W Szwajcarii każdego roku osiedla się więcej przybyszów – w proporcji do liczby mieszkańców – niż w Stanach Zjednoczonych Korespondencja z Zurychu Na niedawnych mistrzostwach Europy w piłce nożnej wśród jedenastki szwajcarskich Nati, jak miejscowi pieszczotliwie nazywają swoich piłkarzy, Szwajcarów bez migracyjnych korzeni było zaledwie trzech. Pozostali – w tym gwiazdy Granit Xhaka i Xherdan Shaqiri, obaj z podwójnym, szwajcarsko-albańskim obywatelstwem – to albo secondo, czyli urodzeni tu w migracyjnych rodzinach, albo ci, którzy urodzili się poza krajem. Szwajcarska drużyna narodowa była, obok francuskiej, jedną z najbardziej międzynarodowych na Euro 2016. Tak jak sama Konfederacja Szwajcarska jest, po Luksemburgu, najbardziej międzynarodowym państwem Europy. Posiadacze obcych paszportów to niemal 25% ludności kraju. W znacznej mierze doskonale wykwalifikowani, dobrze zarabiający i latami pozbawieni prawa głosu. O ich prawach Szwajcarzy decydują w kolejnych referendach. A w ostatnim czasie ważnych dla cudzoziemców inicjatyw politycznych nie brakowało. Oddanych, dodajmy, pod głosowanie szwajcarskich obywateli. Najważniejsze to referendum z lutego 2014 r., w którym zadecydowali oni o wprowadzeniu limitów w przyjmowaniu imigrantów. Dla cudzoziemców w Szwajcarii było to małe trzęsienie ziemi, niektórzy nawet zdecydowali się na powrót do kraju pochodzenia czy zamknięcie biznesu. – Teraz trudno przewidzieć, co będzie za rok czy dwa, jaką kolejną inicjatywę przegłosują Szwajcarzy. Na tak niestabilnym gruncie trudno budować biznes – tłumaczył właściciel niewielkiej firmy z branży IT, który zdecydował się na powrót do Niemiec. Ustawa o kwotach nie weszła jeszcze w życie, a negocjacje z Unią Europejską, przedłużone zamieszaniem wokół Brexitu, potrwają zapewne jeszcze dobrych kilkanaście miesięcy. Inicjatorem kampanii na rzecz wprowadzenia limitów w przyjmowaniu imigrantów była prawicowa Szwajcarska Partia Ludowa (SVP). Ta sama, która w 2009 r. wspierała inicjatywę wymierzoną w muzułmanów. Dziś, w jej efekcie, Szwajcaria to jedyny kraj Europy, gdzie nie można budować minaretów – tak w referendum zadecydowali mieszkańcy. W wyborach w 2015 r. populistyczna SVP zdobyła największą liczbę miejsc w parlamencie (29%) spośród wszystkich partii politycznych. Jednak nawet SVP z jej agresywnymi antyimigranckimi kampaniami nie jest na tyle szalona, by mówić o całkowitym powstrzymaniu napływu obcych. Ci obcy to bowiem od kilkudziesięciu lat koło zamachowe szwajcarskiej gospodarki. Niemal co trzecia osoba w wieku produkcyjnym urodziła się poza Szwajcarią. Partia chce jedynie powrotu do przyjmowania imigrantów na poziomie z lat 90., gdy rocznie osiedlało się ok. 20-30 tys. pracowników i ich rodzin, bo to liczba, którą można zagospodarować. – Szwajcaria zawsze chętnie witała cudzoziemców, choć oczywiście było to powitanie skierowane do ograniczonej liczby osób. Do tych, którym możemy zaoferować perspektywy zawodowe – podkreśla Silvia Baer, rzeczniczka SVP. Rząd w Bernie uspokaja mieszkańców statystykami publikowanymi na swoich stronach – cudzoziemcy płacą na ubezpieczenia społeczne więcej, niż z nich korzystają, ich liczba rośnie wraz z rozwojem gospodarki, która potrzebuje pracowników, wreszcie zajmują nawet mniej powierzchni mieszkalnej niż Szwajcarzy. Ponadto częściej są bezrobotni, nierzadko pracują poniżej kwalifikacji, a dorosłe dzieci imigrantów muszą wysłać kilkakrotnie więcej aplikacji, by dostać pracę. Chociaż Szwajcarii nie dotknął kryzys imigracyjny, który wstrząsnął sąsiednimi Niemcami i Austrią, także tutaj temat imigrantów należy do najgorętszych politycznie. – Wydarzenia polityczne, takie jak wybory czy referenda, wzmagają antyimigranckie nastroje. Wtedy można zaobserwować szczyt niechęci do cudzoziemców, która później spada do umiarkowanego, od lat niepodlegającego większym zmianom poziomu – tłumaczy Didier Ruedin ze Szwajcarskiego Forum ds. Migracji i Populacji (SFM). Kilka miesięcy temu Szwajcarzy znów głosowali w sprawie obcokrajowców. Tym razem chodziło o inicjatywę zezwalającą na deportację cudzoziemca po dwukrotnym złamaniu przez niego prawa. Nawet po tak błahym wykroczeniu jak przekroczenie prędkości. – Jeżdżę przepisowo, ale czasami przez nieuwagę można przekroczyć ograniczenie o kilka kilometrów, co tutaj jest już karane mandatem. Ta inicjatywa mocno mnie przestraszyła, bo traktujemy Szwajcarię jak nasz nowy dom. Tu pracujemy, płacimy podatki, a nasze dzieci chodzą tutaj do szkoły – mówi Jan, wiedeńczyk, wykładowca na jednej z zuryskich uczelni. Na szczęście rozsądek zwyciężył i tym razem zagłosowano przeciwko. Dobry cudzoziemiec, czyli użyteczny W przyjemnym, tarasowo położonym bloku w zuryskiej dzielnicy Höngg