Tablica tablicy nierówna

Tablica tablicy nierówna

„Z Wami do 1944” – taki napis umieściła grupka Polaków i Ukraińców na skromnym obelisku w wiosce, gdzie wymordowano Polaków W rocznicę katastrofy 10 kwietnia w mediach od rana królowała informacja o zniknięciu polskiej tablicy w Smoleńsku, umieszczonej tam przez Stowarzyszenie Katyń 2010. Na jednym z portali ukazał się histeryczny tekst z tytułem „Świat dostrzegł podmianę tablicy przez Rosjan”. Pod nim wyróżniał się komentarz dodany o godz. 6.35. Jego autor nie przyłączał się do krzyków o polskim premierze, prezydencie – zdrajcach czy o podstępnych Moskalach: „Nie tędy droga! Niestety to było wejście w nocy, tylnymi drzwiami i z butami w rękach. Tak się nie robi. W sprawie tak delikatnej potrzeba taktu, rozmowy i jeszcze raz rozmowy. Inaczej będzie to samowolka, na którą żaden kraj nie może sobie pozwolić. Wiem coś na ten temat, bo stosując zupełnie odmienną drogę postępowania, doprowadziłem do postawienia w ukraińskiej wsi, w miejscu, w którym w 1944 r. UPA spaliła katolicki kościół i zamordowała 23 Polaków, pomnika upamiętniającego mieszkających tam rodaków. Pomnik stylizowany na katolicki krzyż z biało-czerwonych płyt i z tablicą wmurowaną w kamień z napisem po polsku i ukraińsku jest taki: »Z Wami do 1944« stoi w środku wsi nad Czeremoszem, zadowala nas i jednocześnie szanuje wrażliwość Ukraińców na tym punkcie. Został postawiony w 2009 r., dokładnie w tym samym czasie, kiedy polsko-ukraińską atmosferę podgrzewała sprawa »rajdu Bandery«”. To słowa Edwarda Łysiaka z Wrocławia, którego matka, 82-letnia Helena, z domu Tomaszewska, urodziła się w Rybnie, na ziemiach II RP, dziś należących do Ukrainy. Młodość mogłaby kojarzyć z czystkami etnicznymi, ale pamięta Ukraińców – dobrych ludzi. We wspomnieniach, zebranych przez syna w książce „Blaszany kogucik”, pisze, że wiosną 1944 r., kiedy wojska radzieckie toczyły walki z Niemcami w Kutach i w okolicy, wkraczały i wycofywały się, bandy UPA podczas nocnych wypadów zaczęły mordować pojedynczych Polaków. „Rozpoczyna się systematyczne wyrzynanie ludności polskiej. Nożami, które w greckokatolickiej cerkwi w Kutach, z należnym temu ceremoniałem, poświęcił ksiądz Zakrewski”. Przez te kilka dni UPA zamordowała ok. 200 osób. Pamięta o Wasiucie Nargan, ukraińskiej dziewczynie, która przemyca Helence do Kut, gdzie ta odwiedza ciotkę, ludowy strój. Dziewczynka ma udawać Ukrainkę, nie odzywać się, broń Boże. Tak przeprowadza ją ledwo żywą ze strachu przez posterunek UPA. Dziś pani Helena serdecznie wita się z Ewą, córką siostry Wasiuty, pali świeczki na jej grobie w Rybnie. Pamięta o Ukraińcu Harasymiuku, w którego oborze i za którego wiedzą przez trzy tygodnie, co noc, ukrywali się Polacy, póki nie spłonęła pełna zwierząt, zajęta ogniem od polskich domów podpalanych przez banderowców. I o nieznanej, życzliwej kobiecie z ostatniego ubogiego domu w Rybnej, która dała mamie Helenki kożuszek, kieptar. Ochronił on dziecko od zimna listopadowej nocy 1944 r., kiedy kryły się przed rzezią w nadrzecznych zaroślach. Mimo traumatycznych przeżyć i krzywdy ani Helena Łysiak, ani jej troje dzieci nie rozdrapują ran, budują mosty porozumień, może na razie kładki, tak jak kiedyś zaczynano między Niemcami a Polakami. Dzięki kilkuletnim staraniom Łysiaka, Romany Obrockiej, byłego burmistrza Obornik Śląskich Pawła Misiorka czy nauczycieli, takich jak Bożena Magnowska, doszedł do skutku projekt edukacyjny i stanął obelisk. Bez byłego burmistrza Rybna, Petra Kabana, dyrektorki miejscowej szkoły Hanny Rybaruk, nauczycielki pani Darii i innych nie byłoby to możliwe, a bez Koli Pawluka – nie do pomyślenia. Niewielka granitowa tablica przeleżała rok u rybeńskiego sołtysa, przywieziona w 2008 r. m.in. przez rodzinę Łysiaków i Polaków ormiańskiego pochodzenia. Niemiec Michael Herde, dziennikarz, rocznik 1945, też dołożył swoją cegiełkę do tych starań. Taka tablica na zgodę. Atmosfera towarzysząca powstaniu pomnika, mimo oczywistych emocji, była pełna empatii, delikatności i poszukiwań wspólnej drogi – inaczej niż w przypadku tablicy smoleńskiej. To był długi proces. Polska strona uczyła się ukraińskiego upływu czasu, w którym obowiązuje inne tempo i nie uwzględnia się żadnych obietnic. Konkretny termin w ustaleniach ze stroną ukraińską nie powinien być traktowany dosłownie, przydały się więc doświadczenia osób współpracujących długo z Ukraińcami. Mimo wszystko nasi dotrzymywali słowa. Pierwszy raz po 60 latach Teraz to życzliwi Ukraińcy czekali na nas, pomnik stoi od półtora roku w centrum wsi,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 25/2011

Kategorie: Kraj
Tagi: Beata Dżon