7 lutego rozpoczęło się w Szwajcarii uroczyste odliczanie 366 dni do jubileuszu 50-lecia uzyskania praw wyborczych kobiet Korespondencja z Zurychu Ten rok będzie pełen wydarzeń przypominających drogę Szwajcarek do 7 lutego 1971 r., czyli dnia, od którego mogą głosować i być wybierane do parlamentu. Z inicjatywą odliczania wystąpiła m.in. prawniczka Zita Küng, działaczka na rzecz praw kobiet i mniejszości. – Mając lewicowe poglądy, nie mogłam znaleźć pracy jako nauczycielka. Byłam wściekła na nasze prawo, chciałam poznać jego funkcjonowanie, więc poszłam na studia prawnicze – mówi Zita, jedna z najbardziej znanych feministek w Szwajcarii, Niemczech i Austrii. Prowadziła liczne kampanie, w tym „Przemoc mężczyzn nie czyni z nich mężczyzn”, dzięki której po raz pierwszy w Szwajcarii podjęto temat molestowania seksualnego w pracy. Była jedną z dwóch pierwszych kierujących Urzędem ds. Równości Płci utworzonym w Zurychu w 1990 r. Uczy inne kobiety, czym jest prawo i jak je rozumieć, pomaga im aktywizować się zawodowo i społecznie. Prowadzi zajęcia na wydziale feministycznym Fem! To roczne seminarium stworzone cztery lata temu przez kobiety dla kobiet. Zajęcia odbywają się m.in. w Zurychu, Bazylei, Winterthurze. Cykl obejmuje zajęcia o tematyce feministycznej – prawnej, ekonomicznej, dotyczącej kobiecego ciała i praw do niego itd. – Nie boimy się feminizmu, on przywraca kobiety społeczeństwu, uświadamia nam nasze prawa, uczy, jak się wzajemnie wspierać niezależnie od wieku czy statusu – mówi Ayse, dziennikarka radiowa. 35 lat temu przyjechała do Szwajcarii jako uchodźczyni polityczna z Turcji. Szwajcarki, Niemki i Polka spotkały się 25 stycznia w Zurychu w niezwykłym miejscu, dawnej elektrowni Kraftwerk, trzy przystanki tramwajowe od Helvetiaplatz, gdzie zbierają się znaczące demonstracje, skąd wyruszają marsze. Na Fem! zapisują się bardzo różne kobiety: od pań w wieku emerytalnym, pamiętających czasy bez prawa wyborczego, przez aktywne zawodowo urzędniczki, przedsiębiorczynie, rolniczki, po studentki i imigrantki. Każda płaci za zajęcia, z tym że te, których nie stać, płacą mniej, a inne, solidarnie, dokładają się większymi kwotami. Kobiety mają głos 7 lutego 1971 r. szwajcarscy mężczyźni głosowali nad zmianami w konstytucji i zdecydowali o politycznych prawach kobiet – 65,7% było za, 34,2% przeciw. Zmiany następowały w ślimaczym tempie, co pokazały kobiety na demonstracji podczas wystawy SAFFA na temat pracy kobiet w 1928 r. – na platformie umieściły wielkiego ślimaka z napisem: „Prawa wyborcze kobiet”. W 1958 r. Bazylea, miasto-kanton, jako pierwsza wprowadziła prawo wyborcze dla kobiet na poziomie gmin. Rok wcześniej, podczas referendum dotyczącego obowiązku uczestnictwa wszystkich kobiet w obronie cywilnej, wybuchł skandal. Po raz pierwszy w historii wzięły w nim udział panie. Rada gminy Unterbäch w kantonie Valais, zgodnie z prawem w tej gminie, na liście uprawnionych do głosowania umieściła również kobiety. Pierwszą Szwajcarką, która wrzuciła głos – do oddzielnej urny dla kobiet – była Katharina Zenhäusern, żona przewodniczącego rady gminy. Na 84 kobiety z listy wyborców zagłosowały 33. Ich głosy jednak anulowano. Ostatni i najmniejszy kanton, Appenzell Innerrhoden, dopiero po wyroku sądu federalnego z 27 listopada 1990 r. przyznał kobietom prawa wyborcze na poziomie kantonu. Zagłosowały 28 kwietnia 1991 r. Codzienność Szwajcarek Światowe statystyki mówią, że na 100 mężczyzn żyjących w ubóstwie przypadają 104 kobiety, ale w Szwajcarii to aż 138 kobiet. – Wielkim problemem jest bieda starszych kobiet, emerytura nie wystarcza na potrzeby życiowe. Wiele kobiet z powodu pracy w domu, niskich zarobków albo zatrudnienia na część etatu nie ma prawa do emerytury albo ma ją bardzo niską. A mieszkania i ubezpieczenie zdrowotne są drogie – zwraca uwagę Theresa, matka dwójki dzieci z Zurychu. Gabriela, która uczy się jeszcze i pracuje, dodaje, że zarobki kobiet są o ok. 30% niższe niż mężczyzn. – A opieka nad dziećmi zmniejsza szanse na zrobienie kariery i zdobycie wyższego stanowiska. Kobiety generalnie mają zbyt małe wsparcie i są zbyt słabo reprezentowane w instytucjach politycznych – podsumowuje. Irene i kilka innych pań wspominają długie i trudne, kosztowne rozwody, sądy o „męskim punkcie widzenia”. Do 1987 r. w prawie małżeńskim widniał zapis zobowiązujący kobiety do prowadzenia domu, zajmowania się dziećmi i uzyskania zgody męża na podjęcie