Poznaniu) – reżyser filmowy i teatralny, scenarzysta, pisarz. Absolwent prawa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Jeszcze przed złożeniem pracy dyplomowej rozpoczął studia w łódzkiej Filmówce, które ukończył w 1974 r., uzyskując absolutorium (dyplomowy film „Sadze”, którego bohater został zmuszony do tłumienia robotniczego protestu w grudniu 1970 r., nie został zaliczony). Autor powieści „Białe niedźwiedzie nie lubią słonecznej pogody”, „Serial pod tytułem” i „Podsłuch”, a także zbioru opowiadań „Proszę ze mną na górę”. Do najsłynniejszych jego filmów należą „Aria dla atlety”, „Wizja lokalna 1901”, „Limuzyna Daimler-Benz”, „Wahadełko”, „Magnat”, „Poznań 56” i „Przedwiośnie”. Niedawno wydał autobiograficzną powieść „Cień po dniu” (Jeden Świat, Warszawa 2006). Najnowszy film Bajona, „Fundacja”, który nie miał jeszcze premiery kinowej, został pokazany na tegorocznym festiwalu filmowym w Gdyni. – Jadąc na spotkanie z panem, przeczytałem na jakimś billboardzie hasło „Co cię jeszcze zatrzymuje w Polsce?”. Gdyby pan miał odpowiedzieć na tak postawione pytanie, co by pan powiedział? – Że gdybym miał wyjechać, wyjechałbym pewnie na początku lat 70. Potem było blisko, ale tak się złożyło, że przyjechałem do Polski z podróży do Stanów Zjednoczonych akurat 11 grudnia 1981 r. – I na granicy – opisuje pan to w autobiograficznej powieści „Cień po dniu” – usłyszał pan pytanie: „Po co pan wrócił, panie Filipie?”… – Tak było. A co mnie teraz tu trzyma? Cóż, moje dzieci, Suwalszczyzna, Półwysep Helski, Zakopane, ZAiKS, możliwość pływania na jachcikach, a także to, że Polska wciąż jest krajem nierozpoznanym, aczkolwiek czasami wk… Ciągle jest tu olbrzymi teren do penetracji, mimo że rzeczywistość jest zawłaszczana przez rozmaite partie polityczne, co mnie zawsze denerwowało. Tak jest od czasów PRL – jak jesteśmy przy władzy, zawłaszczamy cały kraj. Ale jest tu jeszcze o co walczyć, np. o poszerzenie sfery wolności. – Coraz częściej słyszy się, że w Polsce robi się duszno, że przestrzeń coraz bardziej się zawęża. – Wydaje mi się, że to nie przestrzeń się zawęża, bo ona została taka sama. Ludzie się zawężają. Zwłaszcza ci, którzy przez ileś tam lat żyli w PRL, przyzwyczaili się do wielu ograniczeń, rozumieli je, na swój sposób oswoili i zaakceptowali. Kiedy teraz mamy sytuację polityczną, w której znów zaczynają dominować ograniczenia, atakuje się pewne poglądy, to tacy wychowani w PRL ludzie, których mentalność dobrze oddaje Tischnerowskie określenie homo sovieticus, cofają się do zrozumiałych reguł. „Aha, ja to już znam, wiem, jak się w tym zachować”, mówią. W ten sposób powstają postawy konformistyczne. Znaczna część polskiego społeczeństwa nadal jest podatna na władzę autorytarną. – To ciekawe, co pan mówi, bo przecież minęły prawie dwie dekady polskiej wolności, innych horyzontów, otwartych granic. Wydawałoby się, że to wystarczy, by przewietrzyć nam głowy. – Ale właśnie te dwie dekady wolności sprawiły, że młodzi ludzie dziś tak chętnie wyjeżdżają, bo nie są już podatni na ograniczenia. Widzą, że inni się zawężają, i nie rozumieją tego, nie chcą być tacy sami. A protestować też im się nie chce… – No, niektórzy protestują, ostatnio choćby przeciwko ministrowi edukacji. – Owszem, ale te protesty są jednak bardzo słabe. W moim mniemaniu za słabe, by coś zmienić. – We wspomnianej książce dużo pisze pan o swoich podróżach, o świecie, ale i o fikcji, która tym światem zawładnęła. Czytając to, zastanawiałem się, czy dzisiejsza Polska też nie staje się powoli taką fikcją. – Wie pan, na poziomie uogólnienia, pewnej oceny artystycznej, abstrakcji intelektualnej można tę rzeczywistość potraktować jako pewien rodzaj fikcji. Dla Gombrowicza Polska międzywojenna też była fikcją. Ale już obserwując miejsca, gdzie bezdomni przychodzą, by zjeść obiad, nie można o niej mówić. – Miałem na myśli system, który porządkuje nam świat i w którym jesteśmy zawieszeni. Demokrację, której czarowi ulegliśmy, ale która okazała się inna niż nasze wyobrażenia. – Demokracja sama w sobie jest oczywiście fikcją, bo to przecież tylko umowa. Jest niewydolna, ale musi być, a skoro tak, no to mamy do czynienia z czystą fikcją. Demokracji nie można poprawić, bo jej reguły są jasno określone. W tabloidach czy w telewizji
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety