Mieszkańcy liczyli, że nowy prezydent uporządkuje miasto. Jednak głównym celem nowej ekipy było szukanie okazji do sprywatyzowania miejskich spółek Damian Bartyla jest prezydentem Bytomia od października 2012 r. Były prezes Polonii Bytom zaistniał w lokalnej polityce w roku 2010. Od tego momentu zdążył już wykonać parę sztuczek, dzięki którym można o nim powiedzieć: sztukmistrz z Bytomia. Bartyla objął stanowisko w wyniku przedterminowych wyborów, które były efektem odwołania w referendum poprzedniego włodarza miasta, Piotra Koja z Platformy Obywatelskiej. W tym samym referendum odwołano bytomską radę miejską. Bartyla zyskał zatem bonus w postaci przychylnej mu większości w radzie. Większość sprzyjającą prezydentowi utworzyli radni dwóch stowarzyszeń – Bytomskiej Inicjatywy Społecznej i Stowarzyszenia Wspólny Bytom. Od prezesa do prezydenta Zanim bieg wydarzeń wyniósł Damiana Bartylę na najważniejsze miejskie stanowisko, był prezesem klubu piłkarskiego Polonia Bytom. Trzeba przyznać, że klubowa działalność przyniosła przyszłemu prezydentowi sporo sukcesów. Udało mu się wprowadzić klub do Ekstraklasy. Ale sukcesy się skończyły i Polonia spadła do niższej ligi. Prezes Bartyla zaczął szukać innego zajęcia. Potencjał jego popularności postanowił wykorzystać bytomski poseł Prawa i Sprawiedliwości Wojciech Szarama. W 2010 r. zaproponował mu start w barwach tej partii w wyborach na prezydenta miasta. Co prawda nikt nie słyszał wcześniej o prawicowych poglądach Bartyli, a w jego życiorysie była także praca dla SLD-owskiej ekipy, która rządziła w Bytomiu w latach 1998-2006, jednak dla działaczy PiS nie miało to większego znaczenia. Tak więc do wyborów samorządowych w roku 2010 Damian Bartyla ruszył jako kandydat PiS. I to była pierwsza udana sztuczka. Nie było dane Bartyli dotrwać do wyborów w roli kandydata PiS. Wrocławska prokuratura postawiła mu zarzuty dotyczące korupcji w sporcie. Nie mógł więc być nadal oficjalnym kandydatem partii z prawem i sprawiedliwością w nazwie. Wystartował z własnego Komitetu Damiana Bartyli, któremu jednak PiS udzieliło poparcia, a kandydaci tej partii wystartowali do rady miejskiej z jego listy. Nagła zmiana emblematów na koszulce była zatem drugą sztuczką, która się udała Bartyli. Jednak mieszkańcy Bytomia nie byli jeszcze zainteresowani zamianą prezydenta z PO na prezydenta popieranego przez PiS. Kampania wyborcza w roku 2010 uświadomiła Bartyli, że partyjny szyld PiS jest dla niego obciążeniem. Powołał własne stowarzyszenie – Bytomską Inicjatywę Społeczną. I chociaż doszło do rozwodu z PiS, wzajemne kontakty pozostały bardzo ścisłe. Dość zauważyć, że siedziba BIS znajduje się w tym samym lokalu, w którym biuro poselskie ma parlamentarzysta PiS Jerzy Polaczek. Największa sztuczka udała się jednak Bartyli w 2012 r. Rządząca Bytomiem ekipa PO z prezydentem Piotrem Kojem coraz gorzej radziła sobie z efektami lawinowego zadłużenia. W konsekwencji próba zamknięcia dwóch bytomskich szkół średnich o wieloletniej tradycji skończyła się referendum, w którym odwołano prezydenta i radę miejską. Inicjatorami referendum byli, jak łatwo się domyślić, ludzie związani z Bytomską Inicjatywą Społeczną. Na fali sukcesu referendum w przedterminowych wyborach zwyciężył Damian Bartyla ze swoją ekipą. W zwycięstwie nie przeszkodził nawet fakt, że Bartyla nadal był podejrzanym w sprawie korupcyjnej. Poszukiwanie okazji Mieszkańcy Bytomia liczyli, że nowy prezydent uporządkuje bałagan pozostawiony przez poprzednika. Szybko jednak się okazało, że głównym celem nowej ekipy jest poszukiwanie okazji do sprywatyzowania którejś z trzech największych miejskich spółek: Zakładu Budynków Miejskich (ZBM), Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej (PEC) lub Bytomskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego (BPK) zarządzającego wodociągami, kanalizacją i wysypiskiem odpadów. Zakusy na prywatyzację PEC miały najmniejsze szanse powodzenia, o czym przekonał się już poprzednik Bartyli, Piotr Koj. Jako cel pierwszego podejścia prywatyzacyjnego wybrano zatem ZBM. Protesty społeczne i brak poparcia wśród większości radnych spowodowały jednak wycofanie się z tego pomysłu. Drugie podejście do prywatyzacji spowodowało jeszcze większy kryzys. W końcu 2013 r. prezydent Bartyla, przedstawiając projekt budżetu miasta na rok 2014, zaskoczył wszystkich, dodając do planowanych dochodów 100 mln zł z prywatyzacji bytomskich wodociągów zarządzanych przez BPK. Wprawdzie o tym, że władze miasta mają ochotę sprywatyzować wodociągi, szeptano już od niemal roku, ale nie było oficjalnych działań w tej sprawie. W poprzednich latach
Tagi:
Agata Jałowiecka