Szlagieru nie napisałem

Szlagieru nie napisałem

Zrezygnowanie ze śpiewu w szkole było straszną głupotą Rozmowa z kompozytorem Edwardem Pałłaszem – Pobieracie tantiemy, które wypłacacie autorom muzyki, tekstów, dzieł plastycznych, choreograficznych itd. Czy wszyscy twórcy są równi względem pieniądza? – Utwory Witolda Lutosławskiego i np. Seweryna Krajewskiego są takim samym przedmiotem prawa autorskiego. To jest żelazna zasada ZAiKS-u. Z drugiej strony, stowarzyszenie czuje się zobowiązane do wspierania kultury wysokiej. Składa więc pieniądze na Fundusz Popierania Twórczości, ale także trochę inaczej traktuje każdą minutę muzyki poważnej i lekkiej. W rezultacie z tantiem telewizyjnych czy radiowych Penderecki albo Górecki za minutę otrzymuje nieco więcej niż kompozytor piosenki w wykonaniu np. Maryli Rodowicz. – Co na to Maryla Rodowicz? – Ona na pewno się nie skarży. Przecież media publiczne i komercyjne nadają bez porównania więcej współczesnej muzyki lekkiej niż poważnej. Ta druga – żyjących polskich kompozytorów – w Polskim Radiu stanowi zaledwie 0,9% czasu antenowego. Generalnie twórcy pracujący dla show-biznesu otrzymują dużo więcej z tytułu praw autorskich. – Krajobraz kulturalny tonie w powodzi kiczu, a wy pobieracie za to pieniądze. – Stowarzyszenie nie wartościuje twórczości autorów. Termin „kicz” dotyczy głównie dzieł aspirujących do kultury wyższej, które się sztucznie nadymają, udają o wiele większe niż są w istocie. Uważam, że w przypadku produktów dla show-biznesu, gdzie wszystko może być kiczem, taka kategoria nie powinna być stosowana. ZAiKS stoi na straży prawa autorskiego, zależy nam, aby utwór bardziej popularny, częściej słuchany i oglądany przynosił autorowi i nam więcej dochodu. Doświadczenie natomiast uczy, że drobne formy muzyczne, często niesłusznie lekceważone, niosą nierzadko siłę emocji o wiele większą niż dzieła monumentalne, tkwią w pamięci pokoleń, ich odtworzenie budzi na nowo wspomnienia młodości, miłości, pobudza to, co jest w człowieku. Stąd się bierze m.in. cud popularności kolęd; to jest podstawą nieśmiertelności wielu szlagierów. – Która piosenka spod pańskiego pióra przyniosła największe profity? – Wielkiego szlagieru, który wryłby się głęboko w serca, nie udało mi się napisać. Sporą popularność zyskała jednak piosenka „Idealny sierżant” ze słowami: „Panie sierżancie, bolą nogi”. To dzięki niej na zajęciach wojskowych w jednostce awansowałem do rangi dowódcy plutonu i musiałem uczyć żołnierzy śpiewać. Dobrze mi też służyła „Cygańska ballada” („Jak dobrze z balladą wędrować”), która przez wiele lat znajdowała się w szkolnych podręcznikach śpiewu. – Z programu szkolnego już dawno zniknął śpiew, więc i tantiemy za „Balladę” się urwały. Jest pan zły? – Bardzo, ale nie z powodu utraconych pieniędzy. To po prostu błąd, że dzieci nie stykają się z muzyką. Badania pokazały, że te, które uczyły się śpiewu, były zarazem lepsze np. z matematyki. Śpiewanie czy granie tanim kosztem pomagało im zrozumieć np. istotę ułamków, bo są przecież nutki różnej długości i dzielą się równo na mniejsze wartości. Żywa muzyka pobudzała kreatywność, każdy czuł, że może coś wykonać, zagrać, zaśpiewać, ale i powtórzyć, zamienić, samemu ułożyć. Mieliśmy zatem przedmiot, który wychowywał i uczył, dawał też poczucie więzi społecznej. Zgubienie tego było straszną głupotą. Teraz kształcimy ludzi uboższych, w pewnym sensie kalekich, nawet pozbawionych tożsamości, bowiem określone melodie są spoiwem grupy i całego narodu, wyzwalają też ogromny obszar przeżyć. – Czy nic nie da się zrobić? Pan już udowodnił, że potrafi walczyć do końca, gdy likwidowano całodobowy Program II Polskiego Radia. Był pan wtedy dyrektorem radiowej Dwójki i tak głośno się dopominał o ten program, że go usunięto. – Dwa lata temu ta walka skończyła się dla mnie osobistą porażką. Straciłem już wiarę w jej powodzenie i byłem przekonany, że II Program jest przeznaczony do wycięcia. – Ale tak się nie stało. Dwójka odrodziła się w całej okazałości, wzmocniona szerokimi rzeszami radiosłuchaczy, choć już bez pana. – Rzeczywiście, porażka przemieniła się w sukces właśnie dzięki opinii publicznej. O Program II dopominali się niemal wszyscy nasi słuchacze, od noblistów, po nauczycielki w małych miasteczkach. Razem udowodniliśmy, że „mniejszość” też umie zadbać o swoje potrzeby. Bolesław Sulik, ówczesny prezes Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, powiedział, że wygraliśmy,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 41/2001

Kategorie: Kultura