Szpagat na linie

Szpagat na linie

Wielkiej powojennej wędrówce Polaków na Ziemie Odzyskane towarzyszył równie wielki strach o przyszłość. Powszechny był lęk, że to tylko etap przejściowy. Że tak jak dostaliśmy te ziemie decyzją wielkich mocarstw, a przede wszystkim Stalina, równie dobrze możemy je stracić. I znowu trzeba będzie się pakować i wyjeżdżać. Tylko dokąd? Nie były to lęki bezpodstawne. Po drugiej stronie Odry nastroje rewizjonistyczne i chęć zmiany granic były bardzo silne. W NRD nieoficjalnie, po cichu przed opinią publiczną i za naszymi plecami, prowadzono rozmowy z ZSRR. A w RFN żądania rewizji granic były tak silne, że kanclerz Kohl ulegał im jeszcze do 1990 r. Nie wiedzą o tym prawicowi półanalfabeci, którym się wydaje, że rewizjoniści to był wymysł Gomułki. Jak reagować na brednie, które wygłaszają? Zachęcać do lektury dokumentów? Nie pójdą do bibliotek, bo przecież od czytania i myślenia mają prezesa partii. Gomułka zasadnie bał się możliwości dogadania się Niemców z ZSRR i kompletnej marginalizacji Polski, bo jaka by ona była bez tych ziem? Dla bezpieczeństwa naszej zachodniej granicy fundamentalne znaczenie miał traktat Polska-RFN z 1970 r. A jej uznanie przez RFN było wówczas – i do dziś nic się tu nie zmieniło – sprawą ważniejszą dla interesu państwa od reparacji. Odszkodowania za ofiary i zniszczenia wojenne były przedmiotem oficjalnych wystąpień strony polskiej w 2004 r., gdy w Niemczech bardzo się uaktywniły środowiska rewizjonistyczne, a zwłaszcza Powiernictwo Pruskie domagające się odszkodowań za majątki utracone na wschodzie. Sprawa ucichła, gdy rząd RFN opanował sytuację u siebie. Ale za sprawą PiS wróciła teraz w czasie kampanii wyborczej w Niemczech. Zobaczymy, z jakim skutkiem. Jak tę sytuację wykorzysta AfD (Alternatywa dla Niemiec), partia, która przytuliła środowiska, które nie pożegnały się z tęsknotą za powrotem do przedwojennej mapy Niemiec. Najgłupsze, co teraz może zrobić władza, to uruchomić takie procesy w Europie, które zakończą się majstrowaniem przy granicach. A jest czego się bać, bo do kontaktów ze światem wzięli się w Polsce ludzie ambitni, ale mało rozumni. PiS jest partią frontową. Musi mieć wrogów. I ma ich coraz więcej. Osamotnienie w polityce ćwiczyliśmy już parę razy. Z wiadomym skutkiem. Kończy się ono zwykle tak, że zamiast coś dostać, trzeba wiele oddać. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 37/2017

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański