Szpiegomania w Guantanamo

Szpiegomania w Guantanamo

Czy Al Kaida infiltruje najpilniej strzeżony obóz jeniecki świata? Aż trzech pracowników obozu jenieckiego dla terrorystów w Guantanamo zostało aresztowanych. Podobno przekazywali tajne informacje wrogom Stanów Zjednoczonych. Amerykańskie media biją na alarm – czy bezpieczeństwo narodowe USA zostało zagrożone w tak spektakularny sposób? Czy w wojnie z terroryzmem Waszyngton poniósł porażkę? Czy długie macki Al Kaidy sięgnęły aż na Kubę, do odizolowanego od świata, najpilniej strzeżonego miejsca odosobnienia, w którym na jednego więźnia przypada czterech strażników? Trzej podejrzani są wyznawcami islamu. Republikański kongresman Jon Kyl oświadczył, że komisja Senatu USA zbada, czy muzułmańscy ekstremiści i terroryści infiltrują amerykańskie siły zbrojne. Do Guantanamo przybyło 12 wojskowych oficerów śledczych, którzy dokładnie analizują protokoły i taśmy z przesłuchań domniemanych terrorystów. Zamierzają sprawdzić, czy tłumacze nie oszukiwali prowadzących przesłuchania oficerów, czy nie wchodzili w konszachty z więźniami. Dwaj podejrzani o szpiegostwo żołnierze, tłumacz i kapelan, mogą zostać skazani nawet na karę śmierci. Obóz dla wziętych do niewoli w wojnie z terroryzmem Amerykanie utworzyli w styczniu 2002 r. w Guantanamo, w bazie wojskowej, którą USA dzierżawią na Kubie na mocy traktatu z 1903 r., zresztą wymuszonego i nieuczciwego. Osadzonych jest tam obecnie około 660 więźniów, obywateli 43 państw, posługujących się 17 językami. Jeńcy to przeważnie talibowie i domniemani terroryści z Al Kaidy, pojmani w Afganistanie. Wśród więźniów jest 20 obywateli państw Unii Europejskiej, w tym dziewięciu Brytyjczyków i sześciu Francuzów. Miejsce wybrano starannie. Możliwości ucieczki z pilnie strzeżonej bazy na wyspie praktycznie nie ma. Ponadto w amerykańskiej bazie wojskowej na Kubie nie obowiązują ustawy Stanów Zjednoczonych, więc jeńcy nie mogą korzystać z praw przysługujących więźniom w USA. Politycy z Waszyngtonu pogrzebali pojmanych w wojnie z terroryzmem – „najgorszych spośród złych”, jak wyraził się sekretarz obrony Donald Rumsfeld – w swoistej prawnej czarnej dziurze. Uznano ich za „nielegalnych bojowników” – termin ten był dotychczas w prawie międzynarodowym właściwie nieznany. Więźniowie w Guantanamo nie są więc jeńcami wojennymi (jako tacy mieliby zgodnie z postanowieniami konwencji genewskiej np. prawo do odwiedzin członków rodziny) ani zwykłymi kryminalistami, którzy powinni przecież stanąć przed sądem. Donald Rumsfeld oświadczył jednak, że w interesie USA nie leży uwolnienie więźniów czy też wytoczenie im procesu. Mają pozostać za kratami, dopóki toczy się wojna z terroryzmem, a ta może przecież trwać przez dziesięciolecia. Na próżno obrońcy praw człowieka, jak Erwin Chemerinsky, profesor z Uniwersytetu Południowej Kalifornii, potępiają postępowanie Waszyngtonu: „To niesłychane. Ani prawo amerykańskie, ani międzynarodowe nie stwarzają możliwości przetrzymywania ludzi w nieskończoność bez procesu”. Zauważyć przy tym należy, że w Guantanamo nie ma naprawdę groźnych hersztów terrorystycznej ośmiornicy. Większość jeńców to szeregowi bojówkarze Talibanu, przypuszczalnie trafiła tu też garść Allahowi ducha winnych ludzi. Ale USA za zagrożenie dla swego bezpieczeństwa uważają nawet trzech najmłodszych jeńców w wieku od 13 do 15 lat. Początki obozu nazwanego Camp X-Ray były trudne. Więźniów niemal wepchano do ciasnych klatek z drutu, gdzie dręczyły ich deszcz, wiatr i tropikalne słońce. Nawet dziennik „New York Times” pisał o „nowym amerykańskim gułagu”. Potem jednak warunki znacznie się poprawiły. Firma Brown&Boot, będąca filią przedsiębiorstwa Halliburton, z którym wcześniej był związany wiceprezydent USA, Dick Cheney, postawiła za 9,7 mln dol. nowy Camp Delta (Obóz Delta). Większość „internowanych” osadzono w pojedynczych celach o wymiarach 207 na 243 cm. Więźniowie są dobrze odżywiani, mają dwa razy w tygodniu prawo do prysznica i spaceru w 15-metrowej klatce. Komendant Camp Delta, Geoffrey Miller, umiejętnie stosuje politykę kija i marchewki. Wszędzie w obozie wiszą plakaty, jako żywo przypominające propagandę Kraju Rad: „Powrotna droga prowadzi tylko przez całą prawdę i współpracę”. Jeńcy, którzy złożyli cenne zeznania, są przenoszeni do pokazowego Obozu 4, którego pensjonariusze mogą nawet siedem razy dziennie opuszczać cele, grać w piłkę nożną, a na deser dostają lody i daktyle. Oporni wiedzą, co ich czeka. Władze obozowe ogłosiły, że gotowe jest pomieszczenie, w którym trybunały wojskowe będą wydawać surowe wyroki. Według prasy brytyjskiej, kosztem 7,8 mln dol. zbudowane zostanie centrum egzekucyjne, w którym przywiązani do pryczy skazańcy będą zabijani

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 42/2003

Kategorie: Świat