Szturm na płonące więzienia

Szturm na płonące więzienia

W Turcji władze usiłowały zakończyć “śmiertelny post” skazańców przy użyciu brutalnej przemocy   Policjanci strzelający do płonących ludzi. Ogień w ponurych, więziennych gmachach, zasnutych chmurami gazów łzawiących. Zakrwawieni skazańcy, bici i kopani przez ciężko uzbrojonych żołnierzy. Zwęglone trupy w zniszczonych celach – takie przerażające obrazy nadchodziły w ostatnich dniach znad Bosforu. W Turcji władze z ogromnym trudem stłumiły największe rozruchy w historii tamtejszego więziennictwa. Siły bezpieczeństwa, wspierane przez buldożery i śmigłowce, w ciągu czterech dni zdobyły szturmem 20 zakładów karnych, stoczywszy mordercze bitwy ze skazańcami, uzbrojonymi w prymitywne miotacze ognia, noże, maczety, kusze, a nawet samopały. Oficjalny bilans zamieszek to 28 zabitych więźniów i dwóch żandarmów. Tureckie organizacje praw człowieka mówią jednak o co najmniej 40 ofiarach śmiertelnych. Kilkaset osób zostało rannych. Rząd w Ankarze ogłosił sukces operacji. Premier Bulent Ecevit stwierdził, że użycie przemocy było smutną koniecznością. Turcja, jako kraj kandydujący do Unii Europejskiej, musiała przecież odzyskać kontrolę nad swymi więzieniami, którą stopniowo traciła w ciągu ostatniej dekady. Tureckie więzienia przepełnione, terroryzowane przez brutalne gangi i bezwzględnych strażników, od dawna miały na Zachodzie jak najgorszą opinię. Jak stwierdził “New York Times”, za kratami znalazła się prawdziwa “mieszanka wybuchowa” – członkowie zorganizowanych band przestępczych, separatyści kurdyjscy, fundamentaliści islamscy, bojownicy prawicowych i lewicowych ugrupowań ekstremistycznych, które w latach 70. toczyły ze sobą krwawą wojnę. Z drugiej strony, według opinii organizacji praw człowieka takich, jak Human Right Watch, w tureckich więzieniach przebywa wielu więźniów politycznych, którzy w krajach UE mogliby prowadzić swą działalność całkowicie legalnie. Nad Bosforem armia czuwająca nad zachowaniem jedności państwa pilnuje, aby np. działacze czy dziennikarze kurdyjscy otrzymywali wysokie wyroki za “terroryzm”. Pomyłki sądowe naprawiane są niezmiernie rzadko. W końcu grudnia na wolność wyszła młoda socjolog, Pinar Selek, oskarżona o związek z separatystyczną Partią Pracujących Kurdystanu (PKK) i o podłożenie bomby na bazarze w Istambule, której wybuch zabił osiem osób. Pinar Selek spędziła w więzieniu ponad dwa lata. Żmudnie przeprowadzone ekspertyzy wykazały w końcu, że na bazarze przypadkowo eksplodowała butla z gazem. Zgodnie z turecką tradycją, więźniowie osadzeni byli nie w małych celach, lecz w dużych, wspólnych “sypialniach”, mieszczących od 20 do 80 osób. Strażnicy kontrolowali bramy i korytarze, często lękali się jednak wchodzić do ogromnych pomieszczeń, skazańcy więc rządzili się sami. Dawało to możliwość wielu nadużyć. Prasa nad Bosforem zamieszczała zdjęcia skazanych gangsterów, siedzących na łożu z baldachimem, którzy wydawali polecenia swym podwładnym na wolności za pomocą telefonów komórkowych. Podobno uwięzieni szefowie lewackich organizacji terrorystycznych nakazywali przeprowadzanie zamachów terrorystycznych zza krat. W wielkich “sypialniach” bandy przestępcze i ugrupowania “rewolucyjne” terroryzowały, niekiedy nawet zabijały, innych więźniów i rekrutowały zwolenników. Władze postanowiły zakończyć ten stan rzeczy. Już w 1996 r. podjęto próbę przeniesienia skazańców do nowych zakładów karnych z małymi, najwyżej trzyosobowymi celami. Więźniowie jednak stawili zacięty opór, skarżąc się, że w grupie czują się bezpieczni, natomiast w małych celach będą narażeni na tortury i akty przemocy ze strony strażników. Nie są to bezpodstawne obawy. W zakładach karnych często pełnią służbę żołnierze, weterani walk przeciwko Kurdom, nie mający odpowiedniego przeszkolenia, za to chętnie “wyrównujący rachunki” ze skazanymi bojownikami PKK. Według Amnesty International i innych organizacji praw człowieka, więźniowie w Turcji często są pozbawiani snu, bici, torturowani, poddawani nie kończącym się przesłuchaniom. Jak twierdzi Human Right Watch, od 1995 r. żołnierze zakatowali 28 więźniów. Jedną z ofiar jest lewicowy działacz związkowy, Suleyman Yetar, który w 1999 r. zmarł w policyjnym areszcie. Sekcja zwłok wykazała złamanie kręgosłupa. W 2000 r. rząd postanowił zaprowadzić porządek w zakładach karnych. Zamierzano ogłosić amnestię, aby zmniejszyć o połowę ponad 70-tysięczną populację skazańców. Amnestia objęła jednak tylko kryminalistów. “Więźniowie polityczni” mieli natomiast zostać przeniesieni do nowych zakładów karnych. W październiku 2000 r. “polityczni” odpowiedzieli “głodowym postem”. Minister sprawiedliwości, Said Turk, zapewnił, że nie będzie przeniesienia do “celi typu F”, dopóki nie osiągnięty

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2001, 2001

Kategorie: Świat